#27

395 57 21
                                    

-Tatu! Tatu! - dwójka małych dzieci wpadła do sypialni Luke'a i Michaela i zastała ich mocno ściśniętych i połączonych ustami.

Nie patrząc na nic, rzuciły się na łóżko, oddzielając od siebie zakochanych, którzy tylko się na to roześmiali, przytulając do siebie maluchy.

-Wiesz, że niedługo mam urodzinki? - zapytała Ren, układając się na klatce piersiowej blondyna, który objął ją ramieniem. - Jimin-ah ma parę dni po mnie. Czy!

-Trzy? - dopytywał Hemmings, który już trochę zdążył się ogarnąć w tym całym 'dziecięcym slangu'. - To co, robimy imprezkę?

-To prawda Ren ma urodziny 10 października, a Chim 13, z tego co mówiła Rose - Clifford wciął się do rozmowy, zagarniając młodego Park w ramiona. - Chcecie przyjęcie razem?

Florence zrobiła bardzo zamyśloną buźkę i spojrzała na swojego przyjaciela. Zaraz na jej buzi wykwitł chytry uśmieszek.

-Nie! - wykrzyknęła, jakby to był co najmniej plan zawładnięcia światem. - Zrobimy ośobno i bendzie więcej prezentów! I tak się podzielimy, prawda Jiminnie?

Mężczyźni w raz z małym mężczyzną zaśmiali się na jej urocze rozumowanie. Michael naprawdę nie wiedział czego temu szkrabowi brakowało, ale z prezentów od innych zawsze ciszyła się bardziej, niż z tych od niego.

-Może być i tak - mruknął Luke we włoski zielonookiej, która zaraz zaczęła wiercić się w jego ramionach.

-Pójdziemy na lody? - rudowłosy złapał dłoń Michaela i zaczął bawić się jego wielkimi, w porównaniu do jego maleńkich, palcami. Czuł się dobrze w towarzystwie swojej przyjaciółki i jej tatusiów.

-Mam nawet lepszy pomysł - Michael  nie czekając na reakcję swojej rodzinki kazał im podnosić się z łóżka i szybko szykować do wyjścia. Odpowiednio zmobilizowani i zachęceni, gotowi do wyjścia byli już piętnaście minut później. A za kolejnych pięć, już siedzieli w samochodzie, pozapinani w pasy i gotowi do drogi.

-Więc gdzie jedziemy? - Luke westchnął na uczucie ciepłej dłoni Michaela, zaciśniętej na jego udzie. Mężczyzna spojrzał na niego przelotnie, wyjeżdżając z parkingu. 

-Jedziemy do wesołego miasteczka, widziałem ostatnio ulotkę na mieście - zaśmiał się i już po paru sekundach usłyszał wesołe piski dzieci z tyłu. - Lubicie watę cukrową?

-Też lubię - mruknął Luke, popierając radosne krzyki Ren i Chima. Zarumienił się lekko, kiedy dłoń czarnowłosego powędrowała odrobinę wyżej, niż powinna w obecności osób poniżej szesnastego roku życia. Pacnął go lekko i odwrócił twarz, żeby starszy nie mógł dostrzec jego czerwonych policzków.

-I tak widzę - usłyszał, co oczywiście spowodowało jeszcze większe rumieńce. Zasłonił twarz rękoma i jęknął z cierpieniem, zmuszając Michaela do zdjęcia dłoni z jego uda i odciągnięcia jego rąk od głowy. - Przestań, to urocze.

-Nie każdy lubi być uroczym - westchnął i odwrócił się na siedzeniu, opierając jedną dłoń na zagłówku. - Jak się wam jedzie?

Jimin oderwał wzrok z widoku zza okna i nieśmiało uśmiechnął się do starszego, Ren natomiast nic nie robiła sobie z jego pytania, bo kopanie swoimi małymi bucikami w jego fotel było dużo bardziej wciągającym zadaniem.

-Dobrze - chłopiec powrócił do oglądania mijanych samochodów, a Luke do obserwowania drogi przed nimi. Skręcali właśnie w jakąś uliczkę na obrzeżach miasta. Po lewej mieli jakiś ładny park, a po prawej ruchliwą ulicę.

Jakiś czas później skręcali na parking, przy którym w niewielkiej odległości stała duża, kolorowa brama, zachęcająca wszystkich do przekroczenia jej. Wszyscy w pośpiechu wysiedli z auta, będąc zbyt bardzo podekscytowanymi, żeby przejmować się zdjęciem kurtek, wzięciem jakiś ciepłych bluz, czy obejrzeniem się za siebie. Jedynie Mike pozostał skupiony, pilnując wszystkich, bo Luke razem z czterolatkami biegiem udał się do kolejki do kasy. Mężczyzna wziął dla swojej córki, Jimina i nawet dla swojego chłopaka cieplutkie sweterki, bo zaraz miało się ściemniać, a oni wybiegli w samych koszulkach, więc zapewne niedługo będzie im zimno.

Podszedł do nich i złapał Luke'a za dłoń, obserwując jak dzieci przed nimi zaczynają się przedrzeźniać i jednocześnie trzymać za małe łapki, żeby w razie co nie zgubić się nawzajem. Zawsze mieliby siebie.

Hemmings spojrzał w dół na ich złączone dłonie i na raz uświadomił sobie, że to pierwszy raz, kiedy jest z Mike'em gdzieś tak oficjalnie razem, publicznie. Trochę zawstydził się tą myślą, ale jednocześnie bardzo ucieszył, bo to oznaczało, że czarnowłosy bierze ich związek na poważnie i może liczyć na coś więcej.

Kupili im wszystkim bilety i weszli na teraz parku rozrywki, od razu kierując się do stanowiska z watą cukrową. Każdy wybrał sobie inny kolor. Luke różową, Mike czerwoną, Jimin zieloną, a Ren pomarańczową, twierdząc, że to taki sam kolor, jaki na włosach ma Chim, tylko dlatego go chciała. Ten kolor, nie Jimina.

-Michael? - usłyszeli zaraz, a w ich stronę podszedł wysoki brunet, trzymający w dłoni paczuszkę z popcornem. - Miło cię tu widzieć.

-Cześć Calum - przywitał się Mike, ściskając mocniej dłoń drugiego chłopaka czując, że poczuł się on odrobinę niepewnie. - To jest Luke. - Uniósł ich złączone dłonie do góry i pocałował wierz tej Luke'a, na co ten oczywiście się zarumienił obficie. - A to Jimin.

Cal był chyba trochę niepocieszony widząc swojego crusha w towarzystwie innego mężczyzny i to jeszcze w tak jednoznacznej sytuacji. Przyjrzał się biegającym wokół dzieciom i przywitał się z małą córką Clifforda, którą szczerze uwielbiał.

-Wujek Cally! - wykrzyknęła radośnie Florence, przytulając się do nogi mężczyzny, który pogłaskał ją po główce, podając dłoń małemu facetkowi w postaci Chima.

-Będziemy lecieć, musimy zaliczyć tę jednorożcową karuzelę - zaśmiał się najstarszy i pociągnął swoją rodzinkę w stronę zachodniej części parku. 

-Wyglądacie razem naprawdę słodko! - krzyknął jeszcze Mulat i całkowicie zniknął w tłumie bawiących się ludzi.

Mike doceniał jego starania, bo był doskonale świadomy uczuć mężczyzny, ale to zupełnie nie jego wina, że on ich nie odwzajemniał.

Z drugiej strony Luke był przeszczęśliwy, będąc razem z Michaelem, Florence i Chimem w tak radosnym i cudownym miejscu, ale gdzieś w głębi siebie bolało go to wszystko. Bolał go widok matek z dziećmi, karmiącymi je, czy próbującymi odciągnąć od atrakcji parku.

Jednocześnie starał się znaleźć w tej sytuacji same plusy. Był tam z osobą, którą szczerze kochał i z małymi dziećmi, które przecież w jakimś stopniu neutralizowały ból jego duszy. Kochał ich, ale czuł, że to niewystarczające.





ej powiedzieć wam tajemnicę?

tylko shhhh

.

.

.

[edit tu kiedyś była tajemnica]


do następnego meow

Collar Full »Muke« ✔Where stories live. Discover now