Nowy dom

2.5K 111 14
                                    

Czyjeś ręce ściągnęły mnie ze sceny na zimny kamień. Zaczęli ciągnąć mnie po nim, przez co zdarłem kolana, golenie i kostki. Zupełnie sflaczałem nie chcąc żyć. Sprzedali mnie, stałem się czyjąś własnością. Już nie zastanawiałem się gdzie trafię, co ze mną zrobią. To było nieważne, wszystko wtedy straciło sens. Z tej obojętności wybił mnie zapach krwi, co jest? Dopiero teraz spostrzegłem, że siedzę w przyczepie jednego z wozów do transportu zwierząt, wraz z innymi ludźmi, głównie kobietami, choć było tam paru mężczyzn. Rozejrzałem się po ich twarzach, wszystkie wyrażały obojętność, jedynie twarze leżących przedstawiały ból.
-Przecież oni są ranni...-Wyszeptałem w tłum ludzi, spojrzeli na mnie wszyscy na raz zaskoczeni.-Dlaczego nikt im nie pomaga...?-Chciałem się do nich doczołgać, jakoś pomóc tym rannym, ale jeden ze starszych mężczyzn złapał mnie za ramię i silnym ruchem znów urządził na miejscu.
- Nie zbliżaj się do nich, są po badaniu. Jeśli nie chcą im pomóc, to znaczy, że mają umrzeć.-Odparł grobowym głosem. Co? Jak to mają umrzeć? To chore, gdzie ja trafiłem? Podniosłem się, aby kogoś zawołać, ale wtedy ciężarówka ruszyła i upadłem na ludzi. Odsunęli mnie od siebie i znów zastygli w obojętnych pozach. Zająłem swoje miejsce, jechaliśmy w milczeniu, jedynie jęki umierających zakłócały ciszę.

Nie wiedziałem czy mam płakać czy się śmiać jak zobaczyłem budynek burdelu. Z jednej strony niby stały dach nad głową, może jakieś dobre wyżywienie, z drugiej jaką rolę będę grał? Będę sprzątał, rozprowadzał do pokoi, służył w łaźni czy... będę się sprzedawał? Zaczęli ściągać nas z przyczepy i jak bydło gonić w stronę drzwi pierwszej łazienki. Tam nas myli, sprawdzali czy nie złapaliśmy pasożytów, a potem gonili dalej. Nadzy ustawialiśmy się w szeregu, niepewni; ale przynajmniej odświeżeni. Zupełnie odkryci czekaliśmy na coś.

Staliśmy w milczeniu, ja rozglądałem się po pomieszczeniu. Byliśmy w długim, dużym pokoju bez mebli. Ściany były takie... Różowe. Ciemna drewniana podłoga, ściany bez okien. Tylko łuk, przez który przeszliśmy z łaźni tutaj i białe drzwi, teraz zamknięte. Właśnie przez te drzwi weszły dwie osoby z czterema sługami. Kobieta i mężczyzna - właściciele. Cóż można o nich powiedzieć, oboje z lekką nadwagą, bruneci, facet miał gęstego wąsa pod nosem. Ubrani dość zwyczajnie jak na ten lokal. On w typowy strój karczmarza; biała flanelowa koszula, jakieś tam spodnie i pobrudzony fartuszek wokół pasa, ona w zwiewną, kolorową suknię, z dużym dekoltem. Najpierw przed szeregiem przeszedł się mężczyzna wskazując na większość chłopców i mężczyzn. Kiedy wskazał na mnie jego żona zaprotestowała, więc ruszył dalej. Kiedy skończył selekcję zabrał nowe sługi z pokoju, aby zapewne przekazać im stroje i informacje. W takim razie, skoro nie sługa to...
-Reszta z Was pójdzie ze mną moje małe laleczki.-Cóż, wyprowadzili nas z tego pokoju i zabrali do pomieszczenia mieszkalnego. To był niebieski pokój, z ciemną podłogą i trzema szeregami łóżek dwupiętrowych. Pusty i czysty, gotowy na nowych mieszkańców.
-Zajmijcie miejsca.-Spojrzała w naszą stronę.-Masz być grzeczny chłopczyku, nie dotykaj panienek.-Wskazała na mnie palcem, a potem wyszła śmiejąc się. Że co?! Dopiero teraz zauważyłem, że jestem jedynym facetem z "dostawy", który będzie świadczył usługi. No szlag by to trafił...
-Witajcie w nowym domu robaczki!-Kobieta wróciła do nas jeszcze na chwilę, a potem zniknęła. Zachciało mi się płakać, znowu. Zająłem ostatnie wolne miejsce na górze i skuliłem się tam.

Chyba mam depresję.

-----------------------
Jak zawsze dziękuję Cię dobry człowieku za dotarcie aż tutaj. Proszę Was dziś specjalnie o wyrażenie opini na temat tego rozdziału, ponieważ coś mi w nim nie pasuje. Dziękuję jeszcze raz za pozytywny odzew z waszej strony, życzę miłego dnia i do zobaczenia w następnym rozdziale. Pa, pa!

BurdelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz