R.I.P

54 4 0
                                    

Niedługo po jego wyjściu na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka kończącego kolejną godzinę zajęć. Takasugi podtrzymując się ławki, do której wcześniej był przywiązany podniósł się z ziemi biorąc kilka głębszych wdechów. Zadane obrażenia nie bolały go tak bardzo, jak jego ego w tym momencie. Wiedział, że Oboro przełamuje coraz więcej jego moralnych zasad i tym samym go chce stoczyć na samo dno. Szkoła powinna być już niedługo zamykana, dlatego chcąc jak najszybciej wrócić do siebie zebrał swoje rzeczy i poszedł do najbliższej łazienki. Już to po prostu nie miało znaczenia, czy była to damska, czy męska. Odkręcił duży strumień zimnej wody i opierając ręce po obu stronach umywalki spojrzał w wiszące na przeciwko lustro. Twarz bladsza niż zwykle z dodatkiem licznych śladów krwi, które zdążyły zaschnąć, jakieś zadrapanie i ból z tyłu głowy. Westchnął cicho i postanowił przemyć twarz. Pozwoliło mu to nieco ochłonąć i zebrać myśli. W każdym razie wiedział jedno - albo znajdzie na niego jakiś sposób, albo Kamui prędzej czy później dowie się o jego problemach. Po dłuższej chwili bezczynności w końcu odetchnął głęboko i wyszedł w stronę wyjścia wcześniej schodząc w dół po schodach w kierunku szatni. Z małego drewnianego stolika stojącego pod ścianą pożyczył sobie bez pozwolenia zapasowy klucz do jednej z przypadkowej szafki. Szedł przed siebie obracając w dłoni klucz, po czym spojrzał na numerek wydrukowany na plastikowym breloczku.

-204c - powiedział do siebie i wzrokiem szukał tego konkretnego numeru. Po kilkunastu krokach zatrzymał się i otworzył szafkę. W środku było kilka książek, buty na zmianę, bluza i z samego tyłu tomik mangi. Uśmiechnął się, gdy zobaczył znajomą okładkę. Dobrze pamięta, że ten głąb Gintoki niedawno ją czytał, ale nie skończył do tej pory. Świadomość, że włamuje się do szafki kogoś kogo zna, a nie jakiegoś dziwnego typa poprawiła mu nieco nastrój. Założył szarą bluzę i podwinął nieco rękawy. Wolał uniknąć dziwnych spojrzeń ludzi widzących go w takim stanie. Oczywiście w przeszłości zdarzały się sytuacje, gdy na imprezie komuś coś nie pasowało i wyszła z tego bójka, jednak teraz to coś innego. Teraz nie było nikogo kto zawiezie go do domu i przede wszystkim teoretycznie szkoła jest bezpiecznym miejscem, gdzie nikomu nic się nie powinno stać.  Jeśli wyjdzie teraz w godzinach największego ruchu na mieście to na pewno ktoś zwróci uwagę na to jak wygląda. W każdym razie wolał dmuchać na zimne. Przed zamknięciem szafki zostawił karteczkę i później mógł w końcu wrócić do siebie. Mimo, że jak zwykle założył słuchawki na uszy, by odciąć się od otaczającego go irytującego społeczeństwa to i tak miał wrażenie, że droga się dłużyła z każdym krokiem. Do tej pory nie za bardzo wie, kiedy dotarł na swoje osiedle, a potem zamknął drzwi mieszkania. Nogi same się pod nim uginały i gdyby tylko mógł to padł by na dywan i nie wstawał. Nigdy. Miał już serdecznie dość tej całej nieprzeciętności w swoim życiu. Miał nawet zamiar tak zrobić, gdyby nie słaby blask światła dobiegający z salonu. Może i był zmęczony, ale dobrze pamiętał, że światło cały czas było zgaszone. Zostawił wszystkie rzeczy przy drzwiach i będąc pewnym, że dzisiaj nic go już nie zdziwi poszedł zobaczyć co się dzieje. Pomylił się, nawet nie wiedząc jak bardzo. Wszędzie gdzie się dało były porozstawiane świeczki, a stopiony wosk pobrudził meble. To jednak nie było aż tak zabijające z tropu jak duża ciemna trumna, a wokół niej sporo ziemi. Chwilę stał jak wryty, po czym trzasnął mocniej drzwiami i zapalił papierosa. Potem był drugi, trzeci i tak do jakiś pięciu. Po głowie krążyły mu najgorsze scenariusze co mogło być w tej trumnie. W ogóle jak tutaj się znalazła i to wszystko inne, skoro zawsze zamyka za sobą. Wzrok skierował w stronę pokoju robiącego obecnie za cmentarz i postanowił ją otworzyć. Odetchnął z ulgą, gdy nie doszukał się zwłok, lecz jak dostrzegł połamaną, zakrwawioną gitarę a przy niej karteczkę z napisem "tu spoczywa moja dobra wola dla Ciebie" stracił cierpliwość. Szybko wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał właściwy numer. Mogli go niszczyć i dobijać jak im się podoba, ale niech się odwalą od bliskich mu osób. Gdy nikt się nie zgłosił przerzucił bluzę przez plecy, po czym wyszedł szukać jedynej osoby,  do której pewien niespełniony pedofil z fetyszem sprzątania ma jakiś... szacunek ?
Nie liczył na pomoc Utsuro, ani też nie chciał jak małe dziecko wypłakać się w ramię. Po prostu ogarniająca go wściekłość szukała ujścia. Dopiero będąc w połowie drogi doszło do niego, że dał się ponieść i powinien dzisiaj odpocząć, a jutro zrobić wolne od szkoły i go szukać. Ochłodziło się, więc zrezygnowany odwrócił się na pięcie i wrócił do siebie. Miał serdecznie dość tego dnia i chciał się położyć. W otaczającym go mroku nie dostrzegł lecącej tylko w sobie znanym kierunku wrony i też nie zdawał sobie sprawy z faktu, jak bardzo minął się z przeznaczeniem.

- spokojnie, wydziobiesz mu coś innym razem - powiedział Oboro do ptaka, który usiadł na jego ramieniu. Mężczyzna liczył, że sprowokuje Takasugiego wystarczająco bardzo, by ten kierowany instynktem wpadł prosto w jego sidła.

Dzięki wielkie za tyle odsłon ♥♥♥

Bo szczęście ma rudy kolorWhere stories live. Discover now