Robiło mi się coraz gorzej i słabniej.Wysunełam sie z ramion Leo.Leo wziął mnie na ręce i dotknął ręką mojego policzka. Jego mina byla wystraszona.
-Dobra,wracamy.Nie możesz pozostać tu ani chwili dłużej.-powiedział.
Biegł z całej siły ze mną na rękach do kanałów.Po 15 minutach byliśmy już w kryjówce.Jęczałam.Zaniósł mnie do swojego pokoju,położył na łóżku i dokładnie przykrył.Ja zasnełam.Po dokladnie 12 godzinach sie przebudziłam, złapałam sie za biodro,Mikey był przy mnie.Była dziewiąta rano. Serce mi ledwo biło,drgało jakby zaraz miało wybuchnąć.Mikey wyszedł by zawołać Leo,ten bardzo szybko zaaregował.Mikey już nie przyszedł.Leo Wbiegł do pokoju i zamknął drzwi. Zobaczył ze sie mocno trzymam biodra i Podbiegł do mnie. Biodro mnie bolało strasznie, jęczałam.Usiadł koło mnie, przysunął mnie do siebie,kładąc mi głowę na swoje nogi.
-Boli Cie biodro ? -spytał.
-T-tak.-udalo mi sie chociaż na chwile przerwać jęczenie by to powiedzieć ale potem jęczałam głośniej.
Ruszałam rękami po pościeli.Leo wziął moje ręce a potem mnie uniósł i przytulał do siebie,i ja sie do niego przytulałam.Jęczalam. Nagle złapałam sie mocno biodra i po tym krzyczałam. Leo odsunął moje rece od bioder, przesuwałam moimi rekami po pościeli,a moje klatki piersiowe wznosiły sie i opadały gwałtownie, jeczałam, odkrył mi troche biodra i delikatnie je masował.Masując je patrzał na mnie.Spojrzałam na niego lecz potem doznałam ukucia jakby w biodrach i jeczalam.
-Aaa !!! Boli !!!! -krzyczałam.
Leo masował i patrzył na mnie by mnie uspokoić.
-Zaśnij.Sen Ci pomoźe.-powiedział.
Wziął mnie na ręce,położył mnie na łóżku,przykrył mnie i położył sie obok.Zasnełam a on przy mnie czuwał.Lecz podczas snu jeczałam.Obudziły mnie głośne krzyki Leo i Raph'a ktorzy sie darli obok mnie.Otworzyłam oczy.Leżałam ale podniosłam sie.Leo to zobaczył po czym odwrocił sie do Rapha i posłał mu groźne spojrzenie.Raph wskazał na mnie.Czułam ze z mojego oka leci krew.Leo podszedł.
-Lea,otwórz szeroko oczy.-powiedział Raph.
Otworzyłam je bardzo szeroko.Leciała z nich krew bardzo mocno.Zajeczałam z bólu
-Zamknij oczka. Raph,Lea musi mieć zamkniete oczy.Jak ma otwarte to ją to strasznie boli.-powiedział Leo.
Leżałam i zamknełam oczy.Raph wyszedł.Leo usiadł koło mnie i przykrył.
-Otwórz oczko lekko i delikatnie
Ale tylko jedno.-dodał Leo.Otworzyłam jedno a on popatrzał.
-Hmm..-powiedział.
Wyjął z szuflady jakieś krople do oczu.Dał mi je najpierw do lewego oka a potem do prawego. Krzyknelam.Leo mnie przytulił. Mialam zamkniete oczy.
-Ciii..już po bólu.-powiedział.
Ja jęczałam.
-Cichutko.-powiedział, uspokoiłam się trochę.
Leo głaskał mnie po włosach.Doznałam ukucia w sercu.Upadłam na prześcieradło.
-Boże Co się dzieje ?-spytał i głaskał dłonią mój policzek.
Lekko zamkneły mi się oczy.Leo spojrzał.
-O nie,nie ! Nie trać mi tu przytomności ! Nie zamykaj oczu ! Nie rób mi tego ! Ja nie dam sobie bez Ciebie rady !-krzyczał Leo,jego oczy zalewały sie płaczem i przerażeniem.Dotknełam jego policzka.-Bardzo Cię kocham.Nie rób mi tego.-mówił i mnie pocałował w usta a potem nadal płakał.Dotykałam jego policzka.
-Nie zapomnij.Zawsze będe Cie kochać.Kochałam,kocham i bede kochać.
Leo krzyczał.Serce moje nie wytrzymało i zapadłam w długą śpiączkę.Po trzech tygodniach się obudziłam.Otworzyłam oczy.Leżałam w dojo na wielkim,niebieskim łóżku,okryta niebieską kołdrą a głowe miałam na błekitnych,miękkich poduchach.Obok mnie leżał Leo a za nim stał Splinter.
-Lea.-uśmiechnął sie Splinter i Leo jednocześnie i jednocześnie powiedzieli.
Miałam na ustach maskę(taką do inhalacji) pozwalającą mi oddychać,a na czole okład z lodem,ręce i nogi zabandażowane.Poczułam ból kręgosłupa i serca.Pokazałam palcem na maskę.Leo zdjął maskę i przytulił mnie.
Aishi no się doczekałaś ! Proszę ! Mi sie rozdział podoba.Kom gwiazdeczka ? ^^ Aishi,teraz mi połamiesz kości ? XD
CZYTASZ
Przetrwania kunoichi
FanficLea jest najlepszą przyjaciółką żółwi. Razem z nimi ma niezwykłe przygody.Lecz pewnego dnia coś się dzieje na ulicach Nowego Yorku.Leo musi opuścić ukochaną ,a Lea go.Nie zadowoleni są zbytnio z tego powodu.Ale niestety zakochani muszą siebie opuści...