19.

81 14 1
                                    

*Cały rozdział będzie składał się z retrospekcji i kilku zdań wtrącających. Więc pochylona czcionka to wspomnienia!


Pamiętał ją, jak dzierżyła kubek w dłoni, siedząc na balkonie w za dużym swetrze. Popijała swoją ulubioną herbatę, uśmiechając się do nieba, do gwiazd, bo niegdyś to jej dawało radość. Teraz wyobrażał sobie, jak patrzyła smutno na rzeczy, które kiedyś przynosiły jej szczęście.

– Calum, myślisz, że ktokolwiek mnie pokocha? – spytała tego pamiętnego wieczoru.

Znał odpowiedź, tak doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kochał ją, tak bardzo, że to przynosiło mu ból. Bo sama świadomość, że ktoś nie odwzajemnia twojego uczucia powoli zaczyna wyniszczać człowieka.

Niby niewinne pytanie, ale wzbudzało w chłopcu tak dużo emocji. Chciał móc na nie odpowiedzieć, chciał wykrzyczeć światu swoje uczucia do dziewczyny, ale nie potrafił. Cały czas bał się odrzucenia, bał się braku akceptacji z jej strony. Co najgorsze, bał się tego, że może nie wziąć go na poważnie. Nie ma nic gorszego niż świadomość, że ktoś nie wierzy w twoje uczucia.

Dlatego milczał. Milczał, obserwując jej włosy, opadające na ramiona, jej ruchy i to, kiedy nerwowym ruchem odpychała od siebie kosmyki, chcąc pozbyć się ich z twarzy. Milczał, dopóki nie usłyszał jej niewinnego głosu.

– Calum? Słuchasz mnie? – Odwróciła się w jego stronę, obdarzając ciepłym, łzawym spojrzeniem.

Pragnęła miłości tak bardzo jak on, widział to w jej oczach.

Czuł się winny, że porzucił osobę, którą niegdyś kochał całym sobą. Osobę, która była z nim w złych chwilach i tych dobrych. Dlatego za wszelką cenę chciał to naprawić. Trzymał w dłoniach album ze zdjęciami, przypominając sobie kolejne wydarzenia, przy których wielki uśmiech wpełzał mu na twarz.

Listopad był najgorszym miesiącem dla Sharron. Chłopak dobrze to wiedział, starając się umilić jej czas nudy i smutku, ponieważ ten miesiąc najczęściej doprowadzał dziewczynę do rozdrażnienia i melancholii. Dnia dwudziestego czwartego listopada postanowili upiec swoje pierwsze w życiu babeczki, bez niczyjej pomocy. Nie mieli pojęcia, jak się do tego zabrać. Gotowanie dla obojga wydawało się czymś z kosmosu. Ale tak naprawdę, kiedy byli blisko siebie, to nawet ta czynność była dość zabawna, zważając na to, że chłopak przez cały czas próbował rozweselić nabuzowaną dziewczynkę, bo nie umiała wsypać dobrze produktów do kubeczka. Kiedy jej się to udało, Calum pogratulował jej i zaczął klaskać, sprawiając, że Sharron uśmiechnęła się zwycięsko, łapiąc za mąkę i zostawiając jej ślad na nosie chłopczyka. Nie wiedziała, że właśnie rozpoczęła wojnę. Hood nie mógł pozostać dłużny, chwycił mąkę i natychmiastowo obrzucił nią młodszą, sprawiając że ta mu oddała wręcz natychmiastowo. I takim oto sposobem sprzątali kuchnię kilka godzin, streszczając się, by rodzice zastali pomieszczenie w stanie takim, jakim je zostawili.

Zdjęcie z ich wspólnego wypadu na łyżwy przyprawiło go o głośny śmiech.

Pamiętał ten dzień doskonale; wtedy wciąż uczył Sharron jeździć na tej, jak ona to określała, maszynie do zabijania. Zapadło mu to w pamięć, bo to miłe wspomnienie, pełne nieświadomości, niewiedzy o otaczającym ich świecie. Może i chwilowej, może i chwilowego wyrwania się z rzeczywistości, jednak żyli dla takich chwil.

Zwłaszcza wtedy, gdy robili kółka wzdłuż lodowiska, śmiejąc się i ścigając, jak małe dzieci. Śmiejąc się, jakby nie było jutra.

Śmiejąc się do momentu, w którym coś jednak poszło nie tak, a mimo to przyprawiło ich o kolejny napad głupawki.

Sharron jechała spokojnie, jednak słabo skupiała się na wykonywanej czynności. Dlatego po kilku ruchach nogami poślizgnęła się i poleciała do tyłu. Jednak nie upadła, ponieważ tuż za nią był jej wybawca i złapał ją w pasie, śmiejąc się z jej nieporadności. Niestety, kiedy obaj nie skupili się na tym, by nie wylądować na tyłku, jednak tak się stało i runęli na ziemię. Jedynie było słychać jęki bólu, a potem już jakby o nim zapomnieli i śmiali się w najlepsze. Nie mogli powstrzymać się od kilku przelotnych spojrzeń, które tak naprawdę nie zwiastowały niczego dobrego.

Przeglądanie albumu wywoływało w nim wiele emocji, cały czas. Wspomnienia dalej napływały falami, jedno za drugim, wszystko układało się w logiczną całość. 

Czuł w sercu coś dziwnego, jakby wypełnienie pustki, która zawsze mu towarzyszyła; wiedział jednak, że to na dłuższą metę nie jest dobre. Wiedział, że to nie wyjdzie, że to się nie uda. Wiedział, że wspomnienia pozostaną na zawsze, ale ona już nie pojawi się w jego życiu.

I to dobijało go; dobijało go niczym śmierć zwierzaczka w ulubionym serialu. Nie miał ochoty z nikim teraz rozmawiać. Jedynym, czego pragnął, był święty spokój i cisza.
Cisza, która pozwoli mu doprowadzić się do porządku, przynajmniej tego fizycznego. Łzy spływające po policzkach chłopaka kapały powoli na strony księgi, nie utrzymując się na nich przez śliską powierzchnię.

Nie powstrzymywał łez, bo nie umiał. Nie umiał z nimi walczyć, tak jak już nie umiał walczyć o nią.

****

Zostały jeszcze 3 rozdziały i epilog, gdzie będę starała się wszystko pięknie napisać przed nowym rokiem. Trzymajcie kciuki! XD 

Oppressor [C.H]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz