- Coś się stało ? - usłyszał jak tylko przekroczył próg sali
- em... a co niby miało by się stać sensei ? - odbił pytanie pytaniem starając się ignorować ciekawskie spojrzenia pozostałych osób z klasy
- Nie wiem, ty mi powiedz - ciągnął dalej nie dając za wygraną. Takasugi wiedział, że tylko skończony cep nie zauważy, że coś z nim jest nie tak i mało tego może mieć spore problemy. Wolał jednak nie zapeszać i dalej trzymał się swojej wersji, mając nadzieję, że będzie wystarczająco przekonywująca
- Wszystko jest w porządku - rzucił obojętnym tonem zauważając, że pozostałe 25 głów równocześnie obraca się na zmianę w stronę nauczyciela, a potem na Takasugiego. Jeżeli ktoś z daleka by to widział, to pomyślałby, że oglądają rozgrywkę tenisa.
- na pewno ? Bo dziwnie coś pobladłeś. Co się stało ? Zobaczyłeś obo- chan bez makijażu ? - zaśmiał się z własnej wypowiedzi, jednak zaraz się opanował. Nauczycielowi nie wypadało tak się zachowywać.
- można tak powiedzieć... -stwierdził i zajął swoje miejsce nie chcąc ciągnąć już tego tematu. Przynajmniej tyle, że rana nie krwawiła aż tak bardzo. Skoro nie było już na co patrzeć reszta zajęła się znowu swoimi sprawami, które miały urozmaicić oglądanie filmu. Gintoki jedynie przyglądał się mu podejrzliwie. Znał Takasugiego niemal od zawsze i jak bardzo by nie chcieli, to ich drogi krzyżowały się na każdym etapie nauki. Srebrnowłosy był niemal całkowicie pewny, że jego rywal coś ukrywa. Następne 50 minut z haczykiem szybko zleciało i po chwili pojawiły się końcowe napisy. Dostali zadanie związane z filmem i gdy zadzwonił dzwonek wyszli na przerwę. Dziewczyny miały teraz angielski, a oni wf i to jeszcze w innym budynku, więc wykorzystał te kilkanaście wolnych minut na zakup bandaży. Gdy wszedł do szatni to była niemal pusta, bo część się już przebrała. To nawet i dobrze, bo nie będzie musiał głupio tłumaczyć skąd ta rana. Rozwinął bandaż i rozpiął koszule. Zaschnięta krew dość rzucała się w oczy i tylko marynarka umiała to jako tako zasłonić. Zaczął opatrywać sobie ranę, gdy nagle...
- skąd to masz ? - usłyszał za sobą znany głos i odruchowo zasłonił bok
- a ty tu czego ? - zmierzył wzrokiem Gintokiego. Jeszcze mu brakowało by on wiedział o jego nowych problemach
- przechodziłem tylko - wzruszył ramionami- z resztą dość długo
cię nie było, a jak wróciłeś to ściana była bardziej wyrazista niż tyTakasugi milczał nie wiedząc co powiedzieć. Na dobrą sprawę teraz to nikomu nie ufał na tyle by o wszystkim pogadać a chciałby i to bardzo. Nie mając wyboru wymyślił kolejną wymówkę
- mam to od dłuższego czasu - burknął odwijając nieco bandaż, na co gintoki przerzucił tylko oczami.
- czyżby ? Nie pamiętam żebym ostatnio ci przyłożył - zamyślił się - czyżbyś miał na pieńku jeszcze z kimś oprócz mnie ? - zmierzył wzrokiem swojego znajomego z klasy. Wcale nie zabrzmiało to tak, jakby był zazdrosny. Nie no skąd ten pomysł ? Jednak pamiętać trzeba, że z Gintokiego jest niezły cwaniak i jak chce to udaje mu się osiągnąć swój cel. Niby jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że jakieś większe przeskrobania uchodziły mu płazem lub kończyły się ewentualnie na uwadze ? Według Takasugiego był zwyczajnym lizusem i tyle
- długo tak jeszcze będziesz stał i się gapił ? - rzucił w stronę wiecznej trwałej
- a nie potrzebna ci przypadkiem pomoc przy tym ? - jego wzrok powędrował ku ranie a na ustach zagościł wredny uśmieszek - bo wiesz jak tak sobie dobrze radzisz to myślę, że mogę ci dzisiaj bez żadnych obaw dokopać na meczu. Zawsze kończyło się remisem, jednak dzisiaj dziwnym trafem ze mną przegrasz.
Takasugiemu mózg wyłączył się gdzieś w połowie, ba nawet nie zwracał uwagi na to co mówił. Była to zwyczajna przepychanka słowna na którą nie miał teraz najmniejszej ochoty.
- duża klatka, mały ptaszek - skomentował krótko patrząc wyzywająco na Gintokiego, który na chwile obecną nie znalazł wystarczająco dobrego pocisku, aby coś odpowiedzieć. Dodatkowo irytował go fakt, że nie doczekał się zadowalającej go reakcji. Takasugi za ten czas próbował opatrzyć sobie ranę, jednak bandaż co chwile się osuwał - e no... pomożesz ? - spytał zrezygnowany. Gdyby nie to, że sytuacja tego wymagała to nie poprosiłby go o cokolwiek. Nie trzeba było długo czekać by zobaczyć podejrzany błysk w oczach Sakaty. Nie sądził, że tak szybko nadarzy się okazja do tego by się odegrać, jednak nie narzekał- Pomogę, jednak dobrze pamiętasz jakie są zasady nie ? - nawet nie fatygował się z ukryciem wielkiego wyszczerzu na twarzy
- taa pamiętam - powiedział, jednak spodziewał się czegoś innego niż taka rozgrywka z lat dziecięcych.
- no to co pierwsze ? - spytał Gintoki przy okazji bandażem owijając jego rane
Takasugi zastanowił się chwilę
- pytanie - założył już swój podkoszulek gdy skończył bandażować- będziesz chciał go wyrwać ? - usłyszał po chwili. Nieco zdziwiło go to pytanie
- ale o co ci chodzi ? - spojrzał na niego nieco zdziwiony. To pytanie nieco zbiło go z tropu
- nie o co, a o kogo chibisugi - otworzył mleko truskawkowe, a Takasugi jeszcze bardziej miał mętlik w głowie. Widząc to mówił dalej
- wiesz jestem pod wrażeniem, bo przez cały czas jak razem siedzieliście to nie było żadnej kłótni. Myślałem, że skończy się tak jak za każdym razem, gdy ktoś z tobą siedział, więęc... chyba nasz Takasugi nie jest takim oziębłym draniem i ma dobre serdu... - nie dokończył, bo lekko dostał w głowę
- Kretyn... my tylko rozmawialiśmy, a twoja zboczona natura dała o sobie znać. - chyba dotarł do niego przekaz, bo kierował się do wyjścia mrucząc coś pod nosem. Nagle go olśniło i zatrzymał na chwilę Gintokiego
- a co z wyzwaniem ?
W tym momencie dostrzegł uśmiech na jego twarzy i niewiele mu wyjaśniły jego słowa " w swoim czasie". Nim się obejrzał to Sakaty już nie było. Pewnie niedługo zacznie się lekcja, dlatego Takasugi przebrał się do końca nawet nie biorąc na poważnie wcześniejszej rozmowy. Uznał, że jego niedojebanie mózgowe znowu się pogłębia. Po sprawdzeniu obecności okazało się, że mają wolną godzinę, bo na połowie sali odbywały się międzyszkolne zawody z ping ponga czy czegoś takiego. Widząc to nie mógł się powstrzymać, aby posłać sarkaztyczne spojrzenie w stylu "oo jak mi przykro" wiadomo komu. Usiadł na ławce przy ścianie wyciągając z kieszeni spodni słuchawki
- żegnaj realny świecie - pomyślał włączając muzykę na telefonie. Minęło może z dziesięć minut, gdy ktoś do niego podszedł. Wyjął jedną słuchawkę z ucha- o co cho ? - spytał dopiero później orientując się, że to nauczyciel
- Czemu nie mówiłeś, że masz zwolnienie do końca dnia ? Idź do szatni się przebrać, a potem do sekretariatu - podał mu klucz
do szatni ignorując zdziwienie na twarzy chłopaka. Uważał, że dzisiejsza młodzież jest taka roztargniona. Takasugiemu coraz bardziej to wszystko się nie podobało, jednak nie mając zbytnio wyboru udał się do szatni biorąc klucz. Jak na złość dzisiaj chciał być na większości lekcji. W głowie miał mętlik od różnych myśli od tego wyjścia na papieros po Bonsaia czy coś mu zrobili. Wyszedł na zewnątrz wcześniej odstawiając klucz na miejsce. Droga powrotna wydawała mu się jeszcze krótsza niż zazwyczaj. Wziął głęboki wdech i wszedł do sekretariatu, gdzie zobaczył...
YOU ARE READING
Bo szczęście ma rudy kolor
Fanficyaoi, ale o czym to sprawdźcie sami. Jak nie lubisz - nie czytaj