Rozdział 2

325 40 14
                                    

      "Dla niego to również nie było łatwe i choć starał się sprawiać wrażenie spokojnego i opanowanego, w głębi duszy targały nim lęki, wahania i wątpliwości."
                            -Alessio Paulo.

~Listopad~
   Od zeszłej sytuacji nigdy więcej nie zastanawiałem się nad listem. Nigdy nie próbowałem pytać co było jej płaczu na kanapie co spowodowało, że przez kilka dni po przeczytaniu listu naprzemian płakała lub spała. Prosiłem by mi powiedziała co ją dręczy nie pytając o treść listu bo nie wpadłem na pomysł iż obie te sprawy mogą być ze sobą powiązane. Moje próby były bezsensowne. Joy zaczynała zazwyczaj na mnie krzyczeć i zamykała się w sąsiednim pokoju uciekając ode mnie. Nie poddawałem się mimo tego, że mimo moich starań okazywałem się tym najgorszym (co słyszałem, gdy dzwoniąc do rodziców mówiła, że jestem nachalny i nie daję jej spokoju a na następny dzień miałem gościa w postaci teściowej i jej reprymendy)
Z czasem zrozumiałem, że może przesadzam i to przeze mnie moja żona tak się zachowuje, więc dałem jen upragniony spokój i nie odzywałem się do Joy. Wówczas myślałem, że normalność, która zapanowała ponownie w naszym domu to powrót do naszego życia sprzed listu. Nigdy w życiu nie myliłem się tak bardzo jak wtedy. Pewnego dnia wziąłem Joy na spacer do centrum, gdzie znajdował się wielki park a w nim dużo drzew co oznacza miliony kolorowych liści. Zabrałem ją tam ponieważ niebawem ma spaść pierwszy śnieg. Idąc z nią pod rękę mijaliśmy domy sąsiadów i przechodniów. Nie rozmawialiśmy co było dosyć dziwne ponieważ Joy uwielbiała rozmawiać ale nie protestowałem. Niedługo potem byliśmy na miejscu. Reakcja dziewczyny doprowadziła mnie do łez, ponieważ ona się śmiała! Rozumiecie? Joy się śmiała! Nie słyszałem śmiechu mojej żony od ponad miesiąca. Teraz widząc jak moja niebieskooka żona robi aniołki w liściach doprowadziło mnie do płaczu. Zauważyłem jak wstaje i patrząc wprost na mnie z założonymi na biodrach dłońmi krzyczy wesoło;
-Sama będę się bawić?
Śmiejąc się przez łzy podbiegłem do niej i chwytając ją w pasie uniosłem ją w powietrzu i kręciłem nas w kółko, śmiejąc się wraz z nią. Nagle dziewczyna puściła moją szyję i obejrzała się za siebie. Przestając nas kręcić i opuszczając Joy na ziemię spojrzałem na nią a ona na mnie.
-Co się z nami dzieje?
-To co nieuniknione - odpowiedziała ruszając w kierunku domu nie oglądając się za siebie ani razu. Nie rozumiałem jej zachowania. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała a znam ją ponad siedem lat. Pobiegłem za nią ponieważ gdy krzyczałem by poczekała, nie chciała mnie słuchać. Doganiając ją chwyciłem za jej dłoń może nie powinienem ale następnie szarpnąłem ją za ramiona i zdenerwowany naszą sytuacją, która trwa od kilku tygodni krzyknąłem ze łzami w oczach;
-Co jest nie tak? Co się między nami popsuło? Nie odzywasz się, uciekasz ode mnie, nie chcesz rozmawiać. Dlaczego? Co zrobiłem, robię nie tak? - zadawałem pytania jedno po drugim widząc jak z każdym moim słowem Joy próbuje się wyrwać spod mojego uścisku ale nie pozwalałem jej na to trzymając mocno za jej ramiona. Oczekiwałem odpowiedzi która nie nadeszła. Niebieskooka powiedziała jedynie;
-Prawda cię zabije tak jak mnie. Nie chcę patrzeć na twoje cierpienie, czy to tak trudno zrozumieć!? - krzyknęła mi prosto w twarz płacząc. Po moich policzkach również spływały od dawna wstrzymywane łzy. Łapiąc ją za twarz przyłożyłem swoje czoło do jej i powiedziałem;
-Ja na twoje cierpienie patrzę od kilku tygodni. Czy sądzisz, że nie cierpię gdy widzę jak moja kiedyś szczęśliwa żona, która miała ogniki w oczach potrafiła obudzić mnie o szóstej rano by poprosić mnie bym oglądał z nią liście, teraz płacze w domu sądząc że śpię? Myślisz, że nie cierpię, gdy słyszę że płaczesz od nocy do rana? Sądzisz, że mnie to nie boli? Powiedz... - poprosiłem cicho.
  Nic nie odpowiedziała chyba że zaliczyć jej wzmożony płacz. Przytuliłem ją do siebie całując w czoło. Poczułem jak wstrząsa nią szloch a jej malutkie rączki oplatują mnie w pasie.
-Cholernie mnie to boli Joy.
Jest taki rodzaj szlochu, który prowadzi nas do nagłego wdechu powietrza ustami ponieważ czujemy się jakbyśmy się dusili wewnątrz. Tak płakała moja żona. Chwyciłem ją za brodę i powiedziałem;
-Powiedz mi prawdę.
-Nie mogę, przepraszam - szepnęła po czym pobiegła w kierunku domu. Nie goniłem jej bo zobaczyłem w jej oczach coś, co widziałem zawsze gdy się poddawała co robiła rzadko a prawie że nigdy. Były to sytuacje w których nic nie da się zrobić. Ujrzałem w jej oczach pustkę i rezygnację...

     ______________________________

   Wróciłam po dwóch dniach nieobecności. Mam nadzieję że rozdział się podobał 😊😙

Promise Me - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz