Miałem ochotę krzyczeć z całych sił żeby odszedł i mnie zostawił. Bałem się, że znowu coś może mi zrobić... Ale kiedy lekarz powiedział mi o jego zachowaniu, kiedy tu leżałem i łagodnie poprosił, żebym był spokojnie, nie potrafiłem mu odmówić. To dlatego piłem teraz przez słomkę ze szklanki, którą trzymał mi On. To było dziwne, patrzył na mnie tak nietypowo. Z troską, zmartwieniem. Zastanawiałem się co sobie myśli. Naprawdę jest mu przykro z tego powodu i się martwi, czy jest tylko dobrym aktorem.
-Chcesz ze mną wrócić do domu?-To pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałem wtedy na niego i odsunąłem się. Oblizałem spierzchnięte usta.-Nic Ci nie zrobię, już obiecałem. A z pewnością będzie Ci wygodniej w domu, nikt nie lubi leżeć w szpitalu, prawda? Porozmawiam z Loganem, żebyś mógł wyjść jak najszybciej. Ale muszę wiedzieć czy tego chcesz Króliczku. Hm?-Położył swoją dłoń na mojej i pogłaskał mnie po niej lekko. On jest delikatny, to jest miłe... Zabrałem rękę i przycisnąłem ją do siebie krzywiąc się. Usłyszałem jak wciąga gwałtownie powietrze i spojrzałem w jego stronę. To co zobaczyłem kompletnie mnie zamurowało. Na jego twarzy widziałem cierpienie, jakby ktoś zrobił mu krzywdę.
Ja zrobiłemu mu krzywdę?
Przełknąłem ślinę patrząc na niego. Nie odzywałem się. On zaraz pozbierał się szybko i wciąż kierował na mnie swój wzrok, uśmiechnięty lekko.-To jak? Wracamy?-Chyba muszę odpowiedzieć. Ale najpierw za i przeciw.. To jest szpital, tam dom. Tam jest tylko on, tu masa ludzi. W obu miejscach pozornie jest bezpiecznie. Ale tam jest on sam. A jak znowu mu odwali? Z drugiej strony tylko on ewentualnie będzie mnie odwiedzał, a ja... nie lubię być sam.
-Jja...
-Tak, Zajączku?
-Ja chciałbym porozmawiać z lekarzem... Sam..
-Dobrze maluszku, już po niego idę. Już.-Wstał z krzesła i rozejrzał się jakby nieprzytomny po pokoju. Szuka drzwi? Obserwowałem go trochę niepewny. Kiedy wyszedł odetchnąłem i rozluźniłem się. Opadłem na poduszki z jękiem i zamknąłem oczy. Miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem co robić. Ma rację, nikt nie lubi siedzieć w szpitalu. No przynajmniej, ja nie lubię. Westchnąłem i przeczesałem włosy palcami. Usłyszałem otwieranie drzwi, więc skierowałem głowę w tamtą stronę. Spojrzałem na lekarza, który się do mnie uśmiechał. Usiadłem z grzeczności kiedy zbliżył się do mojego łóżka.
-Chciałeś ze mną porozmawiać, tak?
-Yhym.. Czy Pan i On jesteście przyjaciółmi?
-Tak, znamy się spory kawałek czazu.
-To mogę mieć do Pana prośbę...?
-Myślę, że tak. O co chodzi?
-Bo ja bym chciał jednak z nim do domu...
-Mhm, ale w czym miałbym pomóc.
-No bo ja się boję, że on znowu coś mi zrobi... Czy mógłby Pan sprowadzić kogoś kto by tam był z nami i go pilnował...?-Zapytałem cichutko patrząc na mężczyznę z nadzieją. Nie odpowiadał chwilę; zamyślony.
-Myślę, że mógłbym coś załatwić.
-Naprawdę..? Dziękuję Panu...!-Ucieszyłem się. Widziałem jak na jego twarz wpełza szerszy uśmiech. Zdziwiłem się troszkę, ale też się uśmiechnąłem.
-To ja teraz pójdę i wpuszczę go tu, mogę?-Spojrzałem na niego, od razu przybrałem obojętny wyraz twarzy i skinąłem głową. Wyszedł powoli, ale jego miejsce prędko zajął on.
-Mam dla Ciebie czekoladę i pomarańcze. Lubisz? Mogę biec do sklepu po inne..
-Nie... Dziękuję, to starczy.-Przerwałem mu ciut głośniej niż planowałem. Skuliłem się czekając na karę.
-No dobrze Króliczku-Pogłaskał mnie po włosach lekko. Spojrzałem na niego zaskoczony. Widziałem jak jedną ręką otwierał czekoladę. Zaraz podsunął mi kostkę do ust.-Jedz, proszę. Słodkie
-..Wiem przecież...-odpowiedziałem urażony.
-No tak, przepraszam. Wybacz mi tą nieuprzejmość.-Jadłem czekoladę. Zabrałem mu ją z ręki i zacząłem ją gryźć. Usłyszałem cichy śmiech z jego strony. Oparłem się o poduszki i odetchnąłem.-Jak się czujesz, bardzo Cię boli?
-Leki chyba jeszcze działają...-Odparłem cicho.
-Dlaczego się na mnie nie wściekasz?
-Leki i Twój przyjaciel mnie o to prosił.
-A Ty go słuchasz?
-Tak
-Dlaczego?
-Bo jest miły
-Ale przecież mógłbyś na mnie wrzeszczeć. Przecież by Cię za to nie ukarał no i może nawet by nie wiedział.
-Mam na Ciebie nakrzyczeć?
-Tak by chyba wypadało. Za to co Ci zrobiłem... Boisz się mnie, prawda? Nienawidzisz mnie
-Nie jesteś mną, nie wiesz co czuję. Więc nie mów tak.
-Więc co czujesz?
-Nie wiem.. To co mi zrobiłeś. Aż mnie mdli. Ale uratowałeś mi życie, znowu. Chociaż gdyby nie Ty, to byś nie musiał tego robić. No i dziękuję za to, że zabrałeś mnie z tego burdelu. Wolę chyba być pomiatanym przez Ciebie jednego...
-Ale najlepiej gdyby nikt Tobą nie pomiatał
-Przecież to nie możliwe. Jestem Twoją własnością, z którą robisz co chcesz.
-Aleks...
-Ale podoba mi się kiedy jesteś taki miły. A kiedy zobaczyłem Cię na fotelu, takiego niewyspanego, to było mi Cię nawet szkoda.-Zamilkłem na chwilę.-A teraz wyjdź, jestem zmęczony...
-Dobrze. Dobranoc Króliczku...-Pogłaskał mnie jeszcze po głowie i wyszedł. Zamknąłem oczy. Potrafi być łagodny. Powiedziałem, że chcę z nim wrócić. Ale boję się tego powrotu.
Ale burdel w tym moim życiu, hehe...
~~~~~~~~~
Dzień dobry? Cześć... Tak żyje, Aleks też. Zresztą on raczej teraz odżyje. Pewnie niewielu zostało,którzy będą chcieli to czytać. Chcę przeprosić za tak długą przerwę. To wszystko moja nieudolność i leń. Przepraszam... Chcę znowu pisać historię Aleksa, jeśli ktoś będzie chciał fo czytać to super c; Jak nie... No cóż, to będę sobie dalej stukać w klawiature dla samej przyjemności pisania.
Myślę nad próbą ustalenia sobie deadline, jakiś jeden dzień w tygodniu/na dwa tygodnie. Może to pomoże mi się zmotywować. Jak zwykle proszę tylko komentarze i opinię. Opiernicz też przyjmę, należy się. No to cześć i do następnego.
PaPa ;*
P.S. Za błędy przepraszam. Piszę z telefonu i czasami sam coś usuwa, albo przekręca.
CZYTASZ
Burdel
Любовные романыAleksander jest bardzo ładną maskotką swojej babci. Ale co się stanie kiedy staruszka zginie w zamachu, a chłopak straci dach nad głową? Gdzie pójdzie, co będzie potem robił? Odpowiedzi na te pytania znajdują się w tej opowieści, o księciu, który s...