#37

337 56 25
                                    

Michael zabrał się za krojenie pomidora do kanapek, które szykował Luke'owi, Ren i sobie samemu na śniadanie. Nie wiedzieć czemu, od samego rana, praktycznie bez powodu, był jakiś rozdrażniony i niespokojny. Po prostu miał złe przeczucia, odczucia i nie wiadomo co jeszcze. Cały aż kipiał od emocji, które tkwiły w nim, tylko czekając na okazję, w której będą mogły z niego uciec.

Każdy miał prawo do gorszych dni, nawet pan idealny Michael Clifford.

Do jego uszu doleciał dźwięk uderzających o drewno stóp i zanim się obejrzał, ktoś wszedł do kuchni i od razu zajął miejsce przy stole. Mike postarał się wykrzesać z samego siebie choć odrobinę pozytywnych emocji i przybrał na twarz krzywy uśmiech, który w najmniejszym calu nie przypominał tego szczerego. Odwrócił się i spostrzegł Luke'a, niepewnie bawiącego się rąbkiem przydużej koszulki, w której spał. Wyglądał tak jakoś mizerniej, niż zazwyczaj, a jego oczy nie błyszczały. Clifford położył przed nim talerz z kanapkami i kubek z gorącą kawą, dokładnie taką, jaką najbardziej lubił blondyn.

-Smacznego - rzucił tylko i ponownie odwrócił się w stronę blatu, tym samym stając tyłem do ukochanego mężczyzny. Nie mógł nawet mieć podejrzeń co do tego, jak bardzo jego gest poruszył młodszego, który bez słowa zabrał się za jedzenie swojej porcji.

Kiedy Clifford ukończył swoje zadanie, usiadł na krześle po drugiej stronie stołu, dokładnie na przeciw jedzącego już chłopaka i obserwował go dokładnie. Być może dla Luke'a nie było to zbyt komfortowe, ale nie ukazywał tego, gdy Mike dokładnie śledził każdy jego ruch. Kończąc swój posiłek blondyn złapał w dłoń gorący kubek i wypił z niego duży łyk.

-Mikey... - szepnął niepewnie i z niezwykłą delikatnością odłożył naczynie na blat. - Możemy porozmawiać zanim wstanie Florence?

-Myślę, że mamy dużo czasu, bo nie mam dzisiaj zamiaru zawozić jej do przedszkola. Musi odpocząć trochę - rzucił Mike, tym razem wbijając wzrok w swoje kanapki, które odsunął od siebie i przesunął w stronę blondyna, który wdzięcznie je przyjął. Wepchnął do ust kolejny kęs i z uśmiechem zaczął go przeżuwać. Ten człowiek był wiecznie głodny.

-No bo... - zaczął z pełną buzią, ale w porę się zreflektował i wszystko ładnie przełknął. - Zastanawiałem się czy... czy przemyślałeś moją propozycję...

Czarnowłosy zmarszczył brwi w niezrozumieniu i oparł łokcie na stole. Posłał Luke'owi pytające spojrzenie. Przechylił swoją głowę na bok, uważnie skanując blondyna.

-No wiesz... odnośnie powiększenia rodziny... - obawa i niepewność względem osoby Clifforda wyraźnie przebijała się przez całą postawę blondyna. Nie mógł przewidzieć jego reakcji, a on sam uznał, że to najdogodniejszy moment na takie działania. Luke po prostu bardzo pragnął tego maleństwa.

Michael westchnął głośno i schował twarz w swoich dłoniach. Naprawdę go to wszystko męczyło, a najwyraźniej Hemmings nie potrafił tego uszanować.

-Zanim coś powiesz - dodał szybko niebieskooki. - Ren potrzebuje teraz towarzystwa, a braciszek lub siostrzyczka będzie najlepszym wyjściem.

Najstarszy zaśmiał się głośno, a był to śmiech raczej smutny, nie wesoły i przepełniony radością. Mike pełny był jakiś negatywnych emocji. Nie chciał w ogóle słyszeć o takim 'wyjściu' z ich beznadziejnej sytuacji.

-Nie uważasz, że mamy już zbyt dużo problemów, Luke? Nie potrzeba nam kolejnego - on nie żałował swoich słów. Powiedział to, co leżało mu na sercu i nie miał najmniejszego zamiaru tego cofać.

Jednak zawahał się odrobinę. Tylko troszeczkę, kiedy zobaczył wyraz twarzy Luke'a. Jego dolna warga drżało leciutko, a w jego oczach powolutku zaczęły pojawiać się błyszczące łzy. On nie mógł uwierzyć w słowa, które padły z ust osoby, którą dażył najsilniejszym uczyciem. Nie mógł uwierzyć, że Mike mógł tak mocno ranić go i to z premedytacją.

-Mhm. Okay - mruknął i wstał od stołu i odsunął krzesło jak najgłośniej mógł. Był wściekły i zraniony. Tylko jedno mogło mu w tamtym momencie pomóc. - Nie wiedziałem, że ja, Ren i Chim to dla ciebie aż tak wielki problem, Michael.

Z drugiej strony Clifford nie odezwał się później ani słowem. Bo co miał niby powiedzieć? Że nie to miał na myśli i przeprasza? Ale po co miałby kłamać? Mógłby też powiedzieć prawdę. Że wszystko, co powiedział tkwiło w nim już od dłuższego czasu. Ale to tylko pogorszyłoby jego, i tak już opłakaną, sytuację.

Tak więc milczał, obserwując sylwetkę oddalającego się Luke'a, którego ramiona drżały tak mocno, a pięści były zaciągnięte po bokach.

Jego serce tak mocno rwało się w stronę tego mężczyzny, jednak nie zrobił nic, aby choć odrobinę przekonać go do swojej racji, bądź spróbować udobruchać.

Po policzkach niebieskookiego powolnymi strumieniami płynęły krystalicznie kropelki, które skapywały na podłogę, zostawiając po sobie mokre smugi na nieskazitelnej skórze blondyna.

Luke uchylił drzwi od różowego pokoju, wciąż smacznie śpiącej Florence. Zamknął je za sobą delikatnie i zaszlochał najciszej, jak tylko potrafił. Nie chciał martwić dziecka.

Ułożył się na łóżku obok dziewczynki i wziął ją w swoje ramiona, pozwalając jej wtulić w niego jej drobne ciałko. Ren przebudziła się tylko po to, aby złożyć na poliku mężczyzny buziaka i ponownie zasnęła. Była zbyt zmęczona, a jej sen zbyt piękny, aby go opuszczać.

On naprawdę kochał to maleństwo z całego serca. Mogłby leżeć cały czas i tylko patrzeć na jej piękne, pulchne, zaróżowione i leciutko wilgotne od śliny usteczka. Na jej loczki, roztrzepane po całej poduszce. Na jej zamknięte oczka, otoczone wachlarzem długich i gęstych rzęs. Delikatne piegi, zdobiące delikatne policzki. Na całą dziewczynkę. Bo traktował ją jak najpiękniejszą księżniczkę na świecie. Jak swoją własną córeczkę, która zawsze chciał mieć.

Doceniał to, co miał. To nie była jego wina, że siegał po więcej. Był nawet będzie niż pewny, że dziewczynka także chciałaby mieć rodzeństwo. Z pewnością byłaby szczęśliwsza, mając do kogo się uśmiechnąć, czy się z kimś pobawić. Zwłaszcza w tamtym momencie. Potrzebowała oderwać swoje myśli od bardzo nieprzyjemnego tematu.

Po pewnej chwili usłyszał w pomieszczeniu jakiś ruch. Na łóżko wskoczyła mała, futrzysta kuleczka, która już zaraz ułożyła się między ich ciałami. Jimin zaskomlał cichutko, a Luke podrapał go delikatnie po włochatej główce, tuż za uszkiem.

Do tego wszystkiego doszła także tęsknota za małym, rudym chłopcem, a Luke chyba już nie mógł poczuć się gorzej.

Przepraszam za to zamieszanie ze snapem

Już nie będę

W końcu nikt nie dotarł, a ja robiłam to całkiem niepotrzebnie:/

Do następnego meow

Collar Full »Muke« ✔Where stories live. Discover now