Nowa znajomość, przykra niespodzianka i plany na weekend

159 14 3
                                    

- Uważaj jak chodzisz!

- Przepraszam...

Dźwigam się z podłogi, ale podnosząc głowę, uderzam nią o głowę mojego nowego "znajomego", aż w oczach pojawiają mi się łzy.

Mistrz gracji i taktu, nie ma co! myślę, chwaląc moją odwieczną zdolność do robienia z siebie idiotki przy ludziach.

- Nic ci nie jest? - tym razem głos jest łagodny i nie ma w nim śladu poprzedniej złości.

Podnoszę wzrok i patrzę na nieco otyłą i opaloną dziewczynę, wyglądająca na szesnaście lat. Ma długie, jasne włosy z pojedynczym, tęczowym pasemkiem oraz duże, orzechowe oczy, którymi patrzy na mnie zaniepokojona. Jej nos jest nienaturalnie prosty i gdy nie pewna pulchność na twarzy, mogła by być zawodową modelką. Chociaż jak dla mnie i tak może nią być, mimo lekkiej nadwagi, bo lepsze grubsze modelki niż wychudzone.

Jednak to wszystko nie zmienia faktu, że jest bardzo ładna i aż się czerwienię, myśląc o moich zwykłych włosach w rudawym odcieniu, zaplecionych w warkocz i krzywym nosie.

Z herbu na jej piersi wiem, że jest w Huffelpuffie. Nigdy jej nie widziałam, a ma dosyć charakterystyczny wygląd. Czyżby się przeniosła z innej szkoły?

- Nie, nie. Wszystko w porządku. - odpowiadam. - Nie powinnam tak biec na załamanie karku, przepraszam...

- To ja powinnam uważać. - zaśmiała się perliście - Jestem tu nowa i nie mogę się odnaleźć...

A więc jednak, nowa...

- Pomogę ci. Znam ten zamek jak własną kieszeń, bo uwielbiam się po nim przechadzać. - oferuję. - Gdzie chcesz trafić?

- Chciałam wypożyczyć książkę z biblioteki.

- Biblioteka. Żaden problem. Jest niedaleko mojego domu wspólnego - wypinam dumni pierś z godłem Ravenclawu - a właśnie tam zmierzam.

Ruszamy razem w kierunku biblioteki, rozmawiając. Okazuje się, że ma na imię Charlotta, ale woli, żeby się do niej zwracać Lotta. Podobno przedtem chodziła do szkoły w Francji, ale przeprowadziła się w te wakacje do Anglii i tak wylądowała w Hogwarcie.

- Mój brat także rozpoczął naukę w Hogwarcie w tym roku.

Zamieram, wstrzymując oddech.

- Taki wysoki, przystojny i zarozumiały?

- Tak. - uśmiecha się Lotta. - Widzę że go poznałaś.

- Nie do końca. Jest na tym samym roczniku co ja, ale w Slytherinie. - mruczę, nieco zła - Nie wiedziałam, że jest twoim bratem...

- Bo w ogóle nie jesteśmy do siebie podobni. Nawet jest w innym domu.

Znowu się śmieje, odsłaniając swoje białe, idealnie równe zęby.

- Ale Etoine mówi z wyraźnym, francuskim akcentem. U ciebie go nie słyszę.

- To dlatego, że chodziłam do szkoły razem z Angielką i nauczyłam się mówić bez tego francuskiego akcentu.

Docieramy do biblioteki i żegnam się z Lottą. Kiedy znika za drzwiami szybko otrząsam się i przypomina mi się, po co się tak spieszyłam. Esej na zaklęcia!

Zaczynam biec w kierunku dormitorium. Do końca przerwy zostało jakieś dwie minuty. Nie ma szans, nie zdążę!

Wpadam jak burza do pokoju wspólnego i biegnę, przeskakując po dwa stopnie do dormitorium dziewczyn z mojego roku. Odnajduję to, czego szukałam w stosie papierów obok mojego łóżka i już mam wybiec z pomieszczenia, gdy mój wzrok przykuwa niewielki, świetlisty przedmiot na podłodze obok łóżka mojej współlokatorki Amber.

Na drewnianej podłodze leży niewielki naszyjnik w kształcie trójkąta z złotym oczkiem w środku. Święci się bardzo mocno, mimo że w pokoju panuje półmrok.

Wyciągam rękę, żeby go dotknąć, ale coś mnie powstrzymuje.

Zerkając ostatni raz na naszyjnik, wybiegam z pokoju.

***

Przed ostatnią lekcją spotykam się z Luną.

- Neville mi powiedział, że podobno jeśli się je tylko skszeloziele przez tydzień to już na zawsze ma się płuca. - mówi do mnie, kiedy idziemy korytarzem na piątym piętrze.

Patrzę na nią z powątpiewaniem.

- I serio w to wierzysz?

- Skoro jedzenie dmuchawców przez miesiąc pozwala unosić się w powietrzu...

Patrzy w dal tym swoim marzycielskim wzrokiem, opierając podbródek na dłoni.

Uśmiecham się pod nosem. Skąd ona bierze te wszystkie dziwne informacje...? pytam się sobie po raz setny, ale z ciepłem na sercu. Nie zamieniłbym moich rąbniętych przyjaciół na nikogo innego.

- Jeszcze tylko dwie zielarstwa i weekend! - cieszy się Luna, kiedy wychodzimy z zamku (ja mam opiekę nad magicznymi stworzeniami) - Będę mogła w końcu obserwować, czy naprawdę nad naszymi głowami gdy śpimy pojawiają się cienie tego, o czym śnimy.

- Naprawdę nie masz lepszych planów? - pytam, gdy idziemy po szkolnymi błoniami.

- To jest bardzo poważny problem! - burzy się blondynka. - Prawie tak ważny jak badania mojego taty nad szkodliwym działaniem much światłoskrzydłych na wzrost i rozwój samosterujących śliwek.

Wybuchłam śmiechem i nie jestem jedyną osobą w całej klasie, która ma dobry humor. Wszyscy z utęsknieniem czekamy na weekend...

I wciąż w górę i górę do gwiazd! (zostawione ze względu na sentyment)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz