Zauroczenie

2.5K 335 38
                                    

Delikatnie uchyliłam oczy próbując zlokalizować miejsce swojego pobytu.
Po paru dobrych chwilach rozglądania się po pomieszczeniu zorientowałam się, że znajdowałam się w swoim pokoju. Panował półmrok, więc zakładałam, iż Kwatera o tej porze raczej nie tętni zbyt intensywnym życiem. Nie miałam co liczyć na szklankę wody, jeżeli sama o to nie zadbam. Tak szczerze to raczej spodziewałam się, że obudzę się w szpitalu będąc pod stałą opieką, albo że ktoś będzie przy mnie przez ten cały czas, póki się nie wybudzę. No cóż, jak widać nie można mieć wszystkiego. Delikatnie podciągnęłam się na łokciach opierając się plecami o poduszkę. Ból z rany wydał mi się lżejszy i bardziej znośny niż wcześniej. Mogłam sobie dać rękę uciąć, że zapewne zostałam naszpikowana wręcz kolosalną ilością przeróżnych środków znieczulających. Podwinęłam koszulkę, pod którą była gruba warstwa bandaży owinięta wokół mojego brzucha. Delikatnie przejechałam po nim ręką, jednak szybko ją cofnęłam i syknęłam cicho przez zęby krzywiąc się z bólu. To nie był najlepszy pomysł, by bezsensownie macać świeżą ranę.
Westchnęłam przeciągle zbierając się w sobie, po czym najwolniej jak mogłam zsunęłam się z łóżka i podreptałam do łazienki.
Opróżniłam mój biedny pęcherz czując wielką ulgę. Z całą pewnością byłam nieprzytomna kilka dobrych dni. Ciekawe, ile czasu byłam... martwa.
Czy ktoś w ogóle zorientował się, że tak było? Przecież nie spytam wprost. Raczej mi nie uwierzą, tylko pomyślą, że już do reszty ześwirowałam. O Oracle też nie mam zamiaru wspominać, to będzie moja mała tajemnica.
Prawdopodobnie i tak nikt by mi nie uwierzył. Poza tym nie chcę się dzielić czymś, co bezpośrednio tyczy się mnie, a czego sama znaczenia nie znam.
Zapewne ja sama o swoim przeznaczeniu dowiem się dopiero po fakcie. A może ta cała Oracle tylko mi się przyśniła? Może balansując między cienką linią życia i śmierci mój biedny, przemęczony umysł tylko stworzył sobie obraz całego ogrodu i Ducha Kryształu? Prawdopodobnie nie zdziwiłoby mnie, gdyby tak było. Ba, bardziej bym się nawet zdziwiła, gdyby to wszystko okazało się prawdą, a ja naprawdę miałabym jakieś ogromne znaczenie dla Eldaryi.
Napełniłam umywalkę zimną wodą i dla otrzeźwienia przemyłam sobie twarz, po czym wyszłam z łazienki z chęcią ponownego ułożenia się w ciepłym łóżku, jednak nagle wparowująca Ewelein miała chyba co do mnie nieco inne plany.
Dziewczyna zapaliła światło, po czym z niemałym zaskoczeniem wręcz przeskanowało wzrokiem moje ciało, które zastygło w bezruchu. Zaraz po niej wszedł Ezarel, który widząc mnie minimalnie zbladł i podszedł do mnie szybkim krokiem.
- Głupia, nie wykonuj gwałtownych ruchów! A najlepiej będzie, jak w ogóle nie będziesz się ruszała. Czy ty chcesz otworzyć ranę?! - zdenerwował się zmuszając mnie do położenia się.
Posłusznie ułożyłam się na łóżku patrząc na niego spode łba.
- Ja rozumiem, że się martwisz, ale mój pęcherz też ma swoje potrzeby – burknęłam.
- Ezarel, chyba trochę przesadzasz. Jak widzisz, dobrze się nią zajmuję, o czym świadczy jej przebudzenie się i zdolność do samodzielnego przemieszczania się – odezwała się Ewelein.
- Jej rana ma dopiero parę dni – żachnął się.
Dziewczyna ignorując Ezarela podeszła do mnie, przyjrzała się badawczo mojej twarzy zapewne oceniając mój stan, po czym położyła jakieś leki na mojej szafce nocnej.
- Na wieczkach jest podana częstotliwość przyjmowania leków. Są napisane w twoim języku, więc nie powinnaś mieć chyba trudności z rozczytaniem treści.
To, że jestem ranna i pod wpływem cholera wie czego, nie czyni ze mnie osoby ułomnej bądź niespełna rozumu...
- Gdybyś potrzebowała porozmawiać o ostatnich wydarzeniach albo gdybyś poczuła się gorzej, wiesz gdzie mnie znaleźć – przeniosła wzrok na Ezarela posyłając mu subtelny uśmiech – Idziesz ze mną do biblioteki, skoro już jesteś pewien, że Erika czuje się dobrze?
- Chciałbym chwilę z nią porozmawiać, poza tym Miiko mnie wzywała, więc za moment muszę do niej wpaść.
Dziewczyna skinęła głową i nie zaszczycając mnie już swoim spojrzeniem wyszła z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
- No cóż... - przerwałam ciszę uciekając wzrokiem gdzieś w bok mamląc w palcach róg kołdry.
Ezarel przysiadł na moim łóżku przeszywając mnie swoim badawczym, przenikliwym wzrokiem.
- Więc?
- Więc...? – ponagliłam.
- Jak się panienka czuje?
- Jakoś funkcjonuję i jeszcze żyję, więc chyba nie aż tak źle – mruknęłam posyłając mu ponury uśmiech.
- Zapewne zasługa znieczulenia i całej sterty innych leków – uśmiechnął się półgębkiem – Powiedz, nie masz halucynacji?
- Cholera, to ile wy mi tego daliście? – zaniepokoiłam się marszcząc brwi.
- Na spokojnie z tych wszystkich leków wpakowanych w ciebie w ciągu tych kilku dni można by wyleczyć ponad pół mieszkańców wioski Ventum.
- Jesteś niemożliwy – westchnęłam – A jak tam twoje ramię?
- Na pewno ma się lepiej od twojego brzucha - mruknął nachylając się nade mną.
- Ezarel...
- Nie martw się, nie potrzebuję twojej troski.
I jak tu być miłym?
Chłopak przybliżył się do mnie zmniejszając dystans między nami. Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Wstrzymałam oddech czekając w napięciu na jego następny ruch. Elf przejechał dłonią po moich włosach marszcząc brwi.
- Co to za kwiatki? - spytał wyplątując jeden z nich – Pierwszy raz widzę je na oczy.
Czy to w ogóle możliwe, że kwiaty z Zaświatów przeniosły się wraz z moją duszą i zmaterializowały, czy jakkolwiek by tego nie nazwać? A więc Oracle była prawdziwa i to wszystko nie było jedynie wytworem mojego umysłu?
- A skąd mam wiedzieć? Przecież byłam nieprzytomna.
- Racja. Może to być sprawka którejś z dziewczyn - ostrożnie obracał w palcach drobniutki kwiatuszek, któremu badawczo się przyglądał - Wezmę sobie jeden do przebadania, dobrze?
- Nie ma problemu - odparłam przyglądając się jego skupionej twarzy.
Zauważyłam, że pod jego oczami były widocznie odznaczające się sine cienie. Wydaje mi się, że ma za sobą parę nieprzespanych nocy. Czy to możliwe, że zmartwiłam go do tego stopnia?
Chłopak wyjął z kieszeni malutki słoiczek, do którego włożył kwiatek, po czym schował go z powrotem skupiając na mnie swoją uwagę.

- Jesteś kurewsko głupia i lekkomyślna, wiesz?
- Jakiś ty romantyczny – sarknęłam.
- Ja... ja myślałem, że nie przeżyjesz. Miałem wrażenie, że wtedy, gdy uciekaliśmy powozem... umarłaś na moich kolanach.
Bo tak właśnie było – pomyślałam z rozgoryczeniem.
- Jak widać, jeszcze nie przeszłam na drugą stronę – zaśmiałam się ponuro – Ba, mam się nawet w miarę dobrze. Jak powiedziała sama Ewelein, mogę nawet chodzić o własnych siłach.
- Daj spokój. Myślałem, że cię tracę - szepnął z nieodgadnionym wyrazem twarzy i objął mnie w pasie. Miałam ochotę krzyknąć z bólu, jednak powstrzymałam się mocno zagryzając dolną wargę.
- Ez... - jęknęłam cicho.
Ostrożnie objęłam go jedną dłonią, zaś drugą położyłam mu na karku. Oparłam się brodą na ramieniu wdychając jego zapach przemieszany z nienachalnym zapachem szarego mydła.
- Spokojnie, nigdzie się nie wybieram. Jestem twardsza, niż ci się wydaje – próbowałam go uspokoić, chociaż w te ostatnie słowa sama do końca nie wierzyłam.
Po dłuższej chwili Ezarel uwolnił się z mojego uścisku. Z zawodem puściłam go patrząc na niego niemal oczekująco i błagalnie.
Pragnęłam więcej.
Pragnęłam usnąć w jego ramionach.
A gdybym wypowiedziała swoje pragnienia na głos? Co by się stało, gdybyśmy zaszli nieco dalej, na przykład gdybym go pocałowała?
Cholera, nie jest dobrze.
Jestem zauroczona.
Na drogą babcię Oracle, Ezarel zaczyna mi się podobać.
Elf przyłożył mi dłoń do czoła marszcząc brwi.
- Masz gorączkę? Jesteś cała czerwona.
- Nie, ja... - to ty tak na mnie działasz...
- Mam ci zmierzyć temperaturę?
- Nie trzeba, to nic takiego - uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
- Jak uważasz, poza tym muszę już iść. Obiecałem Miiko, że pójdę się z nią spotkać, pamiętasz?
- Właśnie, a co z nią? - ożywiłam się próbując odsunąć amory na bok - Co z jej siostrą?
- Myślę, że sama powinna z tobą o tym porozmawiać. A teraz idź spać, powinnaś dużo odpoczywać.
Wstał z mojego łóżka i zaczął iść w stronę drzwi. Dotknął klamki i zerknął na mnie przez ramię.
- Nie zapomnij wziąć leków.
- Nie zapomnę – zapewniłam posyłając mu niepewny uśmiech.
Elf skinął głową i wyszedł z mojego pokoju.
Spojrzałam w sufit naciągając kołdrę pod sam nos. Moje serce waliło jak oszalałe i za nic w świecie nie mogłam go uspokoić.
Wciągnęłam ze świstem powietrze.
Kiedy, do cholery, ten głupi gnom zaczął tak mi się podobać? Kiedy zaczął tak na mnie działać?
Świetnie. Po prostu idealnie.
Może jeszcze do zauroczenia dojdzie miłość? Jeszcze tylko tego brakuje, jakbym nie miała innych problemów na głowie.
Jak to mawiają, między miłością i nienawiścią jest bardzo cienka linia, czy jakoś tak.

(porzucone) Eldarya: NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz