Rozdział 15.

2.3K 239 9
                                    

STELLA

Wstałam z fotela i skierowałam się w stronę drzwi. Zatrzymały mnie jeszcze słowa dyrektorki.

- Jest jeszcze jedna sprawa... -Przewróciłam oczami, ale wróciłam na wcześniej zajmowane miejsce. - Ty walczyłaś mieczem, prawda? Skąd go wzięłaś? - Spojrzałam na bransoletkę na nadgarstku. Wyciągnęłam rękę w stronę kobiety i nią zatrzęsłam. Ta spojrzała na mnie nie rozumiejącym wzrokiem. Echhh ci dorośli... Nie wiem jak wcześniej to zrobiłam, ale może teraz też się uda. Rozpięłam zapięcie, nic się nie stało. Pomyślałam o długiej lśniącej klindze. W mojej dłoni pojawił się piękny, zabójczy oręż. Pani Johnsons spojrzała na mnie wielkimi oczami.

- To jest miecz samej Katheriny Castillo. Od jej śmierci nikt go nie widział. W naszej gablocie są pozostałe bronie należące do niej. Wszyscy uznali go za zaginiony. Nikt już nie spodziewał się go zobaczyć...Mogę? - Podałam jej, ale gdy tylko puściłam klingę, zmienił się w bransoletkę. - To chyba znaczy, że nie mogę. -Oddała mi przedmiot. - Myślę, że znalazłaś w końcu swój miecz. Myślę, że w zaistniałej sytuacji, lepszym miejscem dla starożytnych broni będzie twój pokój. Chodź, nie ma na co czekać. Mam nadzieję, że rada pedagogiczna nie będzie miała nic przeciwko. - Wyszłyśmy z gabinetu i poszłyśmy korytarzem prowadzącym do gabloty. Dyrektorka wyjęła pęk kluczy, a gdy w końcu znalazła odpowiednie 3 klucze (3 zamki!!) otworzyła drzwiczki. Zachęciła mnie do wzięcia przedmiotów. Łuk, kołczan, sztylety, noże do rzucania, pochwy na nie, ... Gdy tylko brałam coś, zdawało się świecić, inaczej odbijać promienie słoneczne, jednak po chwili gasło i stawało się normalne, takie jak wcześniej. Wszystko było dokładnie wykonane, kunsztownie ozdabiane, jednocześnie sam widok zdawał się uświadamiać, że nie jest to zabawka. Tymi ostrzami można było zabić bez problemu. Klingi pomimo wieków nadal zdawały się być śmiertelnie ostre. Moje podziwianie, przerwała kobieta.

- Może pójdziesz teraz do pokoju? Bo do szpitala raczej nie wrócisz, jak mniemam. - Uśmiechnęłam się do niej, nie ma co ukrywać, nie chciałam wracać do sali szpitalnej, tamto miejsce było dla chorych, a ja ? Ja czułam się zdrowa, no i taka byłam. - Poproszę kogoś, żeby przyniósł ci strój na zajęcia, niektóre treningi. Daję Ci też tydzień zwolnienia...

- i tak nie skorzystam. - Uśmiechnęłam się, jednocześnie mówiąc, że dalsza dyskusja i tak nic nie da i tak czy siak nie zmienię zdania.

- Och dziecko, co ja z tobą mam? - Powiedziała i może wzięłabym to na poważnie, gdyby nie ten uśmiech na końcu.

- Jak to? Beze mnie było tu nudno. - Wystawiłam jej język.

- No nie ma co ukrywać, jesteś tu jakiś tydzień, a już wzywaliśmy radę przez ciebie. - Poczochrała mnie po głowie. - Nie wspominając o tych twoich wybrykach. Wylałaś na koleżankę napój, pokłóciłaś się z nauczycielką, tak że wysłała cię na dywanik, trener przez godzinę po twoim treningu o niczym innym nie mówił jak o twoim fenomenie... Wymieniałabym dalej, ale nie skończyłaby6m do wieczora.

- Z tego co się orientuję już jest wieczór.

- Naprawdę? Muszę jeszcze tyle dzisiaj zrobić! Przepraszam spieszę się! - I pobiegła, a ja poczłapałam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i padłam na łóżko.


********

NOWY ROZDZIAŁ!!!! (Jakbyście nie zauważyli ;) ) Rodzice zabrali mi telefon i dostęp do internetu, więc dopiero teraz dodaję. 15 GWIAZDEK i 7 KOMENTARZY - NEXT  !

~ńega_tywna

WybrankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz