#30

376 57 15
                                    

Luke powoli i z dużym wysiłkiem rozchylił powieki. W jego oczy natychmiast uderzyły promienie słońca, przez co zmuszony został do ponownego ich przymknięcia. Przeciągnął się, rozprostowując kości, które strzyknęły delikatnie. Uśmiechnął się pod nosem, czując się zdecydowanie dobrze. Powoli wstał, ale gdy w jego ciało uderzył nagły powiew chłodnego powietrza zorientował się, że brakuje mu pewnej części ubrania. A raczej całego ubrania.

Zrobił jeden krok w stronę szafki swojego chłopaka i skrzywił się delikatnie, czując lekki dyskomfort w swoich dolnych partiach. Powinien być już przyzwyczajony do takiego rodzaju bólu, który był zdecydowanie tym przyjemnym, ale to nadal było dla niego czymś dziwnym. 

Chwycił jakieś bokserki i koszulkę, która należała do Michaela i całkowicie wisiała na jego szczupłym ciele. Sięgała mu akurat do połowy ud, więc aż tak źle chyba nie było, a już na pewno Luke nie czuł się w takim stroju niekomfortowo. 

Jeszcze raz przeciągnął się i poszedł do łazienki, próbując doprowadzić swoje ciało do stanu używalności. 

Powoli wyszedł z pomieszczenia, będąc już całkowicie odświeżonym i czystym. Wszedł do kuchni, w której wciąż unosił się zapach jedzenia, które zapewne Mike przygotował dzieciom przed szkołą. Blondyn usiadł na jednym z krzeseł i oparł swoją głowę na ręce. Było już dobrze po dziesiątej, a on nadal był zaspany i najchętniej rzuciłby się na łóżko i nie wstawał, jednak nie zrobił tego.

Jego wzrok przykuła lodówka, a raczej kawałek kartki, który był do niej przypięty. Jeszcze poprzedniego dnia tego nie było.

Hemmings wstał i podszedł bliżej uważnie przyglądając się kolorowej kartce. Był to śliczny rysunek, który tego ranka narysował Jimin wraz z Ren i ten sam, który powiesił dokładnie w tym samym miejscu Michael parę godzin temu.

Sam nie zauważył kiedy po jego twarzy zaczęły skapywać słonawe kropelki, a cisza i pustka dużego apartamentu zaczęła wręcz wciskać go w podłogę. Ugiął pod ich ciężarem ramiona i pozwolił łzom powoli płynąć. Nagle poczuł się tak samotny. 

W tamtym momencie nie słyszał już radosnego śmiechu i krzyków Ren i Chima, który towarzyszył mu już od paru dni. Nie słyszał głębokiego i kochanego głosu Clifforda. Nie słyszał muzyki z radia. Nie czuł się szczęśliwy.

Wszystkie jego obawy i mały strachy wypełzły na wierzch, zabierając mu oddech i możliwość normalnego funkcjonowania. Z pewnością nie był silny psychicznie.

Dał się pokonać i przygnieść małej chwili słabości, która przyszła wraz z chwilą zwątpienia.

Niespodziewanie znowu zaczął rozmyślać o tym, jak by było, gdyby właśnie w tamtym momencie ktoś przy nim był. Jakby trzymał w swoich ramionach małego człowieczka, całkowicie na niego zdanego. Ufnego, delikatnego i kochanego.Jak by to było, gdyby mógł go przytulić. Gdyby nie był sam. 

Z pewnością nie czułby się tak źle. Nie czułby się tak samotny.

Widział na tamtym obrazku dwie szczęśliwe rodziny. Jimina wraz z rodzicami i Florence z ojcami. I siebie. Zupełnie niepotrzebnego, nienależącego do żadnej z tych grup.

Być może gdyby jego i Michaela połączyło właśnie takie maleństwo, mógłby poczuć się częścią tej rodziny, jednak w tamtej sytuacji nie był w stanie.

Nie wiedział jednak, że nic nie było tak idealne, jak mu się wydawało, bo te dwie małe rodziny wcale nie były tak szczęśliwe, jakby mogły być. Były rozbite, a Luke w pewien sposób, całkowicie nieświadomie, obydwie je scalał.

Pierwsza z tych rodzin, ta Jimina, była rozłączona przez wielką odległość. Mały chłopiec znajdował się w domu w centrum Sydney, jego mama była... właściwie nikt nie wiedział gdzie była, a jego tata... Jego tata był tysiące kilometrów dalej. W innym państwie. Na innym kontynencie. Nie widział własnego syna przez parę miesięcy, ale zupełnie nie ze swojej winy.

Druga rodzina była, można powiedzieć, że niekompletna. Z wiadomych przyczyn. Natomiast Luke ją dopełniał, sam tego nie zauważając.

Na drżących nogach powrócił do swojej sypialni i rzucił się na łóżko, już zaraz zakręcając swoje ciało w mięciutki kocyk. Przynajmniej tam czuł się bezpiecznie. Pociągając nosem i płacząc, począł rozmyślać o tym, co by było, gdyby nigdy nie spotkał Michaela Clifforda.

Zapewne dalej tkwił by w związku  z Arzaylea'ą, która przecież była świetną dziewczyną. Jedyną wadą ich związku było to, że Luke po pewnym czasie przestał darzyć ją uczuciem.

Ale gdyby nadal coś między nimi było. Co wtedy? Arz kochała dzieci. Być może ona mogłaby zapewnić mu jedno, a może nawet więcej. Z pewnością sprawdziłaby się w roli matki.

Jednak Hemmings do końca nie wiedział, czy to było właśnie to, czego on sam chciał. Oczywiście, chciał posiadać dziecko, ale to on chciał czuć to maleństwo w sobie, więc wizja posiadania rodziny z Arz niezbyt mu się podobała. To ona nosiłaby tą dzidzię pod swoim serduszkiem i to jej przypadłaby najważniejsza rola. A tego Luke by nie chciał.

Już wolał Mike'a.

Być może blondyn był egoistą. Być może na pewno, jednak to było bardzo zdrowe podejście. W jego wieki ludzie kierowali się swoim dobrem i swoimi potrzebami i była to rzecz całkiem normalna, biorąc pod uwagę realia świata. Musieli martwić się o swoje interesy, ale przy tym przynajmniej starać się nie krzywdzić i nie przeszkadzać innym.

Po pewnym czasie wciąż zwinięty w kokon mężczyzna usłyszał dźwięk przekręcanego zamka, a później kroki, które wyraźnie zbliżały się do pomieszczenia. Będąc cały zapłakany zamknął powieki, mając nadzieję, że chociaż uda mu się poudawać, że zasnął i nie dopuścić do niewygodnych rozmów.

I kiedy Michael wszedł do pomieszczenia, faktycznie pomyślał, że jego małe szczęście śpi, ale ślady po łzach i mokre plamki na poduszce wcale nie uszły jego uwadze. Delikatnie pochylił się nad młodszym i złożył na jego rozgrzanym czole delikatny pocałunek.

Starszy mężczyzna zauważył, że leżący chłopak nie śpi lecz nic nie mówił. On także chciał za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z problemem, a jednocześnie wiedział, że on sam z siebie nie zniknie i prędzej, czy później będą musieli się z nim zmierzyć. Wspólnie. Może innym razem, bo wtedy obaj zdecydowanie nie mieli na to siły. 

Tymczasem wyszedł z pomieszczenia i delikatnie zamknął za sobą drzwi, żeby chociaż zachować pozory, że nie chce obudzić, udającego, że śpi, blondyna.



tak jakoś na razie nic się nie dzieje, ale nie chcę przyspieszać akcji. jesteśmy już nawet trochę dalej niż w połowie ff (przynajmniej w moich planach, które mogą się w każdej chwili zmienić więc izi)

sama nie wiem co o tym myśleć. takie 2/10 i ogólnie pupci nie urywa

buzi

do następnego meow

Collar Full »Muke« ✔Where stories live. Discover now