Biegł przed siebie instynktownie, ignorując ból w odmawiających posłuszeństwa nogach. Chociaż serce biło mu jak oszalałe, to wciąż gwałtownie łapał oddech, czując jak pali go w klatce piersiowej. Może takie zachowanie było nieco przesadne, jednak miał tym razem dziwne przeczucie, że coś będzie nie tak. Przeklinał się w duchu za to, że zostawił swoją jedyną broń przy trupie. Zdecydował się, że wróci po niego później lecz nie wiedział, że daleko na drugiej części miasta pewien mężczyzna o zimnych oczach obraca w dłoni dokładnie ten sam nożyk, wolno zaciągając się kolejną dawką papierosa. Chłopak postanowił jeszcze spojrzeć za siebie dla pewności, że nikt za nim nie podąża, a potem miał przed sobą dobrze znany budynek i jego osobiste piekło.
- witaj rutyno - burknął cicho, po czym schował pod koszule kopertę i wszedł do "domu". Tak jak się spodziewał nikt nawet nie zauważył, że wrócił. Ojczym spał rozwalony na kanapie, nie zważając na ciągle włączony telewizor. Nic i tak w sumie nie można było zrozumieć o czym rozmawiają filmie, bo dość mocne uderzenia w ścianę, jęki i głośne sapanie dochodzące z drugiego pokoju wszystko zagłuszały. Oboro nie spodziewał się, że jego macocha przeniesie swoją pracę do domu, lecz póki nawet nie zawracała sobie głowy jego istnieniem to było dobrze. Udał się w stronę swojego kąta, w którym przespał większość nocy swojego życia, o ile nie wszystkie. Klęknął na kolana i odsunął w bok starą szmatkę. Pod nią była dziura w podłodze i kilka kawałków połamanych desek. Bez chwili namysłu schował tam pozostałą część pieniędzy. Nie musiał się przejmować tym, że je ktoś odkryje. W końcu jakiemu rodzicowi by do głowy przyszło, że jego pociecha, lub worek treningowy ma przy sobie grube miliony. Ledwo co zdążył zasłonić dziurę i usłyszał głośny śmiech i pijackie bełkoty. Mogło to oznaczać tylko, że jego jakże wierna swojemu mężowi rodzicielka skończyła pracę na dzisiaj. Nie musiał się nawet odwracać by wiedzieć, że właśnie w tym momencie jego pseudo matka chwiejnym krokiem odprowadza mężczyznę do drzwi i przelicza pieniądze. Nie przewidział, że i tym razem los sobie z niego zakpi. Drgnął lekko jak zobaczył mężczyznę idącego w jego stronę ze wzrokiem godnym pedofila, którym prawdopodobnie był
- Cholera jasna Nora ! Czemu nie mówiłaś mi nic, że masz tak zajebiście ślicznego dzieciaka ? Jest tak do ciebie podobny, że mam ochotę wyruchać tą niewinność z jego oczu - widząc przerażenie w oczach chłopca, jak i niepewność ze strony kobiety dodał
- oczywiście za bardzo solidną dopłatę do tego, co już masz
Oboro przez te wszystkie lata wątpił w istnienie Boga, lecz w tej sytuacji desperacko błagał w duchu o odrobinę miłosierdzia, łaski, lub czegokolwiek innego. Chciał tylko, aby ten zboczeniec zostawił go w spokoju. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, jedynie przybył mu nowy siniak za próby wyrywania się. Wiedział jednak, że to nie jest aż tak bolesne jak to, co go czeka. Cały koszmar zaczął się, gdy ktoś zamknął za nimi drzwi od pokoju. To, co dla jednego ma być chwilową przyjemnością, dla drugiego ciągnącym się w nieskończoność, powolnym procesem umierania. Wiedział, że w końcu musiało do tego dojść, lecz sam był zaskoczony długością własnej egzystencji. Mało kto by wytrzymał aż siedem lat w takich... warunkach. Od razu został rzucony na łóżko, a słysząc dźwięk rozdzieranego materiału zamknął załzawione oczy, by nie musieć wpatrywać się w obłęd i porządnie. W tej chwili czuł do siebie obrzydzenie, nienawidził się za to, że był słaby i bezbronny. W pewnym momencie czuł jak silne dłonie rozchylają jego nogi, a następnie silny, wręcz rozrywający ból przeszywa całe jego ciało. Dłuższy czas ten ból nie mijał, tylko przybierał na sile, przez co chłopak stracił przytomność. Nie przeszkadzało mu to jednak, bo wtedy nie czuł zupełnie nic. W takich okolicznościach było to niczym wybawienie. Niestety, nawet wybawienie ma swój początek i koniec, o czym Oboro się szybko przekonał. Ból uderzył z podwójną siłą, w jego już i tak zmasakrowane ciało. Nie był w stanie logicznie myśleć, być może dlatego z opóźnieniem zauważył, że leży na podłodze, zamiast na łóżku. Nie to jednak teraz było najważniejsze. Rozejrzał się po pomieszczeniu i pokój wyglądał, jakby testowano w nim ładunki wybuchowe, mało tego wszędzie było sporo krwi. Było mu już wszystko jego, czy to jego, czy kogoś innego
- więc tak wygląda piekło ? - burknął do siebie nieco zawiedzionym głosem. Liczył, że uda mu się wyrwać z miejsca, którego tak nienawidził. To tylko potwierdziło jego tezę, że tak na prawdę od zawsze był martwy. Zaczął przesuwać rękę po podłodze, żeby znaleźć jakikolwiek strzępek materiału, który może posłużyć za ubranie. Zdziwił się nieco, gdy pod palcami wyczuł coś mokrego i twardego. Postanowił spojrzeć w tamtą stronę, co nie do końca było rozsądnym posunięciem. Całkiem blisko niego leżała przecięta na cztery części głowa, prawdopodobnie jego ojczyma. Już sama głowa była zbyt uszkodzona, aby konkretnie zidentyfikować do kogo należy, a co dopiero pozostałe części ciała. Każdy normalny człowiek na jego miejscu zaczął by krzyczeć, miał odruch wymiotny, ewentualnie by zemdlał. On natomiast poczuł ulgę, bo po co niby rozpocząć nad śmiercią kogoś, kogo się nie nawiedziło z całego serca ? Z zamyślenia wyrwał go jakiś obcy głos
- Szefie to był ten dzieciak !
Przez jego plecy przeszedł zimny dreszcz. Najwyraźniej ta sama śmierć, która zabiła ojczyma teraz przyszła po niego. Spojrzał w stronę z której dochodził głos i go zobaczył. Ubrany na czarno mężczyzna, z zaschniętą już krwią na rękach i złowrogim spojrzeniem. Mało tego zaczął iść w jego stronę. Trzymał w jednej ręce dokładnie ten sam nożyk, który zostawił tamtego dnia. Gdy Oboro to sobie uświadomił poczuł jak jego serce na chwile zamiera, by zacząć bić jak oszalałe
- Prze...przepraszam Pana, n-nie chciałem zabić i zabrać tych pieniędzy- spuścił głowę w dół - po prostu... po prostu potrzebowałem trochę, aby przetrwać i i błagam niech mnie pan zabije bezboleśnie - łzy mimowolnie zaczęły spływać w dół jego twarzy - n-na prawdę oddam wszystko - zamknął oczy oczekując na ostateczny cios. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Jedynie, zamiast po drugiej stronie, znalazł się w objęciach mężczyzny, który głaskał go po głowie
- Jak mógłbym zabić kogoś niewinnego i utalentowanego za razem - lekko złapał go za brodę i podniósł do góry tak, że Oboro patrzył w jego oczy - to zupełnie nie twoja wina, skoro tak długo traktowali cię w taki haniebny sposób. Jeśli chcesz to możesz zamieszkać ze mną, ale wiąże się to z pewnymi złymi rzeczami, a potem może nie być odwrotu
- złymi ? To znowu ktoś mnie będzie tam dotykać ?! - spytał głosem bliskim płaczu
- Zaraz, co ty powiedziałeś ? - ton Utsuro się zmienił, a Oboro był zdziwiony tym, że on jest zdziwiony. Ubrany na czarno mężczyzna spojrzał w dół i dostrzegł krew na nogach chłopca
- Kto ci to zrobił ?
Zawahał się chwilę - no.. taki inny pan, co był w tym pokoju wcześniej z... panią, której nie mam zamiaru nazywać matką. Chciałem jakoś się wyrwać, ale był silniejszy i...
- Już nie musisz dalej mówić - przyłożył lekko palec do jego ust i uśmiechnął się czule
- Masz moje słowo, że to nie o takie złe rzeczy mi chodzi. Po prostu zrozumiesz jak dorośniesz - westchnął cicho - a więc jak ? Chcesz być przy mnie ? - w odpowiedzi dostał tylko twierdzące kiwnięcie głową
W takim razie, może najpierw odpoczniesz, a potem coś zjesz, dobrze ?
- A..a może być w odwrotnej kolejności ? - spytał cicho
- Oczywiście, nie widzę problemu - wziął chłopca ostrożnie na ręce i zaczął kierować się do wyjścia, ale na drodze stanął mu jego wspólnik
- Szefie, ale jak to ! Tak po prostu go weźmiemy ? - na jego twarzy malowała się irytacja i niedowierzanie - nawet nie wiemy, gdzie on ukrył te pieniądze
- To już zupełnie nie jest mój problem. Masz szukać, aż nie znajdziesz - zmierzył go wzrokiem - rozumiemy się jasno ?
- Tak panie...
- Dobrze, że nie muszę dwa razy powtarzać... w każdym razie pasuje teraz dać komuś nau.. - nie dokończył, bo przerwały mu błagalne jęki o litość - jakie to żałosne - przeszło mu przez myśl
YOU ARE READING
Bo szczęście ma rudy kolor
Fanfictionyaoi, ale o czym to sprawdźcie sami. Jak nie lubisz - nie czytaj