Rozdział 31

160 31 4
                                    

        Czas nie leczy bólu. On nas do niego przyzwyczaja.

    Budząc się z ogromnym bólem głowy, wiedziałem że to z powodu wypitego wczorajszego wieczora alkoholu ale świadomość tego wszystkiego...tego że nie ma jej tu ze mną gdy tak bardzo jej potrzebuję doprowadza mnie na skraj rozpaczy. Obracając się na bok na kanapie schowałem twarz w dłonie chcąc schować się przed samym sobą, problemami, światem. Niby istniałem, niby oddychałem ale to nie było to samo istnienie i to samo powietrze. Ten dom...taki pusty odkąd jej ze mną nie ma powodował tylko moje większe cierpienie. Wstając z kanapy poszedłem do kuchni by znaleźć leki od bólu głowy ale gdy tylko przekroczyłem próg kuchni, przypomniała mi się sytuacja, gdy robiłem Joy i mnie kakao. Pamiętam jej uśmiech...jej zamyślony wyraz twarzy. Wydawało mi się jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj choć tak naprawdę minęło tyle czasu...
Pozostały mi tylko wspomnienia, które niczym klatkowany film przewijały mi się przed oczami i gdy tylko wyciągałem dłoń by posmakować ich jeszcze raz one znikały. To było tak jakbym oczekiwał deszczu a zastał ulewę. Chyba muszę nauczyć się żyć tak jak mawiał mój dziadek: "Licz na najlepsze a przygotuj się na najgorsze. Wtedy unikniesz zbędnych rozczarowań."
Przypominając sobie jego postać i zachowanie dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak nieszczęśliwym człowiekiem musiał być wewnątrz chodź z zewnątrz wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Jak bardzo nieszczęśliwy musiał być skoro stosował się do tej zasady? Jak wiele cierpień doznał? Tego nie wie nikt prócz jego samego. Biorąc tabletkę na dłoń zastanawiałem się czy by tego wszystkiego nie zakończyć tu i teraz. Czy nie byłoby lepiej? I tak nie mam nikogo kto by teraz podszedł do mnie i powiedział: "Hej stary, nie martw się. Jestem przy tobie." Taki ktoś ode mnie odszedł i był niezastąpiony. Zostałem sam... Mimo tego, że mam rodziców to nie mogę na nich liczyć. Nie rozmawiając z nimi wiem co by się stało, gdybym im się teraz pokazał na oczy. Powiedzieli by mi "Synku, miłość nie istnieje. Każdy to wie."
Potem za moimi plecami wymienili by się pieniędzmi z zakładu. Byliśmy małżeństwem rok a znaliśmy się sześć lat... Równo rok... Tyle ile dawali nam moi rodzice. Ich rozdzieliło "nie pasowaliśmy do siebie". Mnie i Joy rozdzielił bezlitosny cholerny los! Łykając tabletkę popiłem ją wodą i ruszyłem w stronę szafki z której wyjąłem nasz album. Biorąc go w dłonie delikatnie jakby był ze złota co poniekąd było prawdą bo złotem były dla mnie nasze wspólne chwile. Kilka chwil mieliśmy w tym albumie w postaci zdjęć, które robiła Joy świadoma swojej choroby i jej postępu. Byliśmy tacy szczęśliwi...tacy zakochani...tacy młodzi...
Niestety nic nie trwa wiecznie: ani ból ani szczęście a za wszystko dostajemy rachunek. Rachunek który przychodzi w różnej formie i nieznanym nam czasie. Joy dostała owy rachunek w postaci choroby. Ja dostałem rachunek za miłość, którym jest cierpienie i samotność po stracie ukochanej. Najgorsze uczucie jakie może być to tęsknota...
Siedząc na fotelu spojrzałem w górę by upewnić czy nie stoi tam Joy tak jak kiedyś...niestety nie było jej tam. Poczułem się jeszcze bardziej osamotniony. Odkładając album na miejsce otarłem łzy i wołając Archiego poszedłem do naszej sypialni w której nic nie zmieniło się od jej odejścia. Wszystko było tak samo - wmawiałem sobie. Prawda była taka, że nic nie było takie samo nawet ja sam...

        ___________________________

    Mam nadzieję że się podoba 😊

Promise Me - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz