Zaproszenie

2.3K 294 68
                                    

Zdziwiona ściskając odłamek Kryształu w dłoni, który przed chwilą przyniósł mi Nieznajomy przyglądałam się, jak pożółkła, elegancko wyglądająca koperta przeciska się przez szparkę pod drzwiami. Schowałam odłamek do kieszeni i niepewnie podniosłam ją z podłogi. Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej gładką, białą kartkę papieru. Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam czytać jej treść:


"Ezarel wraz z Ewelein pragną serdecznie zaprosić Erikę na swoje zaręczyny, które odbędą się dnia 15 stycznia 4275 roku o godzinie 18 30 oraz na ślub, który odbędzie się 10 kwietnia 4275 roku o godzinie 16 00.
Po uroczystości zaręczyn oraz zaślubin zapraszamy na przyjęcie pozaręczynowe oraz weselne.
Prosimy o potwierdzenie przybycia najszybciej, jak to możliwe."

Wow.
Nie spodziewałam się, że w ogóle zostanę zaproszona. Ponuro zaśmiałam się w duchu czytając ponownie zaproszenie, które było napisane pochyłym, schludnym pismem.
Jakie to... słodkie.
Już nawet zdążyli zaplanować dokładną datę i godzinę ślubu. Widać, że bardzo śpieszno im do niego biorąc pod uwagę odstęp czasowy zaręczyn i zaślubin.
Jest 12 stycznia, więc ten koszmar rozpocznie się dosłownie na dniach.
Westchnęłam cicho gniotąc kartkę w dłoniach i wrzuciłam ją do kosza. Nie mam zamiaru uczestniczyć w tym cyrku. Poza tym sposób, w jaki zostałam zaproszona dość mocno mnie zniesmaczył i zniechęcił. Myślałam, że takie rzeczy podaje się raczej osobiście, a nie przez szparę pod drzwiami.
Przemilczałam wczorajsze zajście i nie wydałam tego idioty Nevrze. Boje się pomyśleć co by mu zrobił, gdyby się dowiedział. I tak musiałam mu się nieźle tłumaczyć, w końcu ogarnięcie się i doprowadzenie do porządku zajęło mi dość sporą ilość czasu, a miałam wrócić szybko.
Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał dwunastą czterdzieści, po czym odnalazłam wzrokiem ciepłą, wełnianą, granatową pelerynkę, którą narzuciłam na plecy.
Mam nadzieję, że Leiftan wybaczy mi to dziesięciominutowe opóźnienie.
Zatrzasnęłam drzwi swojego pokoju i półbiegiem ruszyłam w kierunku głównego wyjścia. Nie powinnam już zadręczać się Ezarelem, w końcu nadszedł ten dzień, w którym miałam dostać chowańca. Normalnego Xhowańca. Nie takiego przypominającego psa, przed którym odczuwałabym pewien dyskomfort i lęk.
Pchnęłam drzwi do głównego wyjścia, po czym poczułam jak chłodny, zimowy wietrzyk smaga mnie po twarzy i rozwiewa moje włosy we wszystkie strony.
Idąc w stronę Alei Łuków czułam pod butami przyjemne skrzypienie śniegu, który zaczynał prószyć z nieba drobnymi, białymi płatkami. Owinęłam się szczelniej pelerynką żałując, że nie zaopatrzyłam się również w jakąś ciepłą czapkę. Dopiero co wyszłam na zewnątrz, a uszy i policzki już zaczynały mnie nieznośnie szczypać z zimna.
Stanęłam w umówionym miejscu, jednak po Leiftanie ani śladu. Może coś go zatrzymało?
W sumie nie powinnam się dziwić, w końcu prawie cały czas jest zajęty i ma coś do roboty.
Naciągnęłam granatowe, wełniane ocieplacze na palce i oplotłam się rękami odgniatając ślady podeszew na śniegu. Spacerowałam tak kilka, może nawet kilkanaście minut, jednak blondyna nadal nie było. Westchnęłam cicho i miałam już wracać, jednak wtedy zauważyłam Leiftana, który biegł w moją stronę. Gdy już stał przy mnie oparł się rękami o swoje uda ciężko dysząc.
- Przepraszam, długo czekałaś? - spytał ocierając pojedynczą kropelkę potu z czoła.
- Nie, tylko kilka minut - odparłam posyłając mu uspokajający uśmiech.
Blondyn ubrany był w grubą, puchową kurtkę w kolorze pistacji, czarne spodnie z przeróżnymi ozdobnymi obszyciami, zaś na nogach miał beżowe kozaki, które wyglądały na wykonane z zamszu. Jak na standardy tutejszych ubiorów wyglądał dość... zwyczajnie. Była to bardzo miła odmiana od tych wszystkich zmyślnych ubrań, które można tu było zobaczyć na co dzień.
- Całe szczęście - uśmiechnął się szeroko - Ktoś mnie zagadał i utraciłem poczucie czasu.
- Na prawdę, nic nie szkodzi - zapewniłam - Zdarza się.
- Dobrze, zatem chodźmy.
Poszliśmy na targ, na którym jak zawsze było gwarno i głośno. Każdy przekrzykiwał się zapraszając i zachęcając potencjalnych klientów oraz targował się najlepiej, jak tylko umiał. Ja niestety nie jestem jednym ze szczęśliwców, którzy umieją się targować. Sama przed sobą musiałam przyznać, że jeżeli chodzi o targowanie bardzo łatwo było mnie namówić do proponowanej ceny bez zbędnych negocjacji z mojej strony.
- Szukasz czegoś konkretnego? - spytał, gdy stanęliśmy przy stoisku z jajkami.
- Myślę, że byłabym zadowolona z kota. Uwielbiam koty - przyznałam prześlizgując wzrokiem po różnych, wielobarwnych jajkach.
Leiftan zmarszczył brwi, po czym sięgnął ręką po jedno z jajek. Było czarne z metalicznym połyskiem pokryte turkusowym nalotem w postaci wydłużonych kropel.
- Co o tym myślisz? To jajko młodego Ciralaka, który bardzo przypomina kota.
- Jak dokładnie wygląda?
- Zobaczysz - odparł tajemniczo - Myślę, że powinnaś byś zadowolona.
- Zatem zdam się na ciebie. Ile kosztuje?
- Trzy tysiące czterysta maany.
Popatrzyłam na niego z nieukrywanym zdziwieniem, po czym przełknęłam głośno ślinę.
- Nie mam tyle pieniędzy.
Leiftan westchnął cicho grzebiąc w kieszeniach swojej kurtki. Odszedł na chwilę na bok, po czym po paru minutach wrócił z szerokim uśmiechem na ustach.
- Udało mi się dla ciebie wytargować jajko za mniej niż pół ceny. Już jest twoje, zapłaciłem za nie.
- Och, bardzo dziękuję! - byłam mu tak wdzięczna, że nawet nie wiedziałam, jak powinnam to okazać. Niewiele myśląc stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Chłopak oblał się subtelnym rumieńcem, po czym zaśmiał się wesoło targając moje włosy.
Całe szczęście, że zareagował pozytywnie a nie jak swego czasu Ezarel, gdy się go dotknęło.
- To... ile mam ci oddać?
- Potraktuj to jako prezent. To i tak nie zrobiło mi zbyt wielkiego ubytku w maanie.
- Jesteś tego pewien? - uniosłam brew ku górze.
- Jak najbardziej, poza tym mam do ciebie pewne pytanie.
Posłałam mu zachęcający uśmiech, by kontynuował.
- Wiesz, od pewnego czasu podoba mi się pewna dziewczyna i tak się zastanawiałem, czy by jej tego nie powiedzieć... Nie wiem jednak, w którym momencie to zrobić i jak to ubrać w słowa. Możesz mi coś poradzić?
Och. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam, że Leiftan raczej należy do tych osób, które radzą sobie w sprawach damsko męskich. Cóż, pozory bywają mylące. Podejrzewam, że to Miiko jest obiektem jego westchnień, w końcu jako jeden z członków Lśniącej Straży spędza z nią bardzo dużo czasu.
Delikatnie utuliłam jajko do piersi, by aż tak bardzo nie marzło i przygryzłam wargę w zamyśleniu.
- Tu raczej nie ma nic do radzenia, Leif.
- Co masz na myśli?
- To, że sam wyczujesz ten dobry, magiczny moment, kiedy to powiedzieć. Co do słów to myślę, że niekiedy miłość można wyrazić po prostu przez zwykłe, subtelne, jednak dużo znaczące gesty - spojrzałam mu prosto w oczy - Miłość to nie tylko piękne słowa i podarunki. Myślę także, że nie powinieneś tłumić tego uczucia. To niezdrowe i wyniszczające.
Wyniszczające. Skąd ja to znam...
- O czym gadacie?
Podskoczyłam przerażona rozglądając się za ramię. Obok nas stał Nevra, który trzymał w rękach bukiet czerwonych, oszronionych kwiatków.
- Wiesz, że nieładnie tak się wcinać komuś do rozmowy? - spytałam karcąco.
- Nie, w porządku, właśnie kończyliśmy. Zostawię już was samych. Erika - zwrócił się do mnie z poważną miną - Dziękuję, wezmę sobie twoje słowa do serca - po czym odszedł.
W chwili gdy odszedł zdałam sobie sprawę, że na śmierć zapomniałam o krysztale od Nieznajomego. Stłumiłam westchnięcie.
No trudno. Odłożę go na własną rękę tak, jak chciałam zrobić to wczoraj.
Nagle Nevra podsunął mi kwiaty pod nos, których piękna woń przyjemnie drażniła moje nozdrza.
- Pójdziesz ze mną na zaręczyny?
- Nie - odparłam bez wahania.
Wampirowi w momencie zrzedła mina.
- Ale dlaczego?
- Ponieważ w ogóle nie planowałam tam iść.
- Nie daj się prosić. Poza tym, głupio by było, gdybym się na nich nie pojawił, znam Ezarela już kilka ładnych lat, Ewelein z resztą tak samo.
- Równie dobrze możesz iść z jakąś inną dziewczyną.
- Och, ty nic nie rozumiesz - żachnął się wciskając mi bukiet w dłoń - Chcę iść właśnie z tobą. Chcę spędzić ten dzień w twoim towarzystwie i być przy tobie.
- Zostałeś zaproszony osobiście? - spytałam z irytacją w głosie.
- No... tak. Ezarel był u mnie z Ewelein, a co?
- No właśnie! A wiesz, jak wspaniałomyślnie zaprosili mnie? Wcisnęli zaproszenie przez szparę pod drzwiami.
Zmarszczył brwi z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Może to Ewelein nie chciała, by zrobili to osobiście.
- Nie wiem i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to - prychnęłam.
- Daj spokój, pójdź ze mną. Będę cię męczył, póki się nie zgodzisz. Poza tym co ty będziesz sama robiła, jak wszyscy będą na zaręczynach?
- Zawsze się znajdzie jakieś zajęcie - wzruszyłam ramionami - Mogę na przykład iść spać.
- Erika... - popatrzył na mnie błagalnie.
Chyba się go nie pozbędę.
- Niech ci będzie, ale wiedz, że robię to tylko i wyłącznie dla świętego spokoju.
Ucieszony objął mnie w pasie i ucałował mnie w czoło.
- Wiedziałem, że się zgodzisz - powiedział z triumfem w głosie.
Tak oto jak zawsze zostałam wpakowana tam, gdzie mnie nie potrzeba.










(porzucone) Eldarya: NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz