Wyruszyliśmy już jakieś dobre dwie godziny temu, jednak żadne z nas raczej nie miało sobie nic do powiedzenia sądząc po ciszy, która między nami panowała. Nie mogę powiedzieć, że mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie. O dziwo nie czułam się niezręcznie milcząc przy Ezarelu, to była dobra cisza. Czułam się przy nim nader swobodnie.
Nasza misja polegała na podpisaniu traktatu sojuszniczego z wioską Igneus, z którą osada Eel była skłócona. Ponoć podpisanie tego traktatu będzie furtką do wielu nowych korzyści i ułatwi dostęp do rzadko spotykanych roślin i surowców.
Szczerze mówiąc bardzo się zdziwiłam, że Miiko postanowiła wysłać Ezarela na tak ważną misję, która mogła decydować o przyszłości obu wiosek.
Cóż, niezbadane są osądy Miiko, nie chciałam się w nie zagłębiać ani tym bardziej w nie mieszać.
Zerknęłam na Ezarela kierującego w skupieniu powozem, który ciągnęły dwa Rawristy.
Elf nie zwracał na mnie żadnej uwagi, zupełnie jakbym była powietrzem, więc skupiłam się na oglądaniu pięknej roślinności.
Wydawać by się mogło, że w taką porę roku jak jesień wszystko obumiera, jednak ta zasada nie tyczyła się Eldaryi - tutaj wszystko nadal wspaniale rozkwitało. Ciągle wypatrywałam coraz to nowszych gatunków roślin oraz nierozwiniętych pąków kwiatów.
Swego czasu interesowałam się trochę botaniką oraz językiem kwiatów.
Przez nie można było przekazać drugiej osobie swoje emocje, ukryte pragnienia czy też inną istotną wiadomość. Jestem ciekawa, czy w Eldaryi kwiaty mają jakieś ukryte znaczenie.
Po raz kolejny zerknęłam ukradkiem na Ezarela i zmarszczyłam brwi. Chętnie podarowałabym mu hortensję, która symbolizowała beznamiętność. Myślę, że ten kwiat pasowałby do niego jak ulał. Rozmyślając o kwiatach zaczęłam wspominać swoje życie - ziemskie życie.
Życie, do którego tak rozpaczliwie tęskniłam, chodź ze wszystkich sił starałam się to ukryć. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że robię dobrą minę do złej gry, jednak nie chciałam martwić osób, które mnie w tym świecie choć trochę polubiły.
Chciałam grać twardą nawet jeżeli taka nie byłam.
Ciekawe, czy moi ziemscy przyjaciele jeszcze o mnie nie zapomnieli. A może zdążyłam już pójść w niepamięć i wszystko w ich życiach wróciło do normy? Z jednej strony to może i dobrze, jednak z drugiej ta myśl boleśnie wbiła mi się w umysł raniąc moje ostatnie nadzieje o ponownym ujrzeniu ich twarzy.
- Oto rozmaryn na pamiątkę - szepnęłam sama do siebie w zamyśleniu cytując Szekspira.
- Co ty tam mruczysz?
- Nic takiego – odrzekłam - Po prostu przypomniał mi się jeden cytat z pewnej sławnej sztuki.
- Chyba jednak nie jest taka sławna, skoro o niej nie słyszałem - uśmiechnął się półgębkiem.
Spojrzałam na niego z ukosa bawiąc się rąbkiem mojej kurtki, która i tak dawała jedynie namiastkę ciepła.
- Dziwne by było, gdybyś cokolwiek wiedział na temat wielkich, ziemskich artystów - odburknęłam.
- Czy istnieje w ogóle coś takiego jak „wielki, ziemski artysta"? - wywrócił oczami.
- Jak widać istnieją – prychnęłam.
Popatrzyłam przed siebie delikatnie mrużąc oczy. Im dalej wjeżdżaliśmy w las, tym chłodniejsze robiło się powietrze, zaś delikatna mgiełka stawała się coraz to gęstsza i bielsza.
Nieznacznie przybliżyłam się do Ezarela.
- Nie podoba mi się to - zadrżałam z zimna obejmując się rękami w pasie.
- Ale co?
- No ta mgła. Jeszcze nigdy nie widziałam tak gęstej - przyznałam.
Elf westchnął i przeczesał palcami swoje niebieskie włosy.
- Prawdopodobnie będziemy zmuszeni zrobić postój i przeczekać, aż opadnie.
- Wcale nie tak dawno wyruszyliśmy, a już występują jakieś głupie komplikacje.
- Nie martw się, to nie jest twoja wina, że przynosisz pecha - uśmiechnął się złośliwie - W nocy również będziemy musieli przeczekać do rana.
- Niech zgadnę - skrzyżowałam ręce na piersiach - Pewnie zaraz zaczniesz mnie straszyć jakimiś duchami albo innymi kreaturami, mam rację?
Chłopak wyszczerzył się i potargał mnie po włosach.
- Nie martw się, duchy są w Eldaryi bardzo rzadko spotykanym zjawiskiem. Bardziej bym się martwił o Cienie i Mary nocne.
Prychnęłam cicho i zrobiłam obrażoną minę, jednak miałam wielką ochotę się roześmiać.
Kiedy chciał, potrafił być w miarę znośny.
Zerwałam z nachylonej niezwykle nisko gałęzi drzewa jaskrawożółty kwiat, który wpięłam w swoje włosy nucąc pod nosem jakąś nieznaną mnie samej melodię.
- Nie ryzykowałbym na twoim miejscu.
- Och, o co ci znów chodzi?
- Jeżeli będziesz dłużej utrzymywała kontakt fizyczny z tą rośliną, dostaniesz okropnej wysypki – powiedział to tak poważnie, że nie miałam pojęcia, czy to był żart.
Zagryzłam wargę i szybko wyrzuciłam roślinę woląc nie ryzykować, jednak od razu tego pożałowałam, gdy elf wybuchnął gromkim śmiechem.
- Jak ja cię nienawidzę! – wrzasnęłam.
- Też cię kocham – odparł wycierając oczy, które ze śmiechu napełniły się łzami.
Po paru minutach dojechaliśmy do jeziora i postanowiliśmy, że tam przeczekamy mgłę, pomijając fakt, że powoli zaczynało robić się ciemno, stawiałam więc, że wyruszymy dopiero nazajutrz.
Zeskoczyłam z powozu zadowolona, że w końcu mogę się trochę rozprostować.
Nagle wszystko zaczęło przypominać scenę z niezwykle niskobudżetowego filmu.
Poczułam, jak jakieś silne ręce zaczynają mnie przyduszać i przystawiają mi do gardła coś ostrego.
W oczach Ezarela mogłam dostrzec błąkający się cień paniki.
- Ez... - szepnęłam z przerażeniem czując, jak adrenalina boleśnie zaczyna rozchodzić się po całym moim ciele.
- Puść ją – wycedził przez zęby.
CZYTASZ
(porzucone) Eldarya: Never
FanfictionMiłość może dopaść dosłownie wszędzie, o czym dowiedziała się Erika, która odnalazła ją... w nienawiści. Jednak czy nienawiść jest na tyle silna, by miłość nie zdążyła jej do końca przygasić? Czy przeznaczenie pozwoli dziewczynie poznać, jak...