Rozdział 8

194 33 10
                                    

    "Wszyscy umieramy. Świat to tylko hospicjum ze świeżym powietrzem."
                          -Stephen King

~Luty~
   Wracając z pracy, zrezygnowałem z jazdy autobusem fundując sobie półgodzinny spacer. Obserwowałem jak moje miasto tonie w śniegu, który miał niebawem zniknąć a tak przynajmniej twierdzili synoptycy. Chowając twarz w szaliku próbowałem znaleźć telefon w kieszeni co nie było dobrym pomysłem ponieważ jak się chwilę potem okazało - staranowałem kogoś. Upadłem plecami na oblodzony chodnik a razem ze mną owa postać. Czując przeszywający mnie ból, jęknąłem cicho.
-Mógłby Pan patrzeć gdzie idzie! - krzyknął dziwnie znajomy głos.
Wstając powoli podtrzymywałem się słupa, który robił mi za podporę. Podniosłem wzrok i ujrzałem schyloną brunetkę w płaszczu, która otrzepywała się ze śniegu pod nosem majacząc niezrozumiale. Wyglądała tak znajomo... Gdy podniosła wzrok okazało się dlaczego.
-Joy? Co ty tu robisz? - zapytem zdziwiony ponieważ o tej porze zazwyczaj jeszcze pracowała. Nie odpowiedziała. Zachowywała się dziwnie. Patrzyła na mnie ale tak, jakby przenikała mnie wzrokiem niczym powietrze. Podszedłem więc do niej robiąc zaledwie krok czy dwa a ona? Ona zaczęła krzyczeć na cały głos żem gwałciciel, bandyta i chcę jej zrobić krzywdę. Podniosłem dłonie do góry tak jak to robią podejrzani, gdy policjanci mierzą do nich z broni.
-Joy nie wygłupiaj się przecież to ja, Sammy. Twój mąż. - powiedziałem ni to zdenerwowany ni to płacząc. Byłem jednym wielkim ładunkiem emocjonalnym, który kumulował się od kilku miesięcy. Wtedy nadszedł ten czas - czas wybuchu. Byłem niczym granat, który wubuchł w nieodpowiedniej sytuacji i nieodpowiednim czasie.
-Pamiętam, że zacząłem na nią krzyczeć - powiedziałem chowając twarz w dłoniach biorąc roztrzęsiony oddech po czym mówiłem dalej - Była Bogu winna a ja na nią krzyczałem...krzyczałem, że dwoję się i troję byśmy byli szczęśliwi a ona tego nie docenia. Wypomniałem jej wszystko począwszy od zapominania kończąc na jej dziwnym zachowaniu. Wie Pan co ona zrobiła? - zapytałem.
Dziennikarz zaprzeczył ruchem głowy więc mówiłem dalej...
    Kończąc wykrzykiwać żale wobec niej dopiero zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwsza: Joy patrzyła na mnie jak na obcego i to wariata. Druga: przechodnie stali i patrzyli na nas w akompaniamencie syreny policyjnej. Nie musiałem długo czekać by poczuć zimne kajdanki zapinane na moje nadgarstki. Tłumaczyłem że to moja żona i jak to w małżeństwie, zdarzają się kłótnie. Już myślałem że zdejmie mi to ustrojstwo, które nawiasem mówiąc wrzynało mi się w skórę, ponieważ zatrzymał się tuż przed otwartymi drzwiami radiowozu, patrząc w kierunku roztrzęsionej Joy, zadając jej jedno pytanie;
-To Pani mąż?
Nastała głucha cisza podczas której moje serce biło tak głośno i szybko iż sądziłem, że słyszą je wszyscy wokół.
Niestety odpowiedź mojej żony była niczym gwóźdź do trumny.
-Nie - rzekła -Nie znam tego człowieka. Ja nie mam nawet chłopaka a co dopiero męża!
    Jakże łatwo kogoś posądzić. Jakże łatwo kogoś skazać. Jakże trudno temu komuś właściwą drogę wskazać...
   -Co się z Panem potem stało? - zapytał dziennikarz gdy umilkłem błądząc w bolesnych wspomnieniach na których samą myśl łzy stawały mi w oczach. Mimo to odpowiedziałem;
-Zostałem uniewinniony wobec odsiadki wyroku w więzieniu dzięki adwokatowi. Niestety nie zdołał on uratować mnie przed piekłem: szpitalem psychiatrycznym do którego kazano mi się udać by o odsiedzieć półroczny wyrok za znęcanie się psychiczne nad żoną...zostałem skazany na przymusowe leczenie psychiatryczne...
Patrząc dziennikarzowi prosto w oczy, który patrzył się na mnie zszokowany, powiedziałem;
-Tam było piekło, które tworzyli największe potwory: ludzie.

    ________________________________

   Rozdział następny postaram się dodać dzisiaj ale nic nie mogę obiecać 😙😊

Promise Me - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz