#22

346 59 24
                                    

Po wyznaniu Luke'a nastąpiła chwila ciszy, podczas której Michael starał się wszystko poukładać w tej jego prawie bezwłosej głowie. Powoli wstał, obserwując jak blondyn robi to samo. Stali naprzeciw siebie, nic nie mówiąc, nic nie rozumiejąc, starając się poczuć to, co czuje strona przeciwna.

Michael przełknął głośno ślinę i rozłożył szeroko trzęsące się ręce.Luke bez chwili namysłu wpadł w nie i mocno objął starszego. Szlochał mu w ramiona, nie potrafiąc opanować swojego ciała.

-Ale j-jak to? - Mike zdołał wydusić z siebie jedno, bezsensowne i z pewnością nikomu niepotrzebne zdanie. A jednak.

Młodszy mocniej zacisnął swoje dłonie na koszulce czarnowłosego, która musiała być w tamtej chwili niesamowicie wymięta.

-B-bo... lekarz powiedział, że... że jeśli - jego wypowiedź co chwilę przerywał urywany szloch. - Jeśli teraz nie robię sobie d-dziecka... t-to już nigdy nie będę m-mógł go... mieć.

Słowa wypływające z ust Luke'a raniły serce jego partner, nie ich sensem, który jeszcze do starszego nie dotarł, ale samym tonem, przepełnionym cierpieniem, z jakim chłopak je wypowiadał. Mike nie chciał czuć bólu i słabości osoby tak dla niego bliskiej i ważnej.

Młody ojciec pociągnął blondyna w stronę krzesła i sam na nim usiadł, drugiego mężczyznę ciągnąc na swoje kolana. Luke usiadł na nim okrakiem i jeszcze bardziej wtulił się w starszego, chlipiąc pod nosem.

-Mikey... no bo... tak sobie pomyślałem, że m-może chciałbyś mieć... ze mną dziecko? - chłopak odchylił się delikatnie i spojrzał w twarz swojego partnera. Oparł swoje dłonie na jego ramionach i z nadzieją spojrzał na starszego.

-Lulu my nawet... nawet nie powiedzieliśmy sobie tych najważniejszych słów, a ty chcesz... - czarnowłosy pokręcił delikatnie głową. Nie potrafił wyobrazić sobie tego, co właśnie proponował mu Hemmings.

-Kocham cię.

Te dwa słowa były pewne i jak najbardziej prawdziwe, ale w tamtej sytuacji nadal niewystarczające. Nie mogły zapewnić im stabilności, której potrzebowali.  Nie mogły zapewnić im zupełnie nic.

-Ja ciebie też, skarbie - odgarnął kosmyk, opadających mu na czoło włosów i złożył delikatny pocałunek na środku czoła. Gest przepełniony miłością, troską i zaufaniem, ale jednocześnie niepewnością i poczuciem winy. Poczuciem winy za to, co dopiero miało nadejść. - Ale nie możemy mieć dziecka.

Małe światełko jakby natychmiast zgasło w niebieskich oczętach. całą radość i nadzieja wyparowała. Na ich miejsce nie pojawiło się nic. Została tylko pustka. Zimna, nieprzyjemna i okropnie niszcząca.

-A-ale dlaczego - młodszy wypuścił z płuc powietrze, które uciekło tak szybko, jak jego ochota na życie. 

Michael czuł się jak najgorszy człowiek na świecie. Odbierał radość komuś, kto na nią zasługiwał i kto mógłby mieć ją na wyciągnięcie ręki. Gdyby nie on. On zawsze był tym złym. Tym niepotrzebnym. Tym przeszkadzającym. Tym utrudniającym. Tym, który niszczył marzenia.

Zbierał się w sobie, żeby coś powiedzieć. Musiał w jakiś sposób wyjaśnić blondynowi swoją niechęć. Czuł potrzebę wytłumaczenia się, jednak żadne dobre słowa jakimś sposobem nie przychodziły mu do głowy. Jakby specjalnie zaczęły go unikać, robić wszystko co w ich mocy, aby uprzykrzyć mu życie i zniszczyć to, co dla niego najważniejsze.

Nie potrafił otworzyć ust, które nagle zostały sklejone strachem. Nie potrafił poruszyć językiem, czy wydobyć z siebie najmniejszy dźwięk. Stracił poczucie siebie, Luke'a, świata i życia. Odebrane mu zostały uczucia. Nie potrafił nic.

Nagle pojawiła się mała, delikatna siła, dopiero co zaczynająca tlić się w jego sercu. Wykorzystał ją zbyt szybko. Zbyt szybko próbując skontaktować się ze swoją miłością, zbyt szybko próbując się wytłumaczyć.

-Nie chcę dzieci - szepnął, zanim zdążył przemyśleć i choćby zrozumieć sens swoich słów. Złapał się na tym, że przez chwilę myślał, że może to i lepiej. Nie dał chłopakowi niepotrzebnej nadziei. Jednak widząc wyraz jego twarzy szybko się otrząsnął. Poczuł skurcze w klatce piersiowej. to chyba pękające serce. tak przynajmniej uważał.

Fala uczuć zalała szczupłe ciało blondyna, który na początku nie potrafił pojąć sensu wypowiedzianych przez czarnowłosego słów. Potem nie mógł w nie uwierzyć, a kiedy wszystko stało się jasne i całkowicie zrozumiałe dla jego przyćmionego umysłu, zlała go ogromna fala zawodu.

Nie chciał myśleć o tym, jak bardzo zawiódł się na starszym, jednak w tamtej chwili nie pozostało mu nic innego. Czuł się zraniony, zdradzony, oszukany. Miał nadzieję, że to Mike będzie tym, który zawsze bronił go będzie przed złem całego świata, a nie, że to on będzie jego głównym powodem.

Luke chciał tego dziecka. Chciał poczuć rodzicielską miłość. Chciał móc czuć drobne ruchy maleństwa wewnątrz niego. Chciał móc trzymać je w ramionach i szeptać jak bardzo je kocha. Chciałby wychowywać je i patrzeć jak dorasta. Chciałby móc obserwować jego uśmiech, być jego powodem. Chciałby bawić się z nim. Chciałby je uczyć. Chciałby dać mu szczęście. Chciał stworzyć coś niezwykłego. Chciał dać komuś życie. Chciał kochać to dziecko. Chciałby dać mu szczęśliwy dom. Razem z Michaelem.

Świadomość, że nie mógł, dobijała go do samej ziemi. Czuł się taki mały i nic nieznaczący. Nieważny i niekochany. 

Tak naprawdę przed poznaniem Michaela nie myślał poważnie o założeniu rodziny. Ale Ren i Mike skutecznie zmienili jego podejście do życia. Wieść, że nie będzie mógł spełnić marzeń spowodowała spustoszenie w jego psychice, a brak wsparcia ze strony partnera jeszcze dodatkowo wszystko utrudniał.

Bo Clifford mógł zmienić całą sytuację. Mógł mieć z nim dziecko, dopóki ten jeszcze ma taką możliwość. Ale on nie chciał. Bez zastanowienia i chwili wątpliwości odrzucił szczęście Luke'a. Wybrał siebie, swoje pragnienia i uczucia, a przynajmniej tak w tamtym momencie myślał blondyn. I może nie był w aż tak wielkim błędzie...

Luke nie pozwoli pomiatać sobą i swoimi uczuciami.

Powoli starał się uspokoić szalejące serce. Rękawem koszulki przetarł wilgotne policzki i zgramolił się z kolan ukochanego. Spuścił nisko głowę i odtrącił dłoń starszego, który próbował przyciągnąć go do siebie. Nie patrzył na niego, nie mógł. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby choć na niego spojrzał, uległby. A nie chciał.

Odwrócił się do niego tyłem. I zrobił parę kroków do przodu. Wyszedł z kuchni, chwiejąc się i wszedł do łazienki. Zamknął za sobą drzwi i zsunął się po ich powłoce, szlochając cicho.

Po jakimś czasie usłyszał kroki, a po nich pukanie do drzwi. Uderzenia stawały się coraz rzadsze. Zastąpiła je mowa. Słyszał uspakajające słówka i nic więcej. Nie słyszał własnego oddechu, ani bicia serca. Przez chwilę nawet pomyślał, że jest martwy. I ta myśl niezwykle mu się spodobała.

nawet nie wiem co tu napisać. czekam na powrót chłopców, bo już mega tęsknię i w sumie moja depresja tylko rośnie, więc po staremu. może jak wrócą to coś mi się zmieni idk, czuję ostatnio taki niedobór miłości bo każdy mnie zlewa, brakuje mi też krwi i got, tak bardzo chcę to z powrotem eh

do następnego meow

Collar Full »Muke« ✔Where stories live. Discover now