Rozdział 23.

1.6K 168 17
                                    

Po wyjściu z gabinetu zmieniły się dwie rzeczy.

Po pierwsze będę miała jeszcze mniej czasu wolnego, bo uwaga cytuję „przydadzą mi się dodatkowe ćwiczenia z jednym ze starszych uczniów naszej szkoły". Oczywiście miała na myśli Harrego, a kogo innego? Jakbym musiała za mało patrzeć na tę jego twarz.

Po drugie i to jest chyba gorsze, chociaż nie wiedziałam, że tak się da. Nie mogę wychodzić sama poza budynek, a poza mury to już w ogóle mam zakaz. Wiecie co jest najciekawsze? Że tylko ja. Jeeej! Ze złością trzasnęłam drzwiami i bezceremonialnie rzuciłam się łóżko. Potrzebuję snu. Duuuużo snu.

*********************************

Mijały kolejne dni. W końcu i tygodnie. Co jakiś czas miałam „napady" wyczerpania. Wszyscy ode mnie wymagali, a ja czułam się momentami okropnie. Każdego dnia takich chwil było coraz więcej, zaczęłam być zaniepokojona. Próbowałam to ukrywać, ale ostatnio, Ann, Chris i Erick zaczęli coś zauważać. Nie widziałam potrzeby, żeby ktokolwiek o tym wiedział, dlatego ich zbyłam. Po prostu potrzebowałam... czegoś. Tylko tu jest problem, nie wiedziałam czym jest to coś. Miałam mętlik w głowie. To uczucie z dnia na dzień było coraz silniejsze.

Pan profesor wrócił do zdrowia i normalnie prowadzi zajęcia. I nikt nie zgadnie co się stało! Już nie mam ciągłego nadzoru rady pedagogicznej. Co wcale nie oznacza, że mogę wyjść gdzie chcę, o nie! Teraz po prostu nie siedzą mi nad głową 24 godziny na dobę, a uwierzcie na początku tak było.

Obecnie przebierałam się na trening. Kolejny. Tym razem ten normalny, taki co ma każdy uczeń. Nie sądziłam, że to możliwe, ale czas spędzony na ćwiczeniach nie był dla mnie zmarnowany. Co więcej polubiłam te godziny, gdzie istnieję tylko ja i moje granice, które z każdym dniem poszerzam. To jak studnia bez dna. Coś, co wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz wydaje się po prostu trudne. Postęp jest.

Oczywiście najczęściej wychodzę spocona, śmierdząca i poobijana, mimo wszystko, podoba mi się to. Treningi te z wyższym rocznikiem są niczym rozgrzewka. Nie ma porównania z tym co robię teraz, a po zajęciach.

Wychodzę lekko spóźniona na salę, próbując ukryć jedną z chwil moich słabości. Najchętniej zwinęłabym się w kłębek na łóżku albo pobiegła w świat, żeby odnaleźć TO. To, pisane z wielkiej litery, właśnie To. Ale niestety, ani jedno, ani drugie nie było mi dane. Musiałam być na lekcjach, moja nieobecność na pewno zostałaby zauważona, a wtedy jeszcze nauczyciele, wpadliby na pomysł, żeby przywrócić mi stały nadzór, a tego nie chcę. No i właśnie w taki sposób, teraz maszerowałam ze sztucznym uśmiechem, sięgającym od ucha do ucha. Na pozór pewny krok, a w rzeczywistości moje nogi zastanawiały się czy nie zacząć uciekać albo po prostu się nie poddać i pozwolić mi bezwładnie opaść na ziemię. To było irytujące, jakbym miała rozdwojenie jaźni.

Stanęłam w szeregu, a trener zły za moje spóźnienie, kazał mi poprowadzić rozgrzewkę. No świetnie, akurat teraz? No dobra, ruchy. Prawa, lewa. Podskoki, wykroki, skipy, brzuszki, rozciąganie, skłony... W głowie zaczęło mi się kręcić, mimo to ustawiłam się w szeregu i posłałam łagodny uśmiech w stronę trenera.

- No dobra, to wszyscy skaczą przez skrzynię, a nasza spóźnialska 10 kółeczek dookoła. –Mrugnął do mnie. No tak, gdybym czuła się dobrze, spokojnie dałabym radę i on to wiedział, ale teraz? Aaa pomocy! Spokojnie, nie panikuj. Dasz radę. Dawałaś radę z gorszymi rzeczami.

Ruszyłam powoli. Pierwsze kółko, drugie, przy trzecim pojawił się problem. Zaczęły pojawiać mi się mroczki przed oczami. No ale co? Nie zatrzymam się i nie usiądę, wcześniej powiedziawszy, że 'nie chce mi się', a może 'panie trenerze, co jakiś czas czuję się źle, mogę usiąść?'. Nawet by mi nie uwierzył. Czyli co zostaje? Biegnąć dalej! Uhu! Tylko 6 kółek zostało. Nie dam rady! Ja nie chcę! Czy to tak ciężko zrozumieć. Chciałam zacząć płakać. W tej chwili już jestem zadyszana i cała mokra. Zapowiada się świetnie. Mężczyzna patrzył akurat na resztę grupy, więc zwolniłam do marszu. Smak żółci miałam już na końcu języka. Nienawidzę tego! Źle mi się to kojarzy. Moje śniadanie podeszło mi do gardła. Jeszcze 4 kółka, no dobra 3,5. O kurczaki trener na mnie patrzy. Wydaje się zdezorientowany, nie mając za dużego wyboru zaczynam biec, cudem przebiegam zadany dystans i od razu idę do szatni.

WybrankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz