Jechali autem, mówiąc sobie wszystko i nic; Sharron przez łzy, Calum w smutku. Mieli sobie tyle do powiedzenia, że przekazywali informacje chaotycznie i w tym samym czasie, ledwo mogli siebie nawzajem zrozumieć.
– Calum, chciałam tylko żebyś dotrzymał obietnicy – powiedziała Sharron.
– Sharry, wiesz przecież, że też tego chciałem – odparł Calum.
– No to słabo tego chciałeś, skoro ci się, kurwa, nie udało!
– Mogłabyś nie krzyczeć, proszę? – Hood chwilowo spojrzał na Sharron, po czym od razu zwrócił wzrok na drogę. Ostatnim, czego teraz chciał, był wypadek.
– Może powiedz po prostu, że nigdy nie byłam wystarczająco ważna? Że nigdy tak na prawdę ci na mnie nie zależało? Powiedz to! Wiem, że tego chcesz! – krzyczała, płacząc teraz na całego.
Nie chciała ranić przyjaciela, ale to przychodziło mimowolnie. Mimowolnie wypowiadała okrutne słowa, raz za razem wbijające sztylet w serce bruneta.
– Kurwa, Sharron! Mam dość! Kocham cię, okej? Chyba zawsze cię kochałem, ale bałem się, kurewsko się bałem ci to powiedzieć, bo przecież tylko się przyjaźniliśmy! – mówił, starając się by jego ton był jak najbardziej opanowany – Bałem się, że ty... że my... że nie czujesz tego samego.
– Czułam to, Calum, czułam. Wiesz? To smutne.
– Życie jest smutne, kochanie.
Resztę drogi przejechali w milczeniu. Nie spojrzeli na siebie ani na chwilę, cisza wypełniała pojazd po brzegi. Cisza i muzyka w tle – spokojne nuty Led Zeppelin pozwalały w przynajmniej małym stopniu zrelaksować się obojgu.
– Calum – zaczęła, przerywając stan panujący między nimi – Pamiętaj, że nie zawsze życie jest usłane różami. Świat jest dobry, tylko ludzie są zepsuci i okrutni. To my niszczymy ten świat, dlatego umieramy, by dać nadzieję na lepsze jutro – wymamrotała cichutko, kaszląc między zdaniami.
Chłopak odprowadził Sharron do jej mieszkania, uprzednio patrząc, czy cokolwiek się w nim zmieniło. Nic, wszystko było takie samo. Te same brudne ściany, sufit zabrudzony od dymu papierosowego, butelki walające się po salonie. Momentalnie zrobiło mu się przykro, bo kiedyś specjalnie wychodził z dziewczyną na całe dnie, by nie widziała takiego świata, jakiego miała go codziennie, kiedy Hood odszedł. Najgorsze było jednak to, że prawdopodobnie nigdy sobie tego nie wybaczy. Widział jej zmęczoną twarz, jej wymuszany uśmiech, jej bladą cerę, jej chude ciało i już wiedział, że ten widok na zawsze zapamięta. Pożegnał się z nią krótkim całusem w policzek, mówiąc po raz setny, że wszystko będzie dobrze.
I kiedy Calum wyszedł z jej mieszkania, kierując się do własnego, zdał sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy. Sharron wcześniejsze słowa kierowała do niego w jakimś celu. Chwilę zajęło mu przetworzenie tego od nowa, ale kiedy wpadł na powód wypowiedzianych słów było już za późno. Zdążył zarejestrować najgorszy widok. Upadł na kolana, chowając w twarz w dłoniach, przeklinając siebie samego. Był winny. Nie pomógł jej na czas, mógł nie wychodzić z tego pomieszczenia. Zdał sobie bowiem sprawę, że wcześniejsze słowa "Wszystko będzie dobrze" były zapewnieniem dla niego, nie dla niej. Chciał choć raz czuć, że tak będzie.
Zdał sobie sprawę, że ich już nie ma. Że ona nie weźmie kolejnego oddechu.
Bo Sharron Blake w tym dniu poddała się, odbierając sobie życie, odbierając szczęście swojej jedynej miłości.
Ale nikt nie mówił, że Sharron nie była szczęśliwa w tamtej chwili. Była, zrozumiała, że miała już wszystko.
CZYTASZ
Oppressor [C.H]
FanfictionKiedyś był jej przyjacielem, bezpieczną przystanią, osobą, do której mogła zwrócić się w każdej chwili. Kochali się na ten swój własny, pokręcony sposób. A teraz? Teraz jedynie została pustka i blizna po złamanym sercu, której nikt nie móg...