Roger

1.8K 89 20
                                    

-Jak maluchu, podobało Ci się?-zapytałem gładząc go po włosach. Biedactwo moje. Trochę się chyba zmęczył. Wycigając wziernik przypadkowo zraniłem go. Pocałowałem wtedy ranke, ale to nie wzbudziło w nim żadnej relacji. Dziwne...-Maluchu? Króliczku?-Potrząsnąłem go za ramię. Opadł bezwładnie na bok. Miał zamknięte oczy, jego klatka piersiowa nie unosiła się i zaczął blednąć wyraźnie.-Mały, mały!-Krzyknąłem podnosząc go trochę. Nie czułem na policzku oddechu. Sięgnąłem do spodni i wykręciłem numer do przyjaciela. Pierwszy raz tak panikowałem. Tamowałem krew na jego plecach próbując przypomnieć sobie lekcje ze szkoły o ratowaniu życia. Mężczyzna dał mi kilka wskazówek i kazał go szybko przywozić.

Cholerny słaby szczeniak! Wkurzony siedziałem w poczekalni, Logan nie pozwolił mi do niego wejść. Mogłem tylko patrzeć przez szybę. Cholera. Rozeźlony chodziłem od ściany do ściany jak lew w za małej klatce, co chwilę zerkając w jego stronę. Przecież mówił, że nie da rady, że już nie chce. A ja oczywiście go nie posłuchałem. Zakląłem znów pod nosem i usiadłem. Spojrzałem na niego. Leżał pod respiratorem, owinięty bandażem jak wojownik zbroją; od łopatek do pasa. Aparatura wydawała z siebie wkurwiajace pik, pik. Wyszedłem na korytarz i rozejrzałem się. Opuściłem szpital szybkim krokiem mijając pacjentów, ich rodziny i personel medyczny. Skierowałem się do kwiaciarni.

Kiedy kupiłem kwiaty zatrzymałem się przed witryną sklepu z zabwakami. Pomyślałem o jakimś miśku, ale nie takim malutkim. Na wystawie siedział śliczny królik z kokardą pod szyją. Był dość duży, wysokością zbliżony do dużego psa. Kupiłem go dla niego, może się ucieszy. Mi się akurat bardzo spodobał, był taki miękki i przyjemny w dotyku.

Wróciłem do szpitala. Skierowałem się do gabinetu przyjaciela. Chciałem prosić go o zgodę. Logan pozwolił mi wejść i zostawić dla niego prezenty. Wstawiłem kwiaty do wazonu, posadziłem królika na krześle i podszedłem do mojego malucha. Pocałowałem go delikatnie w czoło i pogłaskałem po włosach.-Przepraszam Cię króliczku, teraz już na pewno zawsze będę słuchał.-Szepnąłem i pogładziłem jego policzek ostrożnie. Musiałem wyjść... No cóż poradzić, mus to mus. I tak dostałem pozwolenie.

Kazał mi wrócić do domu, ogarnąć się. Chłopak podobno miał się jeszcze nie budzić, że za wcześnie, za szybko i nie mam na co czekać. Posłuchałem. Pojechałem po karimatę i śpiwór. Rozłożyłem się w pomieszczeniu między jego salą a głównym korytarzem. Poszedłem po kawę aby siedzieć do późnej nocy i czuwać przy nim. Myślałem co teraz będzie, jak chłopiec zareaguje. Będzie się mnie bał a może jednak nie? Powinienem teraz go unikać jak ognia żeby go nie stresować czy być przy nim i dawać mu wsparcie? Westchnąłem. Zasnąłem w pozycji siedzącej...

Obudziła mnie czyjaś dłoń na ramieniu. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem pielęgniarkę z kawą i śniadaniem. Oburzony coś pomruczałem i wróciłem do spania na boku.
-Proszę Pana, chłopiec się wybudził.-Odezwała się do mnie spokojnie. Na tą wiadomość natychmiast wstałem do szyby. Logan już tam był i rozmawiał z moim małym zajączkiem. Mój mały chłopiec, silny i wytrwały. Tak bardzo się cieszyłem.. Mój przyjaciel odwrócił się do mnie wskazując na mnie rękę. Dzieciak też patrzył w tą stronę. Nie wiedziałem co sobie myślał, nie umiałem tego odczytać z jego twarzy. Od razu pobiegłem do niego zupełnie nieogarnięty.
-Aleks..-Wymówiłem jego imię na co zareagował zdziwiniem.-Już zawsze będę Cię słuchał, nie pozwolę żeby stała Ci się krzywda maluchu.-Zapewniłem gorąco podchodząc do jego łóżka. Ująłem jego rękę i przycisnąłem jego palce do ust. Patrzył na mnie zszokowany. Logan stał z boku milcząc. W końcu zostawił nas samych.-Zabiorę Cię dziś do domu, zajmę się Tobą jak należy, nie skrzywdzę Cię już nigdy.-Zapewniłem znów i spojrzałem mu w oczy i wyciągnąłem rękę do jego policzka. Nie odtrącił jej, to chyba dobrze.
-Co Ci się stało?-Zapytał. Teraz to on mnie zaskoczył.-Najadłeś się czegoś?
-O co Ci chodzi maluchu?
-Jesteś dla mnie podejrzanie miły, wyrażasz troskę. To nie jest dla Ciebie normalne. Chociaż nie, to jest zupełnie normalne. Najpierw będziesz dobry a potem zrobisz mi krzywdę...
-Nie zrobię, obiecuję. Nie skrzywdzę Cię Aleks, obiecuję.
-Jak mam Ci zaufać? Przecież wyrządziłeś mi tyle złego, ale za jedno mogę Ci podziękować.-Zrobił chwilę przerwy, chyba się zmęczył.-Dziękuję Ci, że wyciagnąłeś mnie z tego burdelu i za uratowanie życia, mimo wszystko.-Nie potrafiłem z siebie wydusić żadnego dźwięku. Chłopak zaskoczył mnie, nawet bardzo. Jednak nie widział we mnie zupełnego potwora.
-Wróć ze mną do domu, obiecuję, że nie zrobie Ci krzywdy i nie dotknę Cię jeśli to nie będzie konieczne. Mogę nawet podpisac jakąś umowę.-Przysięgnąłem szczerze. Milczał chwilę.
-Niech będzie, mogę dać Ci szansę. A teraz czy mógłbyś podać mi wody?-Zapytał nieśmiało i cichutko. Mój maluszek. Uśmiechnąłem się i podałem mu kubek ze słomką.

---------
Cześć i czołem! Oto nowy rozdział. Wiem, wyjątkowo szybko x3 Dziękuję za komentarze, gwiazdki i to, że jesteście. Moje króliczki ❤ xd Jak zawsze proszę o opinię w postaci komentarzy. Powiedzcie co myślicie o oprawcy Aleksia.
Do następnego razu, papa

BurdelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz