-Kochana, obudź się.Już jesteśmy na lotnisku.
Otwieram zaspana oczy i ziewam przeciągle.
-Gdzie lecimy? - pytam i patrzę na niego.
Justin przygląda się mnie uważnie, a na jego twarzy widnieje łobuzerski uśmiech.
-Justin?
Jego uśmiech się powiększa.Przybliża się do mnie.
-Wiesz jak słodko śpisz? - pyta i patrzy w moje oczy.
Przełykam ciężko ślinę i uśmiecham się blado.
-Dd-dzięki.
-Chodź, bo nas nie wpuszczą - mówi i całuje mnie w policzek, a następnie wychodzi z auta.
Ja również to robię.Gdy czuję świeże powietrze, na moją twarz wkrada się szeroki uśmiech.Rozglądam się i dostrzegam Justina przy bagażniku.Podchodzę do niego i krzyżuje ręce na piersiach.
-Pomóc ci?
Patrzy na mnie z uśmiechem na twarzy, a potem nagle blednie.Ja marszczę brwi nie rozumiejąc o co chodzi.On łapie mnie szybko za dłoń i otwiera mi drzwi od strony pasażera.
-Zapomniałaś o peruce - mówi rozgniewany.
Wchodzę do środka i szukam tej cholernej peruki.Przewracam oczami, gdy ją dostrzegam na tylnych siedzeniach.Zakładam ją i patrzę w lusterko.Poprawiam ją jeszcze i wychodzę z auta.
-Masz tutaj paszport i wszystkie swoje dokumenty - Justin podaje mi portfel, a ja go odbieram.
-Jak to..kiedy to wszystko zrobiłeś? - pytam zaskoczona.
On bierze walizki i kiwa głową na wejście na lotnisko.
-Ciesz się, że w ogóle zrobiłem.
-Ale..wygląda na to, że od początku już to planowałeś.
-Musisz tak dużo gadać? - wzdycha, kiedy znajdujemy się już przy barierkach.
-Nie rób żadnych dziwnych min i zachowuj się normalnie, tak jakby gdyby nic.
Patrzę na niego i unoszę jedną brew.
-Jakby to było takie proste.
-Jest.Uwierz mi.
Nie chce już nic mówić, bo powiedziałabym coś czego później bym żałowała.
***
Czuję jak ktoś całuje mnie po szyi i ewidentnie robi mi malinkę.Otwieram szybko oczy i dostrzegam Justina, przyklejonego do mojej szyi.
-Justin! - piszczę i próbuje go odsunąć.
On niestety przyssał się jak pijawka i nie odsunął się ani o milimetr.
-Jesteś bardzo smaczna, wiesz - mówi, kiedy wreszcie odrywa się ode mnie.
-Jesteś głupi, wiesz - śmieje się.
-Chciałem cię jakoś szybko i skutecznie obudzić i chyba mi się udało, nie sądzisz? - pyta i szczerzy się do mnie.
-Pewnie, że tak.
-Za jakieś 30 minut powinniśmy być na miejscu.
-Na miejscu, czyli gdzie?
-W Londynie - uśmiecha się i patrzy na stewardesse, która zatrzymuje się koło naszych siedzeń.
-Podać coś do jedzenia lub picia? - pyta.
-Wodę - odpowiadam.
Uśmiecha się i skina głową, a następnie odchodzi od nas.