prosty przekaz

68 4 0
                                    

Czas ciągnął się niemiłosiernie wolno. Cóż, matematyka nigdy nie była jego mocną stroną. Siedział w skupieniu słuchając nauczyciela, jednak wiedział, że i tak pewnie nic nie zrozumie. Ich ręce były lekko splecione ze sobą. W końcu kto im zabroni ? Siedzą w ostatniej ławce pod ścianą a większość i tak gapi się tępo w telefony. Dla jednych czas bywał problematyczny, lecz inni mieli z niego korzyści. Gintokiemu najwyraźniej wrócił dobry nastrój i mu się polepszyło. Drugi raz w życiu napisał liścik do Takasugiego i podał swoim wiernym satelitom by mu go podały. Jak na dłoni było widać, że są nieco rozczarowane, że to nie do nich. Bez słowa jednak liścik został dostarczony bez wcześniejszego sprawdzania treści. Takasugi widząc zgiętą na pół kartkę wiedział co to oznacza. Postanowił mieć to już za sobą i zaczął czytać, wcześniej nastawiając się psychicznie na kolejną porcję idiotyzmu

- Skoro mamy matematykę, a ty i tak nic nie rozumiesz to może pouczycie się razem ? Musicie najpierw dodać się do łóżka, odjąć ciuchy, rozdzielić nogi i potem mnożyć <3 jestem pewny, że się szybko do tego sposobu przylepisz. Wtedy na lekcjach wszystko będzie jasne i białe

To było... chyba durnota tego tekstu przebiła wszystko co powiedział do tej pory. Przeczytał aż drugi raz i wcale nie zmienił zdania. Ewentualnie na jeszcze gorsze. Kamui spojrzał na niego pytająco widząc jego minę

- To nic takiego - powiedział uśmiechając się lekko, co nieco uspokoiło rudzielca. Zabrał się za odpisywanie

- Weź się odpierwiastkuj, bo jak ci przyparabole to wylecisz za nawias, a twoje zęby polecą po przekątnej

Gintoki zawsze go irytował, lecz być może w tym przypadku był nieco zazdrosny, że jego rywal znalazł sobie kogoś wcześniej niż on. Nawet jak nie chciał przyznać się do tego przed samym sobą to Shinsuke wiedział, że coś w tym jest. Podał plastikowi kartkę wcześniej mierząc Gintokiego spojrzeniem w stylu "nawet nie próbuj tego dalej ciągnąć". Nim się obejrzał zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Może i na te kilkanaście minut, ale lepsze to niż nic. Postanowił wyjść na korytarz, żeby rozprostować nogi. Nie zdziwił się, gdy dostrzegł w tłumie znajomą czuprynę zmierzającą w jego stronę

- Takasugi kuuun ! Jesteś ostatnio bardziej draniowatym draniem niż zazwyczaj - zupełnie jakby nie widział przewrócenia oczami ciągnął dalej - i tak w ogóle co to ma być z tą przekątną ? Owszem no jak znajdziesz taki prze kąt to wtedy zacisnie zęby, by nie hałasować. Wiesz jednak do tego trzeba lata praktyki, a wy jesteście na początku związku i nie jesteście świadomi własnych potrzeb...

- Nie świadomi własnych potrzeb ? - żyłka niebezpiecznie mu pulsowała - akurat mam wielką potrzebę, by ci przywalić. Może to cię czegoś nauczy - z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżał się w stronę Gintokiego, który się nieco wycofał idąc tyłem

-ey chibisugi spokojnie, kiedyś na pewno przydadzą Ci się te rady i.. - przez to, że nie patrzył co dzieje się za nim, w końcu wpadł na kogoś. Na jego nieszczęście był to Kamui

- Oi oi, moja parasolka się nieco popsuła i nie mogę jej otworzyć do końca. Może powinienem złożyć krwawą ofiarę, by znowu zaczął działać ? - uniósł rękę i wymierzył parasol w jego stronę - to jest na prawdę dobry pomysł prawda ? - uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nie należał jednak do tych miłych, raczej godny seryjny morderca nie pogardził by takim. Właśnie, jeśli chodzi o seryjnych morderców to ostatnio jego prześladowca nie wykonał żadnego ruchu. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Zastanawiał się, czemu nie wykonał żadnego ruchu. Czy to przez to, że nie był sam? A może Utsuro ma inne plany ? Lub on sam ma jeszcze inne niż te co szef. Czuł wewnętrzne, że to tylko cisza przed burzą. Ten niewyżyty zboczeniec na pewno coś planuje. Odgonił od siebie zaraz czarne myśli, w końcu nie chciał, aby okazały się być prawdziwe. Przez to swoje zamyślenie nie zauważył, jak Gintoki z miną zbłąkanego dziecka odchodzi od nich szybkim krokiem i mruczy pod nosem coś o diabłach wcielonych

- Takaś wszystko dobrze ? - usłyszał po chwili

- Tak pewnie, zamyślilem się trochę - burknął

- No właśnie widzę - złapał go lekko za ramię - chodź wracamy, bo zaraz zacznie się lekcja

- Idę idę ... - spróbował wykrzesać z siebie nieco entuzjazmu, którego nigdy jak do tej pory jego chłopakowi nie brakowało

~ ~ ~

Gdy zegarek wskazywał godzinę szesnastą ostatnia lekcja dobiegła końca. Uczniowie z wyraźną ulgą wypisaną na twarzach pakowali swoje rzeczy i opuszczali teren szkoły. Gintoki już więcej głupio się nie odzywał, ani żadna z jego fanek się nie przyczepiła, więc można uznać dzień za udany. Kamui miał coś do załatwienia po szkole, więc podjechał po niego ojciec i zostaje mu samotny powrót. Nie przejął się tym zbytnio i zakładając słuchawki na uszy ruszył przed siebie. Nie zwracał uwagi na to, co się dzieje wokół, aż nie poczuł jak ktoś mu te słuchawki ściąga. Był nieco zdziwiony, bo nie widział żeby ktoś go mijał.. chociaż nie, mijać to na pewno mijało go wiele osób. Może bardziej nie zdawał sobie sprawy, że ktoś za nim podąża. Gdy tylko odwrócił się, by zobaczyć kto to, omal nie zamarł.

- Cóż, za wcześnie chwaliłem dzień przed zachodem słońca - przeszło mu przez myśl. Miał już się odezwać, że nie ma zamiaru tracić na niego czas, lecz Oboro odezwał się pierwszy. Również jako pierwszy zmniejszył dzielącą ich odległość

- zupełnie lepiej się całować na trzeźwo, niż po alkoholu prawda ? - lekko pogłaskał twarz młodszego, który lekko zarumieniony odtrącił jego ręke

- Co ty tu robisz w ogóle ?! I skąd wiesz, co robiłem, a co nie ?

W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech - pracuje, o ile nie zapomniałeś. Pewno jak skończę, to będe padnięty - westchnął teatralnie- ale przynajmniej wszystko będzie czyste, oprócz moich myśli na twój temat

- Tsa fascynujące... - rzucił krótko wymijając go, jednak sprzątaczka była szybsza i zablokował mu drogę

- Nie sądzisz, że to niegrzecznie tak odchodzić i nawet nie poczekać na odpowiedź

- Przy tym, co ty odpierdalasz to jakoś nie jest to coś złego - nawet nie dokończył zdania, bo został przyparty do ściany, a po bokach na wysokości twarzy były ręce. Nie miał nawet najmniejszej szansy na ucieczkę

- Bo ja mój drogi jestem od początku po wygranej stronie i zawsze dostaje to czego chcę - uśmiechnął się lekko - w każdym razie jedno jest pewne

Czuł, że tego pożałuje, ale spytał - niby co ?

- To, że czeka cię zabawa


Bo szczęście ma rudy kolorWhere stories live. Discover now