Rozdział 5

269 34 18
                                    

    "Powiedziała: Jeśli nie możesz inaczej, udawaj, że radzisz sobie w życiu."
              -Jodi Picoult "To co zostało"

  Znajdując się pod domem wpuściłem Joy pierwszą do domu. Rozebraliśmy się z kurtek i butów po czym ruszyliśmy w kierunku kuchni głównie dlatego, że ciągnąłem za sobą niczego nieświadomą Joy. Widziałem jej pytające spojrzenie ale nic nie zdradzałem. Chciałem by wszystko wyszło idealnie. Poprosiłem dziewczynę by usiadła na toberecie co uczyniła. Widząc w jej spojrzeniu zaciekawienie, podszedłem do blatu i opierając się o niego łokciami, spojrzałem żonie w oczy pytając;
-Może coś ciepłego?
-Bardzo chętnie - odpowiedziała z uśmiechem.
Obracając się w kierunku szafki wyjąłem z niej dwie szklanki, które po postawieniu na blacie wypełniłem proszkiem, który po dolaniu gorącego mleka zamienił się w kakao. Podając Joy jeden z kubków, usiadłem naprzeciw niej. Delektowaliśmy się słodyczą napoju, który przy okazji ogrzewał nasze dłonie. Pijąc, każde z nas błądziło gdzieś w swoich myślach. Nagle ni z tego ni z owego Joy zapytała;
-Widziałeś może mój telefon?
Marszcząc brwi odpowiedziałem lekko zdekoncentrowany;
-Leży w pokoju na komodzie. Dlaczego pytasz?
Byłem zdziwiony jej pytanie zważając na fakt iż gdy rozbieraliśmy się z kurtek i obuwia, widziałem jak sama odkładała go na komodę w pokoju obok. Niestety jak to często bywało od dłuższego czasu, moje pytanie pozostało jako retoryczne. Joy machnęła lekceważąco dłonią. Nie próbowałem na siłę oczekiwać odpowiedzi bo musiałbym być gotowy na kolejny atak teściowej następnego dnia. Wypijając swoje kakao poprosiłem żonę by pozwoliła mi zawiązać jej oczy przepaską. Zgodziła się. Stając za nią, zawiązałem jej przepaskę na oczy i prowadziłem w stronę naszej sypialni. Poprosiłem by usiadła na łóżku do którego ją podprowadziłem. Usiadła w bez słowa i czekała. Wychodząc bez słowa z pokoju, wyszedłem również po chwili z domu, idąc w kierunku domu sąsiadki. Stojąc przy drzwiach, zapukałem. Otworzyła mi Betty - siedemdziesięcioletnia wdowa z siwymi włosami w rękach trzymajac szczenię Akity Inu. Bett podała mi psiaka ze smutnym wyrazem twarzy, mówiąc;
-Zabawne szczenię. Dbaj o niego dobrze a odwdzięczy ci się za opiekę po tysiąckroć swoją miłością. Wiesz chłopcze...zazwyczaj bywa tak, że zwierzęta okazują więcej serca niż dzisiejsi ludzie.
-Nie sądzę - odpowiedziałem biorąc psa, który słuchał naszej wymiany zdań.
-Rozejrzyj się Sammy. Teraz częściej widać pojedynczych ludzi na spacerze z psem aniżeli z ukochaną osobą. Czyż to o czymś nie świadczy? - odparła smutno.
Na jej słowa potaknąłem tylko głową odchodząc bez słowa. Może ta kobieta rzeczywiście miała rację? Nie wiedziałem, nie miałem teraz czasu by się nad tym zastanawiać. Wchodząc do domu modliłem się aby pies nie zaczął szczekać ponieważ wtedy cały mój plan by spalił na panewce. Stojąc w progu drzwi sypialni ujrzałem wciąż czekającą Joy. Nie wyglądała na złą, że długo mnie nie ma. W sumie nie zdziwiło mnie to. Joy odkąd pamiętam charakteryzowała się cierpliwością...
-Wie Pan, cecha cierpliwości jaką charakteryzowała się moja żona, była jednocześnie dobra co i zła...ale to nie temat na teraz. No więc, wracając...- powiedziałem przecierając oczy trzęsącymi się od starości dłońmi w kierunku ciekawego dziennikarza.
  Siadając obok niej wziąłem ją za dłoń i położyłem na pysku psa. Zauważyłem na twarzy Joy maluje się niedowierzanie i zachwyt. Nie czekając na moje pozwolenie zdjęła opaskę z oczu i patrząc to na szczeniaka to na mnie ze łzami w oczach, powiedziała zszokowana;
-Pamiętałeś...
Uśmiechając się do niej z miłością odpowiedziałem ocierając jej łzy z policzków;
-Pamiętam i zawsze będę pamiętał nasze pierwsze spotkanie bo właśnie tam poznałem moją ukochaną...
    ...było kilka minut po osiemnastej, pamiętam to doskonale bo spóźniłem się na film na który kupiłem bilety dzień wcześniej. Co prawda jestem chłopakiem ale lubię smutne filmy dlatego znalazłem się w kinie na filmie pt."Mój przyjaciel Hachiko".
Oglądając film zauważyłem kątem oka, że nieznajoma mi dziewczyna widocznie także się spóźniła bo zdyszana usiadła na wolnym fotelu po mojej lewej stronie. Widziałem jak próbuje unormować oddech pod wściekłymi spojrzeniami kinomaniaków. Mimo iż nadal szły reklamy to niecierpliwie oczekiwali ciszy. W zasadzie po kilku minutach dopiero zaczął się film. Podobał mi się i liczyłem na to, że się nie rozpłaczę bo jak to głosi pewna legenda "chłopacy nigdy nie płaczą" Jeżeli to jest prawda to nie jestem chłopakiem. Płakałem na fragmencie filmu w którym Hachiko mimo śmierci właściciela przychodził na ten sam peron o tej samej godzinie każdego dnia...dzień w dzień i czekał...aż do swojej śmierci. Właśnie wtedy nieświadomie razem z ową dziewczyną po mojej lewej stronie szepnęliśmy losowi wyzwanie;
-Chcę kochać kogoś tak mocno jak ten pies kochał swego właściciela...

  -Pamiętasz co stało się potem? - zapytałem Joy, gdy skończyłem wspominać nasze pierwsze spotkanie.
-Zacząłeś to dokończ - powiedziała z uśmiechem
Dopiero teraz przypominając sobie tamto zdarzenie widzę, że ona cały czas ukrywała to, co powiedzieć powinna. Niestety wtedy nie zastanawiałem się nad tym.
Żyjemy ślepo. Umieramy w okularach, wiesz? Tańczymy w kole "poradzę sobie sam" by na koniec zdać sobie sprawę, że życie solo jest trudniejsze i nikt nie zdoła ciągnąć tych wszystkich balastów przez całe życie. To zbyt wiele...
  -Ja to wiedziałem. Joy w głębi duszy zapewne też lecz nie chciała tego zaakceptować...

    ________________________________

Czekam na wasze opinie 😊😙

Promise Me - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz