-Już nigdy mnie tak nie strasz.-powiedział Leo,tuląc mnie. Patrzałam w jego oczy a on w moje. Splinter poszedł-Tyle ryczałem.-pogładził mój policzek.Cały czas na mnie patrzał,a ja na niego.-Jak ja teskniłem za tymi pięknymi oczami. -Miał nadal łzy w oczach.Pocałowałam go w czoło na tyle siegałam.
-Już dobrze.
-Tylko że nie możesz wstawać.Bo to Cię bardziej osłabia.-dodał i mnie przytulił.-I nie waż mi się podnosić.-przytaknełam.Nie chciałam go denerwować.-Już wróciłaś ... warto było czekać.
Nadal mnie tulał.A po chwili pocałował w czoło.Nagle do pomieszczenia wpadł mój braciszek Siro (z nim Lea ma największą więź, z braci swoich rzecz jasna).Leo się odsunął gdyż wiedział co zrobi moj brat.Mój rudo-bordowo włosy zmutowany brat podbiegł i mnie przytulił.
-Lea,ty żyjesz ! Nie umarłaś ! Oddychasz ! Moge Cię dotknąć ! Twoje serduszko słabo bije ale bije ! -mówił głośno i się cieszył.
-Tak.Nasz skarb żyje.Ale trzeba się nią opiekować.-powiedział Leo.
Siro się odsunął.Mi sie zakręciło w głowie.Zaczełam kaszleć... ale to nie był zwykly kaszel ... był bardzo silny i w dodatku kaszlałam krwią.Leo oparł moją głowe o ściane.Lecz ja nadal kaszlałam.
-Kochanie,czegoś potrzebujesz ? Powiedz jak Ci pomóc.-powiedział Leo,dotykając mojej klatki piersiowej.
-Wody.-wydusiłam i kaszlałam.
Leo miał akurat koło siebie szklankę z wodą.Podał mi ją.
-Pij.A jak bedziesz potrzebowała więcej to pójde po wode.-powiedział.
Wypiłam.Leo wsadził mi pod rękę termometr by zmierzyć mi temperature ( oj dobrze wiecie gdzie spryciule wy moje xD ).Gdy zapikało wyjął i patrzał.
-Ile ? -spytał Siro.Leo położył przedmiot na stolik.
-Powyżej czterdziestu.-powiedział i pogładził moją dłoń.
-O cholercia.-powiedział Siro i poszedł.
-Aż tyle ? -spytałam.
-Niestety tak.Ale ja zadbam o twoje zdrowie i jakoś wylecze albo choć spróbuje sprawić byś się poczuła bezpieczna.A jeśli moge spytać.. to co Cie teraz boli najbardziej ? -powiedział.
-Kregosłup,serce,głowa,nogi i ręce.-powiedziałam.
-Hmm ... kręgosłup,tak ?-powiedział i się uśmiechnął.
Jego ręce wślizgneły się pod moją bluzkę i masował mi plecy.
-Lepiej ?-spytał.
-Trochę tak.Dzięki.
-Choć tyle mogę dla Ciebie zrobić.-położył mnie a sam sie ułożył obok.
Leo mnie do siebie przysunął i tulał,na co ja się wtulałam. Przykrył mnie kołdrą i tulał. Zasnełam.Po dokładnie 3 godzinach się obudziłam. Nadal byliśmy tam gdzie byliśmy.. mogliśmy tam być bo nikomu nie przeszkadzaliśmy.Leo mnie tulał a ja jego.Pocałował mnie w czoło. Dotknełam dłonią jego policzka. On mruczał i gładził moją nogę by aż tak mnie nie bolała.Oboje zasneliśmy,wtuleni w siebie.Po kilku godzinach się obudziłam. Leo kilka krokòw dalej ode mnie i od łóżka rozmawiał z Donnie'm i Raph'em.Słuchałam uważnie.
-Nie,jest osłabiona.-szeptał Leo.
-Ale trzeba ocalić Mikey'go i jej...-nie dokończył Raph.
-Ale o co chodzi ? -spytałam,wstając.
-Lea,miałaś nie wstawać.-powiedział Leo, wzdychnełam, Leo mnie podtrzymywał.
CZYTASZ
Przetrwania kunoichi
FanfictieLea jest najlepszą przyjaciółką żółwi. Razem z nimi ma niezwykłe przygody.Lecz pewnego dnia coś się dzieje na ulicach Nowego Yorku.Leo musi opuścić ukochaną ,a Lea go.Nie zadowoleni są zbytnio z tego powodu.Ale niestety zakochani muszą siebie opuści...