Rozdział 11.

1.5K 125 3
                                    


Do Kraju Fal wróciłam dzień później. Wszyscy patrzyli na mnie z wyczekiwaniem, jakby myśleli, że im powiem co robiłam, gdy mnie nie było.

- Gdzie byłaś? - zapytał Sarutobi.

- Daleko - odparłam znudzonym głosem.

- Ne! Ne! Teraz już możesz zacząć mnie szkolić?! - wykrzyczał pytanie Boruto.

- Której części umowy nie zrozumiałeś, gaki? Zacznę cię trenować dopiero w Kirigakure. - Uśmiechnęłam się złośliwie. - Jeśli w ogóle wypuszczą cię z Konohy.

- Jaki trening? - Konohamaru był zdezorientowany.

- Kamira-sensei zgodziła się zostać moim mistrzem! - Głos Boruto było słychać pewnie na kilka kilometrów.

- Będziemy musieli cię tego oduczyć. - Zmarszczyłam nos z dezaprobatą.

Uzumaki jakby skulił się za naganę, jaką ode mnie otrzymał.

- Kamira? Nie sądzę, by Naruto zgodził się puścić Boruto samego do Kiri. Nie sądzę, by go puścił gdziekolwiek.

-Nie obrażę się, jeśli tak się stanie. Zbytnio nie uśmiecha mi się mieć denerwującego bachora na głowie.

- Hej! - krzyknął zdezorientowany blondyn. - Dlaczego więc zgodziłaś się mnie trenować?

- Czy to nie oczywiste? - zapytałam, wykrzywiając usta w parodii uśmiechu.

- Kamira-san chce zrobić na złość Hokage-sama - odezwała się Sarada.

Odwróciłam się w jej stronę.

- Jesteś tak samo mądra jak twój ojciec.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi na pochwałę.

- Zaraz! Nie robisz tego dla moich niezwykłych umiejętności?!

- Ne posiadasz żadnych nadzwyczajnych zdolności, gaki - odparłam nie racząc go choćby spojrzeniem. - Wracajmy do Konohy. Misja wykonana.

Wszyscy skinęli mi głowami. Odepchnęłam się nogami od ziemi i wskoczyłam na najbliższe drzewo.

Podczas biegu nawiedzały mnie wspomnienia z wczorajszego dnia. Nazashi-sensei... Nie. Oto-san. Mój ojciec, nauczyciel, przyjaciel zginął z mojej ręki. Człowiek, który uratował mnie od śmierci...

Myślałam, że wyzbyłam się zbędnych uczuć, a pozostałe emocje pokazuję tylko Kuramie. Jednak... Nie mogłam powstrzymać łez cisnących się do moich oczu, gdy wykonywałam zabójcze jutsu. Chciałam cofnąć ręce, nie dokończyć pieczęci, zmienić tor lotu techniki, zasłonić go. Jednak lata spędzone w ANBU i w Kirigakure zostawiły na mnie swój ślad. Misja jest priorytetem. Obowiązek shinobi zawsze jest na pierwszym miejscu.

Myśląc o misji... Prawie palnęłam się w czoło. Nie poinformowałam Mizukage, że została wykonana. Szybko wyciągnęłam rękę, a w mojej dłoni pojawił się szary zwój. Czerwonym atramentem napisałam wiadomość i zapieczętowałam ją moją czakrą. Następnie pstryknęłam w palce, a zwój zniknął. Pojawił się na biurku Kage.

Spojrzałam za siebie. Drużyna dzielnie się trzymała, ale widać było, że brakuje im tchu. Westchnęłam w myślach i zeskoczyłam z drzewa. Po chwili pojawiła się za mną reszta.

- Czemu... Się zatrzymujemy? - spytał Boruto, próbując złapać oddech.

- Bo wasza kondycja jest poniżej krytyki - odparłam. - Idź nazbierać drwa. Sarada i Mizuki rozbijcie namioty. Ja założę bariery.

- A ja co mam robić? - zapytał Konohamaru.

Spojrzałam na niego. Został senseiem. Jest joninem. Czy on nic nie wie o postojach i biwakowaniu w lesie lub to, czym powinien się wtedy zająć sensei? Konoha schodzi na psy. Niczego dobrego już nie uczą w akademii.

- Być może przeżyłeś Czwartą Wielką Wojnę Shinobi, ale nie masz za grosz doświadczenia. Ach... No tak. Wasza wioska nie wysyłała dzieci na pole bitwy. - Uśmiechnęłam się szyderczo.

Konohamaru zacisnął zęby, ale nic nie powiedział. Dobrze, że się powstrzymał. Mój raport mógłby zaszkodzić stosunkom naszych wiosek.

- Powinieneś zająć się bezpieczeństwem obozu - poinformowałam i ruszyłam zakładać bariery.

Nieznana Legenda | Naruto FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz