Następny dzień zaczął się zwyczajnie. O ile dzień spędzony w Hogwarcie może być zwyczajny. No bo jak tu się nie rozkoszować każdym mijanym obrazem, każdymi magicznymi schodami, każdym napotkanym duchem, każdą czynnością, którą normalnie wykonałbyś ręcznie, a używasz do tego różdżki? No jak?
Może dla ludzi, którzy wychowywali się w rodzinie czarodziejów Hogwart to tylko szkoła do której chodzą i w której muszą się uczyć. Dla mnie jednak to zagadka, a właściwie całe multum zagadek, które mogę rozwiązywać i nigdy nie będę miała ich dość.
Ostatnio odkryłam małe pomieszczenie na piątym piętrze, co nie byłoby dziwne, bo jest mnóstwo takich pomieszczeń w zamku, ale to jest inne. Nie zawsze mogę dostać się do środka, a kiedy już tam jestem zawsze przyjmuje inny wygląd. Raz jest przytulną kawiarnią, raz przestronną biblioteką, a raz ogrodem różanym. Nigdy jednak w pomieszczeniu nie ma żadnych ludzi, ani zwierząt. Czuję, że jestem blisko rozwiązania tej zagadki. Bardzo blisko...
- Em, ziemia do ciebie - słyszę głos Luny - Chcesz trochę soku?
- Hmm, tak... - mówię, powracając do rzeczywistości. Siedzimy w Wielkiej Sali i jemy śniadanie. Rozpoczyna się kolejny dzień. Wokół nas kilku zaspanych uczniów próbuje się ożywić, pijąc parującą herbatę. Przy stole nauczycielskim siedzi tylko profesor McGonagall i profesor Sinnistra. Zawsze jemy śniadanie tak wcześnie, więc fakt, że jest tak mało osób wcale nas nie dziwi.
- Co macie dzisiaj pierwsze? - pyta Neville, który jak zwykle przy śniadaniu przysiadł się do naszego stołu.
- Ja mam zielarstwo - odpowiada wesoło Luna, zajadając się jajecznicą z rodzynkami.
- Wróżbiarstwo - mówię - A ty eliksiry. Nauczysz się kiedyś swojego planu lekcji?
- Starałem się tylko podtrzymać konwersację. - uśmiecha się chłopiec. - Bo coś nam zdychała.
Wybucham śmiechem, na co Luna również zaczyna się śmiać, a ona śmieje się bardzo głośno i bardzo hmm specyficznie... Wystarczy dodać, że gdy ona się śmieje wszyscy aktualnie znajdujący się na korytarzu się obracają. Teraz również wszyscy patrzą w naszą stronę, na co ja śmieję się jeszcze bardziej i głośniej. Kątem oka dostrzegam Malfoy'a, który właśnie wchodzi do sali i patrzy w moją stronę. Ma taki wyraz twarzy, jakby po raz pierwszy widział śmiejących się ludzi. Nie wiem dlaczego, ale rozśmiesza mnie to jeszcze bardziej i chowam głowę pod stół, żeby powstrzymać wstrząsający moim ciałem śmiech. Obok mnie Luna i Neville również próbują się nie zakrztusić.
- Co cię tak śmieszy, Amberline? - słyszę zimny głos, koło mojego ucha.
Wynurzam się spod stołu, trzymając się za brzuch. Czuję, że policzki mi płoną. Poprawiam kosmyki, które wymknęły się z mojego warkocza i spoglądam na Malfoya, który stoi nade mną, najwyraźniej w złym humorze.
Neville również patrzy na Ślizgona. Żadne z nas nic nie mówi.
A potem Luna ponownie wybucha śmiechem i znowu nas zaraża. Naprawdę nie wiem, co takiego jest w jej śmiechu, że jest taki magiczny. Podobno jej mama też się tak śmiała i to właśnie po niej Luna tak ma.
Malfoy odchodzi wściekły, widząc, że jego zaczepki nie wywołują pożądanych efektów.
Kiedy w końcu udaje nam się przestać śmiać (a trochę to trwa) udajemy się na lekcję - Neville z resztą Gryfonów do lochów, Luna z drugoklasistami z Ravenclawu do szklarni, a ja i reszta mojej klasy do niezwykłej klasy pani Trelawney.
Lekcje wróżbiarstwa zawsze są nudne. Przynajmniej dla mnie. Jestem racjonalnie myślącą osobą, więc żadne wróżenie z magicznych kul ani fusów mnie nie przekonuje.
CZYTASZ
I wciąż w górę i górę do gwiazd! (zostawione ze względu na sentyment)
Fanfiction- Widzisz tamtą dziewczynę? - Którą? Tę z jasnymi, kręconymi włosami, która ma rzodkiewki w uszach? -Nie, nie. Tę na prawo od niej. Siedzi tuż obok tego pyzatego, piegowatego chłopca, zdaje się, że Neville'a. - Tę z rudawymi włosami, splecionymi w w...