Dostałem telefon, że musze stawić się u szefa.Mam dostarczyć komuś jakiś towar.Dobrze,ż e moi rodzice nie wiedzą jak zarabiam na życie.Ubrałem jakieś dresy i wyszedłem z domu.Wsiadłem do swojego Lamborghini i odjechałem z piskiem opon.Jazda samochodem odpręża mnie.Wolę czasami jechać gdzieś daleko niż się upić.Przyznam, że lubię alkohol i imprezy, ale tylko kiedy mam ochotę.Lubię też pieprzyć laski, ale to też kiedy mam ochotę i kiedy jestem zły.Włączyłem radio i wsłuchałem się w słowa piosenki:
Oh, angel sent from up above
You know you make my world light up
When I was down, when I was hurt
You came to lift me up
Life is a drink, and love's a drug
Oh now I think I must be miles up
When I was a river, dried up
You came to rain a flood
So drink from me, drink from me
When I was so thirsty
Pour on a symphony
Now I just can't get enough
Put your wings on me, wings on me
When I was so heavy
Pour on a symphony
When I'm lower, lower, lower, low
Piękna piosenka Coldplay'a.Moja ulubiona.Gdy piosenka już się skończyła, akurat byłem już na miejscu gdzie miałem odebrać towar.
Wyszedłem ze swojego auta i skierowałem się do czarnego BMW.Zapukałem w ciemną szybę i po chwili została ona otwarta.
-Jak zawsze punktualny, Bieber - zacmokał Jerry, mój szef.
-To chyba dobrze, tak? - zapytałem zirytowany.
-Tak, tak, ale masz tutaj towar.Gość jest naszym stałym klientem i proszę nie zawiedź mnie.W środku masz adres.Chcesz coś dla siebie? - podał mi czarną walizkę.
-Nie szefie, mam jeszcze.A kiedy kasa?
-Młodzieńcze.Zawsze o to pytasz.Masz już kase na koncie - uśmiechnął się szyderczo.
-Mam nadzieje.Dobra spadam.Na razie.
-Nie spieprz tego, Bieber! - krzyknął kiedy wszedłem do auta.
Odpaliłem bryke i ruszyłem pod wskazany adres.
******
-Weź, kurwa, Bieber chodź z nami - powiedział Frank.
-Nie idę dzisiaj do żadnego jebanego klubu.Kumasz?
-Co się z tobą koleś stało?
-Nic - syknąłem przez zęby.
-Właśnie widać.Przecież mnie możesz powiedzieć, Justin.
-Nie mam ochoty dzisiaj iść do żadnego klubu, rozumiesz?! - warknąłem.
-Dobra rozumiem.Nie spianaj się tak stary - powiedział, poklepując mnie po plecach.
Tak naprawdę to chciałem iść do klubu, ale...właśnie.Co mnie zatrzymywało?Albo raczej kto.Jest wieczór.Godzina 20 i siedze w domu z moim kumplem.Emily nie napisała więc była zajęta.
-Dobra, zbieramy się - odparłem.
-A jednak!
-Taa.