#15

413 64 27
                                    

Czarnowłosy westchnął głośno i wyszedł spod prysznica trochę wcześniej niż miał w planach. Był zmęczony po całym dniu w pracy, a dzwonek w jego telefonie już zaczynał go drażnić. Sięgnął po leżące na półce urządzenie i odebrał, nawet nie fatygując się, żeby sprawdzić, kto dzwonił.

-Michael Clifford.

-Dzień dobry panie Clifford - usłyszał i odrobinę zmartwiło go to, że telefonuje do niego przedszkolanka Florence. Mała powinna być właśnie w przedszkolu, Rose miała ją zawieść.

-Czy coś nie tak z Ren?

-Właściwie z Ren wszystko okay, ale... jest tu taka pani, która upiera się, że dostałą pańskie pozwolenie na odebranie dziecka. Niestety nie ma tego na papierze, więc dzwonię, żeby upewnić się, że aby na pewno ją pan zna..

-Czy to pani Park, mama Jimina?

-Nie.

-Nie wiem kim może być ta kobieta, proszę zaczekać, zaraz tam będę.

Rozłączył się i z prędkością światła zaczął zakładać na swoje jeszcze wilgotne ciało ubrania, porozrzucane po całej podłodze. Przeklął pod nosem na to, że znajdował się w pracy i miał stamtąd odrobinę dalej do przedszkola córki niż z domu. Był tak rozkojarzony, że wybiegł z siłowni nawet nie wiążąc butów. Tak okropnie bał się o swoją księżniczkę!

Ręce tak bardzo mu drżały, że miał trudności z trafieniem kluczem do zamka drzwi jego samochodu. Już mało brakowało, aby z jego oczu zaczęły spływać łzy, ale w głowie powtarzał sobie cały czas, że musi być silny. Jak nie dla siebie, to dla Florence. Zawsze tak myślał i właściwie to zawsze mu pomagało, ale tym razem był tak przerażony, że nie potrafił się uspokoić. Nie póki nie wie co z Ren. 

Potrząsnął głową i odgonił od siebie myśl, że ostatnio zbyt często jeździ swoim autem za szybko i że kiedyś to z pewnością skończy się dla niego źle. Nie mógł tak myśleć. Oderwał jedną dłoń od kierownicy i przeniósł ją na swoje przedramię, które zaraz dość mocno uszczypnął. Ból zawsze działa na niego otrzeźwiająco. Szybko zaparkował pojazd, wyjął kluczyki ze stacyjki i wybiegł z niego, nie fatygując się zamykaniem drzwi.

Wbiegł do budynku i trzęsąc się stanął przed dwoma kobietami. Jedna z nich stała niezręcznie tuż przed nim i uśmiechała się nieśmiało, nie do końca wiedząc co ma zrobić. Druga nonszalancko opierała się o ścianę i żuła gumę. Pierwsza zerkała niepewnie na Michaela i młodą kobietę. Druga posłała mężczyźnie perlisty uśmiech. Żadna z nich nie chciała źle. Cóż z tego, że wyszło inaczej.

-Lauren? - zapytał Mike z niedowierzaniem. Bardziej spodziewał się zobaczyć na miejscu swojej własnej matki, niż siostry zmarłego partnera.

-Michael - odparła i podeszła do niego. Niepewnie przytuliła mężczyznę, który nadal stał w osłupieniu. - Kopę lat.

-Co ty tu robisz? - odsunął się od młodszej dziewczyny z bóle m w oczach. Był taki przerażony, a niepokój nie chciał opuścić jego ciała.

-Chciałam zrobić... niespodziankę? - bardziej zapytała niż odpowiedziała i niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.

-Niespodziankę? Cholera, nawet nie wiesz jaki przerażony byłem... - mruknął i ponownie zagarnął dziewczynę do uścisku. Wiedział, że tak naprawdę ona i najmłodszy Irwin byli jedynymi, którzy tolerowali związek swojego brata.

-W sumie miałam nadzieję, że przyjedzie mój brat - zaśmiała się, a czarnowłosy zesztywniał w jej ramionach. - Już się ucieszyłam, kiedy ta pani powiedziała 'pan Clifford'. Już po ślubie?

Collar Full »Muke« ✔Where stories live. Discover now