Wstęp

768 63 14
                                    

"Hapiness,not in another place but this place... not another hour, but thishour."  - Walt Whitman

*Sam*                                                                       ~Dwa lata wcześniej ~
    Stojąc w garniturze czarnym tak samo jak przed chwilą zawieszony pod mą szyją krawat i lśniące buty, wyginałem nerwowo palce u dłoni. Przyglądając się w stojącym naprzeciw mnie ogromnym lustrze, zastanawiałem się czy nie zatnę się podczas mówienia przysięgi. Wszyscy mówią, że ślub to najważniejszy dzień w życiu małżonków. Osobiście mam inne zdanie. Sądzę iż ślub owszem jest ważny ponieważ rozpoczyna nowy etap w życiu dwojga kochających się osób ale nie jest najważniejszy lecz życie po ślubie. Jako przykład można podać chociażby moich rodziców. Pobrali się będąc w moim wieku czyli mając 26 lat. Zrobili huczne wesele na ponad 150 osób, sala była pięknie przystrojona, zabawa trwała do samego rana. Rozwiedli się zaledwie pół roku później ponieważ jak to oboje powiedzieli "nie pasowali do siebie." Nie uwierzyłem w to, gdy mi to powiedzieli bo na pierwszy rzut oka wyglądali na szczęśliwych. Niestety pozory mylą.                                                                                                      Tymczasem ja stałem w garderobie i zerkając nerwowo co chwilę na zegarek, czekałem na spóźniającego się drużbę, którym był mój brat bliźniak Nicholas. Uroczystość miała się rozpocząć za niecałe pół godziny a o nim ani śladu ani słychu; nie odbierał telefonu ani co gorsza nikt nie wiedział gdzie jest. Ale czego się spodziewać po Nicholasie? On zawsze taki był... Raz na naszych urodzinach zamiast zapalić świeczki na torcie, zapalił ale serwetę od stołu. Mimo iż od tamtej chwili minęło dobre siedem lat to do tej pory wraz z bratem wspominamy to z uśmiechem na twarzy choć rodzicom do śmiechu nie było, gdy zobaczyli swojego wówczas dziewiętnastoletniego syna, który cudem sam się nie zapalił od serwety. Nagle usłyszałem jakby ktoś uderzył mocno o drzwi. Nie musiałem ich otwierać by wiedzieć kogo ujrzę po drugiej stronie. Poczekałem więc i pochwili do garderoby wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Nick z guzem po lewej stronie czoła wielkości piłki tenisowej. Wiem, że do ślubu zostało zaledwie piętnaście minut i powinienem teraz poważnie się na niego zdenerwować ale Nick to Nick i kocham go za to jakim jest a z tym guzem jak piłka tenisowa, wyglądał tak jak go postrzegam na co dzień; jak starszego, lekko zwariowanego brata,który wie jak i kiedy kogoś rozśmieszyć. Dlatego nie dając mu żadnej tyrady podszedłem ku niemu i klepiąc go po bratersku po plecach, powiedziałem cicho:                                                                                                                                                         Dobrze, że jesteś. Poczułem jak Nick zaczyna się śmiać więc odsunąłem się od niego i spoglądając mu w twarz czekałem aż powie jedną ze swoich mądrości, które mówił praktyczniezawsze gdy się spóźniał.     -No co ty, w brata nie wierzysz? - powiedział udając urażonego a po chwili na dodanie dramatyzmu teatralnego, otarł nieistniejącą łzę z oka.                                                              -Ok, koniec żartów czas iść. - powiedziałem poważnie na co ponownie zacząłem wyginać palce u rąk co nie uszło uwadze Nicholasa. Mój brat nie byłby sobą gdyby tego nie skomentował a jego złota myśl o dziwo rozbawiła i mnie bo Nick był żonaty od ponad dwóch lat. -Jeszcze jej nie poślubiłeś a już zachowujesz się jakby kazała ci niańczyć dzieci przez weekend. -powiedział przy czym wywrócił oczami. Tak, Nick miał dzieci,dwójkę chłopców; Johna i Filipe. Otwierając drzwi od garderoby zbiegłem wraz z bratem po schodach jak najszybciej by dojechać naczas do kościoła. Biorąc BMW brata wsiedliśmy do auta i wyjeżdżając z garażu wcisnąłem gaz do dechy po drodze robiąc pamiątki w postaci zdjęć z radarów. Cena wywołania zdjęć będzie duża ale w tej chwili chciałem jak najszybciej znaleźć się w kościele. Słyszałem jak Nicholas się świetnie bawi i rzuca swoje trzy grosze w postaci "Inni tak uciekają spod ołtarza, wiesz?" Spoglądając nerwowo na zegarek zauważyłem,że mam niecałe osiem minut. Niespodziewanie skręciłem w lewo tymsamym wybierając drogę na skróty. Słyszałem jak samochody za mną trąbią ale nie dbałem o to. W taki sposób znalazłem się pod kościołem mając w zapasie cztery minuty.Zatrzaskując za sobą drzwi dosłyszałem przekleństwo padające z ust Nicka o tym, że nie dbam o jego auto. Nicholas od zawsze miał fioła na punkcie swojego samochodu. Wchodząc do kościoła wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie a ja? Ja patrzyłem tylko i wyłącznie na nią. Stała przy ołtarzu w przepięknej białej sukni w której wyglądała niczym anioł. Mój brat zajął miejsce przy pozostałych drużbach a ja zacząłem kierować się ku mojej już niedługo żonie. Nie uszło mojej uwadze przewiercające mnie spojrzenie ojca Joy ale nie przejąłem się tym. Znajdując się blisko mojej wybranki, padłem przed nią na jedno kolano i nieczekając na księdza wyjąłem pierścionek, otworzyłem jego wieko tymsamym ukazując złotą obrączkę, która świeciła się niczym gwiazda na wieczornym niebie. Patrząc Joy prosto w jej zapłakane oczy, które nadal mimo płaczu były piękne.                                                         -Droga Joy znamy się ponad pięć lat i chcę ci za nie podziękować bo były to najlepsze lata mojego życia... Nie dane mi było dokończyć bo mój oburzony i jednocześnie rozbawiony brat musiał się wtrącić. Na szczęście Joy znała go na tyle dobrze, że wiedziała jaki jest i jej to nie przeszkadzało za co kochałem ją jeszcze bardziej. Akceptowała ludzi takimi jakimi byli. Nie chciała ich zmieniać i to było piękne.                                                          -Jak możesz? A nasze przygody z dzieciństwa? - pytał patrząc na mnie rozbawiony.Usłyszałem jak Joy zaczyna się śmiać i to był dźwięk, który zawsze chciałem słyszeć. Pragnąłem jej szczęścia a to, że chciała się nim ze mną dzielić radowało moje serce. Biorąc delikatnie dłoń Joy w swoją spojrzałem na nią ponownie i mówiłem dalej: -To były wspaniale lata ale wiesz co to jest jeszcze piękniejsze? To,że chcesz iść ze mną przez życie dając nam obojgu tym samym szansę na jeszcze wiele piękniejszych przygód, które przyniesie nam los. Tak więc droga Joy, czy uczynisz mnie tym szczęśliwcem i wyjdziesz za mnie? Zadając jej te pytanie, do ostatniej chwili nie byłem pewny jakiej odpowiedzi mi udzieli. Patrząc w jej oczy widziałem jak jej oczy migoczą milionem łez po czym spływają po jej policzkach strumieniami aż do końca brody. Nagle poczułem na swojej szyi jej dłonie, które oplatały mą szyję. Przytuliłem ją do siebie będąc w szoku, w ogóle nie usłyszałem jej odpowiedzi więc nie wiedziałem jak mam się zachować. Joy chyba się zorientowała, że pogubiłem się w tej całej sytuacji dlatego zaczęła się śmiać i odsuwając się ode mnie powiedziała najpiękniejsze słowa jakiekiedykolwiek było mi dane słyszeć;                                                          -W zdrowiu i w chorobie. W młodości i starości. Na zawsze. Więcej nie musiała mówić ponieważ mówiąc te słowa złożyła mi obietnicę tak samo jak uprzednio ja. To wystarczyło by zrobiła ze mnie najszczęśliwszego człowieka na świecie.                                                                                                         Oboje wtedy zgodziliśmy się na to, że będziemy razem do końca mimo wszystko.Oboje mieliśmy całkowitą świadomość tego, co mówimy i na co się porywamy. Porwaliśmy się na wspólne życie bo tego chcieliśmy. Każdy z nas jest świadom swoich decyzji i jeśli wiesz, że podczas małżeństwa może jedno z was zachorować to nigdy nie jesteśmy na to przygotowani chociażbyśmy chcieli to nigdy nie pogodzimy się z tym, że każdego dnia wasza ukochana osoba zapomina. Zapomina o tobie... Życie to nie bajka ale mimo cierpień i przeciwności losu możemy sprawić by nią było. Właśnie tutaj rozpoczyna się historia moja i Joy pokazująca, że mimo tak wielu cierpień warto się starać i nigdy nie poddawać chociażby dla tych kilkusekundowych przebłysków świadomości. Dopiero podczas doświadczenia tak wielkiego bólu jakim jest utrata bliskiej nam osoby dostajemy drogocenną lekcję od życia, która mówi, że największe radości dostrzegamy podczas największego cierpienia.Chcę wam opowiedzieć moją historię byście zobaczyli jak świat postrzega osoba która powoli traci wszystko...     

                ---------------------------------------------------------------------------------------------                                                   Oto początek mojej -nie mogę w to uwierzyć - czwartej książki. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie :)                                                                               

Promise Me - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz