Rozdział 20

159 33 6
                                    

    "Bywają noce tak pełne udręk, że nazajutrz należałoby zmienić nazwisko, bo nie jest się już tym samym, co pierwej."
                               -Emil Cioran

   Obudziłem się z bólem głowy, który był niemalże nie do wytrzymania. Leżąc na łóżku próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek ale mój umysł ział pustką. Wstałem z łóżka przeszukując pokój po pokoju w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych, które znalazłem w apteczce. Biorąc kilka na raz popiłem je winem, które stało na blacie kuchennym. Wiedziałem jakie ma zastosowanie przyjmowania leków i alkoholu jednocześnie. Zastosowałem tę mieszankę nie bez powodu. Czułem wewnątrz mnie taką pustkę jakby ktoś wyrwał mi serce. Ubierając się w jeansy i szarą sportową bluzę, wyszedłem z domu. Szedłem przez siebie mijając tłumy ludzi, którzy nawet mnie nie zauważali, nawet na mnie nie patrzyli po prostu mijali bez słowa niczym powietrze. Czułem że czegoś mi brak ale nie wiedziałem czego. Szukałem jakiegokolwiek znaku ale nic nie dostrzegałem. Nagle przed oczyma ujrzałem szpital. Nie wiedziałem dlaczego akurat tu przyszedłem. Wchodząc mimo wszystko do budynku od razu pielęgniarka złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę sali numer 245 i pokazując mi młodą kobietę, szepnęła:
-Czas powiedzieć sobie dowidzenia - powiedziała ze łzami w oczach.
Nagle niczym z nieba spadła na mnie cała świadomość tego co było wczoraj, przedwczoraj i kilka dni, tygodni, miesięcy temu. Wraz z tą świadomością spadł na mnie ciężar emocji i obowiązku. Joy...moja mała Joy...
-Jak to "dowidzenia"? - zapytałem zdezorientowany.
Pielęgniarka patrzyła na mnie smutnym wzrokiem i dotykając mojego ramienia szepnęła
-Widzi Pan...pańska żona traci kontakt z rzeczywistością. Lekarz daje jej dwa góra pół roku życia z nami nim odejdzie.
Rozumiałem co mówi do mnie pielęgniarka ale jednocześnie nie chciałem by to była prawda. To zbyt bolesne, zbyt...zbyt...prawdziwe! Ona nie mogła odejść! Nie mogła!
Chwytając pielęniarkę za ramiona w geście bezradności zacząłem prosić płacząc:
-Zróbcie coś! Macie przecież te swoje lekarstwa, mądrościowe zioła, dajcie jej coś! Może...może to jej pomoże.
Na moje słowa pielęgniarka jedynie pokręciła smutno głową.
-Przepraszam ale jest już za późno. - powiedziała odchodząc.
Bezradny oparłem głowę o szklane drzwi sali w której była moja żona. Obserwowałem jak rozmawia mimo tego iż w sali nikogo nie było. Patrzyła zamglonym wzrokiem w stronę okna. Nie wiedziałem czy mam wejść do sali. Chciałem jeszcze choć raz porozmawiać tak normalnie z Joy ale wiedziałem, że wtedy to będzie nasze pożegnanie. Nie byłem na to gotów. Nie byłem gotów powiedzieć "żegnaj" osobie, która była ze mną gdy padałem na kolana z bezsilności. Nie chciałem mówić "żegnaj" osobie, która była dla mnie wszystkim. Nie chciałem mówić jej "żegnaj" ponieważ żegnaj oznacza, że więcej jej nie ujrzę, nie usłyszę a ja...ja nie byłem gotów na jej odejście...co będzie z nami? Co będzie z nią? Co będzie ze mną gdy powiemy sobie "żegnaj"? Potem nie będzie już nic...
Poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramię, nie musiałem patrzeć by wiedzieć że to Nick. Po moich policzkach płynęły łzy.
-Musisz powiedzieć "żegnaj" mimo wszystko. - powiedział
-Ale ja nie chcę pozwolić jej odejść - powiedziałem unosząc na niego wzrok pełen rozpaczy w postaci łez.
-Czasami nie mamy wyboru bracie. Odejdźcie w pokoju. Bądź dla niej oporą bo sama nie jest na to gotowa. Żadne z was nie jest ale weź to na swoje barki i pokaż jej że może odejść bo sobie poradzisz. Niech się o ciebie nie martwi. - powiedział.
-Ale to tak boli. - rozpłakałem się zjeżdżając plecami po ścianie - To tak cholernie boli...
-Wiem bracie, wiem. Zrób to dla niej. - szepnął.
-Wiem i zrobię bo ją kocham ale to nie znaczy, że będzie mi łatwiej....
  Płakałem w objęciach brata, który próbował mnie pocieszyć. Niestety gdy tracisz wszystko co kochałeś, nie jesteś tym samym co kiedyś...

      _____________________€_€____

    Wyłam jak pisałam 😭😭😭

Promise Me - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz