~Rozdział 4~

117 6 25
                                    

Nagle w całej kryjówce było zupełnie ciemno.Przestraszyłam się i krzyczałam.

-Cii..Cii..Jestem tu..-powiedział i się trochę uspokoiłam.-Pójdę po latarkę..-dodał,trzymając mnie lecz po chwili położył mnie na łóżku i wyszedł.

Ja wtuliłam się w poduchy lecz jakaś siła niewidzialna zrzuciła mnie z łóżka na podłogę.Serce mi biło coraz szybciej. Moje klatki piersiowe unosiły się i opadały bardzo szybko. Krzyczałam głośno i nagle prąd wrócił.

-Pomocy ! Pomocy ! Leo ! -zaczęło serce mnie strasznie męczyć. Próbowałam złapać oddech ale nie mogłam.Nie mogłam oddychać, dyszałam.

Słyszałam ,że krzykneli wymawiajac moje imię i bardzo szybko biegli,a Leo wyrywał z nich najbardziej do przodu.
Miałam oczy w łzach.
Nagle Chłopaki przybiegli do pokoju.Leo znalazł mnie na podłodze.

-Lea,Cii..Cii..-Leo dotknął mojej szyi,była gorąca i wziął mnie na ręce.

Ja nie mogłam oddychać.

-Lea,spokojnie.-powiedział Leo i zaczął mnie kołysać.-Cichutko.

Położył mnie na łóżku. Ja nadal fatalnie się czułam.

-Amorcia,co jest ? -spytał Mikey i usiadł na łóżku.

Cóż Mikey od jakiegoś czasu do mnie tak mówi.Dał mi takie przezwisko.Nie pytajcie mnie dlaczego.

-L-Lód.Mikey,proszę przynieś lód.-powiedziałam.

Mikey wybiegł ale zaraz był spowrotem.

-Masz ! Łap,Leo !-rzucił Leo lód,a ten go złapał.

Leo przesunął mnie do siebie,podwinął mi trochę ale to trochę bluzkę żebym miała troszkę odkryty brzuch,położył lód na niego aby złagodzić ból.

-Lepiej ? -spytał Leo.

Nie mogłam się podnieść.Pokiwałam leciutko głową.

-Dobra, chodźmy.Lea musi odpocząć.-dodał Donnie.Po czym Donnie ,Raph i Mikey wyszli.

Byłam z Leo sama.Potrzebowałam spokoju.I chciałam zostać z nim. I musiałam mu coś powiedzieć.

-Leo,echm... mogę Ci coś powiedzieć ? -spytałam.

-Oczywiście, że tak.Co się stało.. ? Serce bardziej boli.. ? Albo coś potrzebujesz.. ? Jesteś zmęczona.. ? Zgasić światło.. ? Głodna jesteś.. lub pić chcesz ? Zimno Ci..?

-Ech..Serce strasznie ale to strasznie boli... masakra..Zmęczona to mało powiedziane. Ale mam..od dziecka śmiertelną chorobę serca i próbuje z nią walczyć ale boje się,że nie dam rady.-wyjaśniłam.

Leo mnie przytulił.

-Widzisz, powinniśmy se mówić Wszystko.-powiedział.

Przytuliłam go.

-Ałłł ! -ścisneło mnie mocniej.-Powietrza !!

Leo położył moją głowę na poduszki,nachylił się nade mną i mnie pocałował ... potem patrzałam w jego piękne, niebieskie tęczówki. Zawsze się na nie patrzę.Są śliczne.Leo mnie uspokaja swoim wzrokiem.Patrzał w moje brązowe tęczówki.Wziął mnie za rękę, patrzyłam na niego.

-Wiesz,że przy mnie jesteś bezpieczna,co nie ?I wiesz,że Cię kocham ?-powiedział.

-Tak.Nigdzie nie byłam tak bezpieczna jak przy Tobie.Czuje to.A ja Ciebie.

Leo splotł moje ręce ze swoimi.

-Kwiatuszku Mój,proszę, zaśpiewaj coś. -dodał.

Siedziałam zaczerwieniona.Serce mnie bolało i nie wiedziałam czy się zgodzić.

No siema 😊.Ten rozdział no wiem.Lea się tak przestraszyła że brak prądu. Wiem sceny z Leoną (Dziękuję jeszcze raz Rinkashichikaa za nazwę 😊.bo Leanardo dziwnie brzmi,nie ? ).Pozdrawiam tych którzy lubią to czytać 😊.

~Bay ~
A pozdrawiam ( jeśli to czytacie ) Sisiderka , Czarna_Kocia i Rinkashichikaa

Przetrwania kunoichiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz