Obudziłam się.Leo w pokoju nie było,Donnie siedział na krześle obok łóżka i patrzał na mnie.Ja sie lekko podniosłam.
-Donnie,gdzie Leo ?-spytałam,dotykając ręką swojego czoła.
-On,no ... ten tego .... poszedł o Ciebie walczyć.-powiedział.
-E co ? Jak to ? z kim ? -pytałam i się zerwałam z łóżka.
-Z Sais 'em.Pokłócili się o Ciebie,bo wiesz oboje Cię kochają .. a Sais nie rozumie że ty kochasz Leo i że Leo jest twoim chłopakiem.
-Co ?! Ten koleś go zabije !-krzyknęłam.Wybiegłam z pokoju a potem z kryjówki.Donnie za mną biegł.
-Siostra,czekaj !!! -wołał.-Proszę czekaj.
Zatrzymałam się.
-Jak mam czekać skoro mój Leoś może już nie żyć ?! Muszę mojego Leosia ratować !-mówiłam i z oczu leciały mi łzy.
-Masz racje Siostra,biegnijmy.-powiedział.Złapał mnie za rękę i biegł ze mną.
Byliśmy na miejscu.Ja stałam i patrzałam na mojego Leo a naprzeciwko jego przeciwnika,Sais 'a.Zmutowanego żółwia z czerwonymi oczami i szarawą bandanę.Sais'a strasznie nienawidzę .Okrutnik, świr, zboczeniec,alkocholik,dureń,cham.Ten cham walczył jakimiś szponami (podobnych do ostrzy Shreddera) a Leo katanami i własnymi pięściami.
-Leo !-krzyknęłam i do niego podbiegłam.Leo właśnie ciężko oddychał i siedział na krawędzi.Sais miał w niego wycelować.-Zostaw mojego chłopaka !-krzyknęłam i ochroniłam Leo swoim ciałem choć ból był silniejszy.Sais nie wycelował.Leo wstał,podszedł do mnie i złapał mnie za ręce,patrząc w moje oczy z uśmiechem.
-Nawet jak jesteś słaba,wykończona i wystraszona to jesteś piękna i urocza.-powiedział,złączył moje usta ze swoimi w długim i pełnym miłości pocałunku.Pogłaskał mnie po policzku a drugą nie puszczał mojej dłoni.-Błagam Cię,nigdy się nie zmieniaj.Nie wmawiaj sobie że jesteś niepotrzebna .. ty jesteś tą bez której by było nudno i smutno.Mój promyczek.Proszę,Lea,Kocham Cię i nigdy nie opuszczę... nawet śmierć nas nie rozdzieli..jesteśmy zbyt do siebie przywiązani.Cieszę się gdy Cie widze... cieszy mnie twój uśmiech,gdy jesteś przy mnie,cieszę się że moge Cie chronić i przytulać.-powiedział a ja pocałowałam go w czoło. Leo mnie przytulił.Donnie próbował odeprzeć ataki które chciał w nas wcelować Sais.
-Czekaj,no przecież !-krzyknął Donnie.-Sais !! -krzyknął i zaczął biegać w kołko.Wtyknął coś Sais'owi w ręke a ten zapadł w śpiączkę.
Leo wziął mnie na ręce.Zamknął oczy,ja również.
-Wracamy ?-spytał Donnie.
-Ty idź.-powiedział Leo do Donnie'go.
-My musimy zajrzeć jeszcze w jedno miejsce.-dodałam.
Donnie poszedł.Ja spojrzałam na Leo.
-Nie boisz się czasem ?-spytał.
-Niestety,tak.Ale muszę to zrobić.-powiedziałam.
-Nie puszczę Cię samej.Nigdy w życiu.Pójdę z Tobą. Możesz źle przyjąć śmierć swojego wujka.Lea,znam Cię bardzo długo i wiem jaka jesteś i na co jesteś wrażliwa.. jesteś zawrażliwa by iść sama na takie rzeczy. -powiedział Leo.
Ja chciałam iść już w stronę tego budynku... ale się rozpłakałam i nie wytrzymałam.Leo szybko zaaregował, szybko mnie złapał i mocno tulił. Płakałam i tuliłam się do Leo.
-Kochanie,cichutko.Nie pójdziemy tam.Idziemy do domu.Widzę że Ci ciężko.Jak się czujesz ?
-Słabo mi.Bardzo.-powiedziałam,Leo wziął mnie na ręce.
-Zimno ? -spytał,pokiwałam głową,nie wiadomo skąd wyciągnął koc.Przykrył mnie i trzymał mnie na rękach.Pobiegł w stronę studzienki,ja się go trzymałam.-Mocno się trzymaj.Złap się mnie.-powiedział,ja go posłuchałam.Otworzył właz. Wskoczył ze mną do środka,postawił mnie na ziemi, zamknął właz,podszedł do mnie i wziął znowu na ręce.Pobiegł ze mną do kryjówki,przeskoczył ze mną barierki.Postawił mnie na ziemii,ja stałam na nogach ale Leo trzymał mnie za rękę i jeszcze w pasie bym nie upadła.
-O proszę !!! Księżniczka Lea wróciła ze swym rycerzem Leo !!-przywitał nas Raph opierając się o ścianę.
-Raph,wiesz co ... tak Lea jest moją księżniczką a ja tym rycerzem.A Ciebie Raph powinno nie być tu ,bo zaraz ja .. czyli rycerz księżniczki Lei Ci zaraz nakopie.-powiedział,ale ja pocałowałam Leo w policzek,on się zarumienił,miałam iść i się odsunełam ale Leo złapał mnie i zaczął namiętnie całować.Odwzajemniłam a ten pogłębiał.Odsunełam się,bo się źle poczułam.Leo dotknął czołem mojego czoła i trzymał swoje dłonie na moich ramionach.Leo wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju swojego.Położył mnie na łóżko,przykrył.
-Zgasić światło ? Oczy cię bolą ? Jesteś głodna ? Chcesz coś do picia ? Może Ci coś poczytać ? Może Cię przytulić ? Wyjść czy zostać z Tobą ? A może mam milczeć ? -wypytywał.
-Mógłbyś mi zrobić coś zimnego do picia ?-spytałam.
-Oczywiście,już idę Kochanie.-powiedział,pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Położyłam głowę na poduszkę,a Leo akurat wrócił z piciem.Ale z nim Donnie.Machaniowooki zaczął się do mnie zbliżać było w nim coś takiego co mnie dziwiło.
-Donnie ? -spytałam.On stykał się ze mną czołem.
-Lea,siostrzyczko...słuchaj mnie uważnie i dokładnie.-mówił głaszcząc mnie po policzku.-Po pierwsze ... nie myśl i się wycisz.
-Mam wyjść ? -spytał Leo.
-Tak,wyjdź.-powiedział Donnie.Leo wyszedł.Donnie spojrzał w moje oczy.-Lea,zamknij oczy .... bedzie mniej boleć
-Ale nie zrobisz mi krzywdy ?
-Spokojnie Lea.
Zamknełam oczy.Donnie połoźył moją głowę na poduszce. Poczułam coś bardzo zimnego na czole.A Donnie wiem że leźał obok mnie.
-Co to ? -spytałam.
-Nie otwieraj oczu ! Bo bedzie strasznie bolało !-rozkazał.-To okład ale z bardzo skutecznej receptury i oczy nie mogą być otwarte.Muszą być zamkniete. Zaśnij może ..Ja tu bede i przypilnuje.-dodał i zasnełam i poczułam tulenie.
Na ile procent wam się to gówno podoba ? Szczerze ? Kom/Gwiazdeczka ?
~Wasza Lea~
CZYTASZ
Przetrwania kunoichi
FanfictionLea jest najlepszą przyjaciółką żółwi. Razem z nimi ma niezwykłe przygody.Lecz pewnego dnia coś się dzieje na ulicach Nowego Yorku.Leo musi opuścić ukochaną ,a Lea go.Nie zadowoleni są zbytnio z tego powodu.Ale niestety zakochani muszą siebie opuści...