*Rozdział 21*

357 26 1
                                    

-Kochana, obudź się.Już jesteśmy na lotnisku.

Otwieram zaspana oczy i ziewam przeciągle.

-Gdzie lecimy? - pytam i patrzę na niego.

Justin przygląda się mnie uważnie, a na jego twarzy widnieje łobuzerski uśmiech.

-Justin?

Jego uśmiech się powiększa.Przybliża się do mnie.

-Wiesz jak słodko śpisz? - pyta i patrzy w moje oczy.

Przełykam ciężko ślinę i uśmiecham się blado.

-Dd-dzięki.

-Chodź, bo nas nie wpuszczą - mówi i całuje mnie w policzek, a następnie wychodzi z auta.

Ja również to robię.Gdy czuję świeże powietrze, na moją twarz wkrada się szeroki uśmiech.Rozglądam się i dostrzegam Justina przy bagażniku.Podchodzę do niego i krzyżuje ręce na piersiach.

-Pomóc ci?

Patrzy na mnie z uśmiechem na twarzy, a potem nagle blednie.Ja marszczę brwi nie rozumiejąc o co chodzi.On łapie mnie szybko za dłoń i otwiera mi drzwi od strony pasażera.

-Zapomniałaś o peruce - mówi rozgniewany.

Wchodzę do środka i szukam tej cholernej peruki.Przewracam oczami, gdy ją dostrzegam na tylnych siedzeniach.Zakładam ją i patrzę w lusterko.Poprawiam ją jeszcze i wychodzę z auta.

-Masz tutaj paszport i wszystkie swoje dokumenty - Justin podaje mi portfel, a ja go odbieram.

-Jak to..kiedy to wszystko zrobiłeś? - pytam zaskoczona.

On bierze walizki i kiwa głową na wejście na lotnisko.

-Ciesz się, że w ogóle zrobiłem.

-Ale..wygląda na to, że od początku już to planowałeś.

-Musisz tak dużo gadać? - wzdycha, kiedy znajdujemy się już przy barierkach.

-Nie rób żadnych dziwnych min i zachowuj się normalnie, tak jakby gdyby nic.

Patrzę na niego i unoszę jedną brew.

-Jakby to było takie proste.

-Jest.Uwierz mi.

Nie chce już nic mówić, bo powiedziałabym coś czego później bym żałowała.

***

Czuję jak ktoś całuje mnie po szyi i ewidentnie robi mi malinkę.Otwieram szybko oczy i dostrzegam Justina, przyklejonego do mojej szyi.

-Justin! - piszczę i próbuje go odsunąć.

On niestety przyssał się jak pijawka i nie odsunął się ani o milimetr.

-Jesteś bardzo smaczna, wiesz - mówi, kiedy wreszcie odrywa się ode mnie.

-Jesteś głupi, wiesz - śmieje się.

-Chciałem cię jakoś szybko i skutecznie obudzić i chyba mi się udało, nie sądzisz? - pyta i szczerzy się do mnie.

-Pewnie, że tak.

-Za jakieś 30 minut powinniśmy być na miejscu.

-Na miejscu, czyli gdzie?

-W Londynie - uśmiecha się i patrzy na stewardesse, która zatrzymuje się koło naszych siedzeń.

-Podać coś do jedzenia lub picia? - pyta.

-Wodę - odpowiadam.

Uśmiecha się i skina głową, a następnie odchodzi od nas.

Opiekunka [JB i MF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz