ŻYJE!!!!! Trochę mnie nie było, ale żyje i powracam!!! Wena wróciła!!!!!
Hermiona
-Szybciej, bo nas złapią!- szepnęła Clarisse do Hermiony, która osłupiała, ale w końcu ruszyła się i wyszła z celi.
Hermiona nie mogła uwierzyć, że tak jej się poszczęściło, o ile to nie był jakiś kolejny podstęp. W razie potrzeby złapała swoją różdżkę.
Dziewczyny szły wąskim korytarzem mijając żwawo puste cele. W końcu zobaczyli Malfoya i Annabeth zbliżających się w ich stronę.
-Nikt was nie zauważył?- spytał Draco.
-Nie. Poszło aż za szybko.- odpowiedziała Clarisse.- Musimy iść tunelami. Na zewnątrz są pewnie całe stada potworów.
-Ale tunele na pewno nie są puste i to musimy znieść.
Hermiona spoglądała to na Dracona, to na Clarisse. Nie umiała zrozumieć dlaczego im pomagają.
-Możecie mi wytłumaczyć dokąd zmierzamy?- zapytała Hermiona.
-Do zamku. A gdzie indziej mielibyśmy iść?- rzucił Draco i zaczął schodzić na dół pobliskimi schodami. Reszta ruszyła za nim nie oglądając się za siebie.
Hermiona nie liczyła stopni, ale z pewnością było ich DUŻO. Droga w dół bardzo jej się dłużyła. Męczyła ją też myśl, że później będzie musiała tak iść drugi raz, ale w górę.
Gdy zeszli na dół odetchnęła. Rozejrzała się po podziemnym korytarzu. Czuła się trochę jak górnik.
-Tym korytarzem dojdziemy do zamku. Trzymajcie broń pod ręką. Możemy się tu natknąć na potwory.- powiedziała Clarisse.
Szli korytarzem jakieś pół godziny kiedy usłyszeli kroki i głosy. Te kroki nie brzmiały jak parę potworów, które można wybić w minutę. To brzmiało jak cała armia.
-Czy to...-zaczęła Hermiona. Widać było złość, którą Annabeth miała w oczach.
-Czy wy właśnie zaprowadziliście nas na pewną śmierć?!- spoglądała na Clarisse swym przerażającym wzrokiem.
-Nie mieliśmy pojęcia, że Hebe wyśle korytarzem armię!- odparł na to Draco. Annabeth westchnęła.
-Nie uciekniemy przed nimi. Są zbyt blisko.- zauważyła.- Musimy walczyć. Nie mamy innego wyjścia.
Hermionie serce zabiło mocniej, ale mimo to chciała walczyć. Chciała walczyć za wszystko co przydarzyło się jej i jej przyjaciołom. Wizja śmierci przestała ją tak przerażać.
Po kilku sekundach dziewczyna widziała już jak w jej kierunku zbliża się stado mutantów. Bez zastanowienia zaczęła rzucać w nie przypadkowymi zaklęciami. Nie myślała. Po prostu walczyła.
Nagle jeden z potworów pchnął ją na ziemię. Upadła. Próbowała wstać, ale zrezygnowała, bo była bardziej zajęta unikaniem ciosów miecza.
Nagle oślepiło ją blade światło. Przed nią pojawił się mężczyzna. Był małym staruszkiem.
-Stop!- krzyknął, a zaraz potem odchrząknął.- Tych tutaj się nie zabija! Ja ich biorę ze sobą. Zrozumiano?!- krzyknął. Potwory tylko zaczęły się śmiać.
-Ach...- westchnął.- Zero szacunku dla starszych.
Podał Hermionie rękę i pomógł jej wstać. Potem odsunął ją, Draco, Clarisse i Annabeth od potworów.
-No dobrze. Prawda jest taka, że i tak nic im nie zrobicie, bo ich już tu nie ma.
Nagle Hermiona poczuła się dziwnie. Świat rozpłynął jej się przed oczami.
CZYTASZ
Czarodziej i Heros
FanfictionCzytasz na własną odpowiedzialność. Miałam trudny okres w życiu. Z góry przepraszam.