#1

985 77 214
                                    

-Ren - mruknął przez sen zmęczony mężczyzna. - Daj mi jeszcze trochę pospać skarbie...

Jednak już po chwili poczuł uginający się materac, a na jego ciele mniejsze, kościste ciałko. Dziewczynka chwyciła Michael'a za włosy, i jak to miała zawsze w zwyczaju, zaczęła się nimi bawić. Ciągnęła za nie i wydawała polecenia, zupełnie jak ta mała myszka z bajki, którą oglądała poprzedniego dnia.

-Ale tatusiu... - mruknęła, kładąc się na jego klatce piersiowej i mocna w niego wtulając. - Dziś jest pierszy dzień w peczkolu....

-Florence... naprawdę?! - mężczyzna podniósł się do siadu, o mało nie zrzucając dziewczynki ze swojego torsu, ale w porę złapał jej małe ciałko w swoje umięśnione ramiona. Spojrzał na zegarek - Księżniczko, ale to dopiero za trzy godziny...

Położył się ponownie, ciągnąc za sobą swoją córkę.

-Tatu! - dziewczynka zaczęła szarpać się w jego objęciach, ale czarnowłosy nie miał zamiaru jej puszczać. - Ale ja chcę już. Tatu! Bo będę krzyczeć...

Mężczyzna westchnął. Mimo że dziecko miało dopiero cztery latka, miało niesamowicie przekonujące argumenty. Michael nienawidził, kiedy jego maleństwo krzyczało, płakało lub było mu po prostu źle. Nienawidził patrzeć na to pokrzywdzone dziecko. Ale był jeszcze jeden powód. W mieszkaniu, nad tym zamieszkanym przez rodzinę Clifford, mieszkała pewna starsza pani, która za każdym razem, kiedy Florence krzyczała, przybiegała do nich, aby sprawdzić czy aby na pewno Michael nie bije dziewczynki, albo zwyczajnie dzwoniła na policję, argumentując, że mężczyzna źle zajmuje się dzieckiem i z pewnością je molestuje.

-Co chcesz na śniadanko? - zapytał, podnosząc się razem z dzieckiem w ramionach i całując je w czółko.

-Ksienszniczkowe naleśniki! - dziewczynka podskoczyła w jego ramionach, bez przerwy śpiewając na głos 'księżniczkowe naleśniki', a Mike pomyślał, że jego córka ma piękny głos i może warto by było zrobić coś w tym kierunku. Zanotował sobie w głowie, aby zapytać o to jej przedszkolanki, być może wie, co mógłby z tym robić. 

Usadowił małą na jej różowym krzesełku i podszedł do kuchenki. Oczywiście zaczął przygotowywać przysmak Florence, a były nim zwykłe naleśniki z odrobiną różowego barwnika. Jasne, Michael wiedział, że nie było to zbyt zdrowe, ale w tym aspekcie nie potrafił odmówić temu małemu potworkowi. No bo oni zazwyczaj odżywiali się nazbyt zdrowo, być może tylko dlatego, że czarnowłosy z zawodu był trenerem personalnym i nie mógł pozwolić sobie na zbędne kilogramy, tak więc oboje byli skazani na zdrowe jedzenie, mimo że zdarzało im się zjeść od czasu do czasu małą pizzę razem z wujkiem Calumem.

Położył przed Ren talerzyk i ucałował jej czółko.

-Tatuś idzie się umyć, a ty spokojnie zjedz swoje jedzonko - przeczesał jej loczki dłonią. Włosy dziewczynki zawsze przypominały mu o jej drugim ojcu. O złotowłosym cud chłopaku, który poświęcił się dla ich maleństwa, a jednocześnie przekazał jej coś, co Mike kochał najbardziej w jego wyglądzie, piękne loki. Były one nieco jaśniejsze od tych dziewczynki, bo kolor odziedziczyła po drugim rodzicu, ale nadal pozostawały tak samo piękne, delikatne i urocze. - A później przyjdź wyszorować ząbki, śmierdziuszku.

-Sam smerdzisz - odpysknęła do niego lecz on tylko pokręcił głową i udał się pod prysznic. Starał się ograniczyć długość jego trwania, bo wiedział, ze mała miała dużo różnych pomysłów w główce, które bardzo często nie kończyły się dobrze.

-Michael! - usłyszał dobijanie się do drzwi małych piąstek. Wywrócił oczami na zachowanie córki. Tyle razy jej powtarzał, że nie może mówić do niego po imieniu, a ona zawsze, kiedy była zdenerwowana, tak się do niego odnosiła.

Collar Full »Muke« ✔Where stories live. Discover now