18.

100 17 1
                                    

Tłum reporterów uczepił się Caluma, rzucając wyzwiska bezpośrednio w jego stronę. Dobrze wiedział do czego dążą. Mają pracę, by prowokować osoby na wyższym szczeblu, aby te w irytacji, złości oraz gniewie wyznały im kilka istotnych szczegółów z życia prywatnego. A jeżeli tak się stanie? Wtedy jesteś skończony, zmieszany z błotem za fakt, który został podkoloryzowany przez te podstępne żmije. Dlatego życie sławnej osoby nie jest proste, a przez media społecznościowe nigdy nie dowiemy się, jaka dana osoba w życiu realnym potrafi być.
Chłopak miał do pokonania jeszcze tłum fanek, przez które absurdalnie tak łatwo się nie da przejść. Nie powiesz im „Przepraszam, śpieszę się. Moglibyście się posunąć?" Cóż, jest to krok do śmierci, ponieważ albo się rzucą, albo ustąpią, co jest takie nieprawdopodobne, że aż wydaje się być zabawne.
Teraz zapytacie — dokąd właściwie zmierzał Calum?
Otóż do dziewczyny, która zaledwie wczoraj próbowała popełnić samobójstwo. Nie miał pojęcia, skąd ją kojarzył, ale nie mógł spać. Nie mógł spać, bo przez głowę przechodziły mu te straszne obrazy, niczym koszmar, przejawiający się co noc. Nie chciał tego widzieć, nie chciał czuć się winny, ponieważ nic nie zrobił. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale niczego już nie był pewny. Te oczy wydawały się mu być znajome, na co najmniej tysiąc procent ta osoba wcześniej była mu znana.
Wszedł w pośpiechu do szpitala, prosząc ochroniarzy, by nie wpuszczali rozszalałych nieproszonych gości, ponieważ chciał spokoju i także nie chciał otrzymać skarg na swoją osobę. Jego sylwetka zgrabnie sunęła między ludźmi, którzy widocznie byli gośćmi chorowitych pacjentów.
— Przepraszam. Wczoraj została przywieziona tutaj pacjentka, chciała popełnić samobójstwo — powiedział cicho, stukając nerwowo palcami o blat recepcji.
— Czy jest pan kimś z rodziny?
Tego pytania Calum nie chciał usłyszeć. Ba! On się go bał, bo nie znał ani imienia, ani nazwiska tej dziewczyny, a za wszelką cenę chciał się do niej dostać. Nawet za cenę kłamstw.
— Nie ma nikogo z rodziny. Jestem jej przyjacielem i bardzo bym chciał sprawdzić, jak się czuje. — Uśmiechnął się najmilej, jak potrafił. Musiał przekonać kobietę, był nawet w stanie zapłacić.
— Pacjentka jest pod stałą obserwacją psychiatry. Pańskie imię i nazwisko? — Podała mu kartkę z numerem sali, którą pośpiesznie schował do kieszeni spodni.
— Calum Hood. — I nim zdążyła zapisać, go już nie było.

Wbiegł do zamykającej się windy, trzymając karteczkę w dłoni. Szukał sali przez chwilę, a kiedy znalazł tą, która należała do szatynki, zawahał się przed popchnięciem drzwi.

Właśnie patrzył jak ta zniszczona przez życie dziewczyna bierze kolejne oddechy, których niegdyś chciała się pozbyć. Właściwie kiedy otworzyła oczy, Calum wydawał się skamieniały. Nie wiedział, co powiedzieć, by jej nie przestraszyć swoją obecnością.

– Wiedziałam, że przyjdziesz. – Uśmiechnęła się smutno, przyglądając się twarzy chłopaka.

– Co? – spytał, wciąż otępiały. – Um, właściwie, to czułem się winny i oto tu jestem. – Zaśmiał się nerwowo, czesząc swoje włosy ręką.

– Słuchaj. Ja- ja właściwie nie chciałam tego zrobić na twoim koncercie, przepraszam, Calum. Nie jestem twoją fanką, ani nic z tych rzeczy, po prostu chciałam być w tym ważnym dniu dla ciebie. Bo wiem, ile daje ci to radości. – Spojrzała na chłopaka, a w oczach miała tyle bólu, ile Hood jeszcze nigdy nie widział.

– Gdyby cię to interesowało, to mam na imię Sharron – dodała, posyłając mu nieśmiałe spojrzenie.

I wtedy Calum zdał sobie sprawę, że przeoczył istotny fakt. Znał ją, choć jego świadomość wypierała jakąkolwiek prawdę. Chciał to powiedzieć na głos, ale słowa, które nasuwały mu się na język były dość brutalne dla jego osoby, ponieważ zapomniał o niej. Jak można zapomnieć o najlepszej przyjaciółce i ją zostawić w chwilach, kiedy najbardziej oczekuje od nas pomocy?

Oppressor [C.H]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz