Krew i ogień

2.6K 340 23
                                    

Wjeżdżając do Igneus czułam na sobie wzrok mieszkańców.
Bardzo intensywny i niezbyt przyjazny wzrok mieszkańców. Była to wioska ognia - wszędzie, gdzie by nie spojrzeć dało się zauważyć ogniste płomienie.
Nawet listki kwiatów i innych przeróżnych roślin obejmowały delikatne ogniste języki.
Po drodze odważyłam się dotknąć jednej z płomiennych roślin, jednak mnie nie poparzyła. Kwiat wytwarzał łagodne ciepło i przyjemnie muskał moje opuszki palców. Trzeba przyznać, że pomimo dość wrogiej atmosfery, jaka panowała w wiosce w naszym kierunku, roślinność i sam jej wygląd zapierała dech w piersi. Miałam wrażenie, że jestem we wnętrzu wulkanu, w którym zakiełkowało i rozwinęło się życie.
Nagle Ezarel zatrzymał powóz tak gwałtownie, że prawie z niego spadłam.
- Cholera, Ez, uprzedzaj wcześniej, że hamujesz! Ja... - przerwałam zdając sobie sprawę, że na naszej drodze stała Kitsune.
- Witajcie w wiosce Igneus - przemówiła jowialnym tonem rozkładając ręce w geście powitania.
Wymieniliśmy spojrzenia z Ezarelem, po czym zeszliśmy z powozu.
Dziewczyna była niesamowicie podobna do naszej Miiko, z tym, że Kitsune przed nami miała czerwone oczy i krótkie, sterczące we wszystkie strony świata włosy.
Mój towarzysz delikatnie skłonił się okazując lisicy szacunek. Poszłam za jego przykładem nie odrywając wzroku z dziewczyny.
- Drodzy przybysze, wyczekiwałam was niecierpliwie! Mam na imię Ignia i rządzę tą wioską. Mam nadzieję, że Miiko z wami przyjechała, prawda? – Ignia splotła ze sobą swoje drobne dłonie i łypała czerwonymi oczami na nasz powóz.
- Cóż... Nie mogła przyjechać przez swój nadmiar obowiązków. Mam na imię Ezarel i będę dziś przedstawicielem Miiko, obok mnie jest Erika, która jest moją towarzyszką. Jestem w pewnym sensie również jej opiekunem – wskazał na mnie posyłając mi krótkie spojrzenie – Należy do straży Absyntu, której jestem szefem.
Uśmiech z ładnej twarzy dziewczyny momentalnie zszedł, zaś jej spojrzenie stało się lodowate i przeszywające.
- J...jak to Miiko nie przyjechała? – szepnęła, zaś jej ramiona zaczęły spazmatycznie drgać. Na dźwięk jej głosu po moich plecach przeszły ciarki. To niesamowite, jak jej nastawienie w ciągu kilku sekund diametralnie się odmieniło. Przybliżyłam się do Ezarela łapiąc go za rękaw i z niepokojem spojrzałam na strażników, którzy niespokojnie krążyli wokół nas. Czułam się jak bezbronne zwierzę, które wpadło w potrzask.
- A więc to tak – szepnęła z szerokim uśmiechem na ustach - Dobrze wiedzieć, że Mii boi się swojej młodszej siostry.
Popatrzyliśmy po sobie z Ezarelem całkowicie zbici z tropu. Widocznie on też nie miał pojęcia, że nasza kochana Miiko ma rodzeństwo. Dziewczyna raczej nie wyglądała, jakby kłamała, ich podobieństwo było uderzające.
Ignia obróciła się na pięcie i zaczęła powoli się oddalać.
- Zgładzić ich. Posprzątajcie później zwłoki i spalcie je, nienawidzę widoku krwi i rozkładającego się truchła - rozkazała tym samym nieznoszącym sprzeciwu tonem, co Miiko - Oni są dla mnie bezwartościowi, oczekiwałam na moją siostrę.
Po chwili jeden ze strażników zaczął biec w naszą stronę dzierżąc w masywnej, umięśnionej ręce topór pokaźnych rozmiarów. Ezarel złapał mnie mocno za ramię i zaczął ciągnąć w stronę powozu. Poczułam nagły przypływ adrenaliny.
Nieznajomy miał rację. Cholera, trzeba było go posłuchać.
Poza tym, jak siostra Miiko śmiała zastawić na nią pułapkę? To przecież rodzina...
Łączą je wspólne wspomnienia i więzy krwi.
Czy gdyby pojechała zamiast nas, sprawy potoczyłyby się w podobny sposób? Dokonałaby mordu na własnej siostrze?
Poczułam do czerwonookiej wielką niechęć i obrzydzenie. Jak tak można? Gdybym ja miała rodzeństwo, chroniłabym je za wszelką cenę bez względu na nasze relacje.
Nagle przed nami nie wiadomo skąd stanął jeden ze strażników, który zamachnął się wielką włócznią i wbił ją Ezarelowi w ramię. Elf jęknął z bólu mocno zaciskając palce na moim przedramieniu.
Czy tak właśnie będzie wyglądał nasz grób?
Jakaś wielka, zdradziecka, płomienna wioska?
Strażnik kolejny raz zamachnął się włócznią celując w Ezarela.
W tym samym momencie coś we mnie pękło.
Tak bardzo nie chciałam go stracić.
Panika przejęła kontrolę nad całym moim zdrowym rozsądkiem i ciałem, które zaczęło poruszać się wbrew mojej woli.
Poczułam ogromny, przeszywający ból, który pulsował w okolicach brzucha i zaczynał nieznośnie roznosić się po całym ciele aż po koniuszki palców.
Spojrzałam z przerażeniem w dół.
Ujrzałam włócznię, która była utkwiona w moim brzuchu.
Wszędzie było pełno krwi.
Ochroniłam go.
Ochroniłam swoim własnym ciałem.
Strażnik jednym mocnym ruchem wyszarpał broń z mojego brzucha. Mój wzrok stawał się bardzo mętny i niewyraźny.
Nawet nie wiedziałam, kiedy znaleźliśmy się w powozie.
Uciekaliśmy?
Zdałam sobie sprawę, że moja głowa spoczywa na kolanach Ezarela.
Elf zauważył, że jestem przytomna.
- Co ci do jasnej cholery strzeliło do głowy, żeby mnie ochraniać?! - mówił szybko i gorączkowo - To ja miałem cię chronić, ty głupia kretynko!
Chyba nigdy w życiu nie widziałam, by jego oczy były tak przepełnione paniką.
Uśmiechnęłam się blado próbując walczyć z ogromnym bólem.
- Ez, cieszę się, że nic ci nie jest, wiesz? - wyszeptałam ledwo słyszalnym głosem.
Obraz znów zaczął mi się zamazywać, zaś przez moje ciało raz po raz przechodziły lodowate dreszcze.
- Ezarel, jest mi tak bardzo zimno... Tak bardzo chce mi się spać.
- Proszę, nie zasypiaj. Nie zostawiaj mnie - położył swoją dłoń na mojej głowie delikatnie gładząc moje włosy.
- Ezarel, przepraszam, to ja miesiąc temu ukradłam ci słoik z miodem – szepnęłam – A ostatnio... ostatnio powiedziałam Alajei i Karenn, że jesteś nadętym bucem. Naprawdę przepraszam za to wszystko, ja...
- Erika, dlaczego teraz mi o tym mówisz?
- Chcę uzyskać przebaczenie – odparłam czując jakąś ciepłą, metaliczną ciecz w ustach.
- Erika, ty chyba nie... - załamał mu się głos.
Słabą dłonią dotknęłam jego policzka pozostawiając na nim krwawy ślad.
- Uśmiechaj się częściej, bądź milszy i... żyj za nas oboje, okej?
- Proszę, nie umieraj, Erika, do cholery jasnej, trzymaj się.
- Zamknij się, durny elfie - wychrypiałam czując w ustach coraz to więcej metalicznej cieczy - Zawsze uważałam, że śmierć za drugą osobę jest dobrą śmiercią i nie żałuję tego, co zrobiłam, Ez.
Uśmiechnęłam się szeroko resztkami sił czując, jak moja dłoń osuwa się z jego ciepłego policzka.
Ezarel coś do mnie mówił, jednak ja przestałam rozumieć jego słowa, które rozlały się w mojej głowie w nieznośny szum.
Traciłam przytomność.
Oddałam się w ramiona ciemności, która momentalnie zmieniła się w piękny, kolorowy, usłany przeróżnymi cudnymi roślinami ogród.
Wstałam chwiejnie na równe nogi i zdezorientowana zdałam sobie sprawę, że nie czuję żadnego bólu.
W zasadzie to... nie czułam kompletnie nic.
Czy ja umarłam?
Jeżeli mam tu spędzić całe życie pośmiertne, to nie będzie aż takie złe, jak myślałam.
Podniosłam wzrok i dopiero zdałam sobie sprawę, że nie jestem tu sama.
Wciągnęłam ze świstem powietrze.
- Oracle – wyszeptałam.

(porzucone) Eldarya: NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz