Przez ostatni tydzień uważnie obserwowałam Entiena, ale nie robi nic specjalnie ciekawego. Poza tym, że często się spóźnia na lekcje i czasem jest arogancki w stosunku do nauczycieli, to wygląda na normalnego, zadufanego w sobie Francuzika. Może i jest przystojny, ale to nie był jeszcze powód, że podrywać wszystkie dziewczyny, od pierwszorocznych do tych, które już są pełnoletnie i w tym roku kończą Hogwart. Za kogo on się ma?! Na szczęście do mnie jeszcze nie podszedł. Niech tylko spróbuje, a popamięta!
Ech, coraz bardziej wydaje mi się że żyję w jakiejś taniej komedii romantycznej. No bo, poważnie! Praktycznie wszystkie dziewczyny potraciły dla niego głowy.
Brzmisz jakbyś była zazdrosna besztam sama siebie . Przestań myśleć o tym dupku. Nie jest tego wart.
Powracam myślami do rzeczywistości. Trwa lekcja transmutacji. Surowa i wymagająca jak zwykle profesor McGonagall uczy nas dzisiaj o animagach. Przyznaję, to ciekawy temat, ale jak tylko dowiedziałam się, że w świecie czarodziejów niektórzy potrafią się zmieniać w zwierzęta to od razu przeczytałam wszystkie książki, jakie znalazłam na ten temat, więc nic, o czym mówi pani profesor mnie nie zaskakuje.
Zerkam w bok i krzyżuję mój wzrok z Neville'm. (Transmutację Ravenclaw ma razem z Gryffindorem.) Wyraźnie patrzył w moją stronę od jakiego czasu - rumieni się i odwraca wzrok. Po chwili jednak znowu na mnie patrzy.
"O co chodzi?" pytam wzrokiem.
"O nic..." odpowiadają jego oczy, ale czuję że coś jest nie tak.
Znowu zwracam swój wzrok na panią profesor, zastanawiając się o co chodziło Neville'owi. Może po prostu miał już dość tej lekcji i patrzył się tępo w przestrzeń? Może coś go trapi? Może znowu dostał słabą ocenę z wypracowania z eliksirów? A może coś się stało jego babci? Albo... może to coś związanego z jego rodzicami?
To jest drażliwy temat. Praktycznie nie rozmawiamy o jego rodzicach.
Postanawiam, że nie będę go o to pytać. Sam mi powie, jeśli uzna, że chce.
- Nie żeby mi na tym zależało - wyrywa mnie z rozmyślań głos profesor McGonagall - Ale dotychczas moja transmutacja wywoływała oklaski.
Prawie nie zauważyłam, kiedy zmieniła się w burego kota z ciemnymi obwódkamki wokół oczu. Nikt praktycznie tego nie zauważył. Każdy był pogrążony we własnych rozmyślaniach.
Wszyscy Gryfoni odwracają się w stronę Harry'ego Potter'a, który siedzi obok swojego przyjaciela Rona w ostatniej ławce. Krukoni również patrzą w tamtym kierunku, ciekawi, o co chodzi, ale Gryfoni milczą.
W końcu Hermiona Granger, również przyjaciółka Harry'ego postanawia zabrać głos:
- No bo, pani profesor, mieliśmy właśnie pierwszą lekcję wróżbiarstwa i...
Czyżby znowu jakaś niepokojąca wróżba starej ćmy...? myślę. Naprawdę, dlaczego większość osób musi być aż taka głupia, że wierzy, w to, co mówi ta wariatka.?
Wszyscy patrzą na Harry'ego jakby był kosmitą. Ciekawe, co to była za wróżba...
- Aha, rozumiem. - mówi McGonagall - Więc kto ma umrzeć w tym roku?
Uśmiecham się kątem ust. Czyli nie tylko ja jej nie wierzę. Przybijam mentalną piątkę z profesorką.
- Ja - zgłasza się nieśmiało Harry. Widać, że jest lekko zaniepokojony reakcją klasy.
Profesor zapewnia go, że takie wróżby rzadko się spełniają i że ta stara ćma zawsze przepowiada śmierć któregoś z uczniów na początku roku.
Harry'emu najwidoczniej ulżyło, ale niektórzy jego koledzy, a zwłaszcza koleżanki, nie wyglądają na przekonanych. Dostrzegam jak Lavender Brown nachyla się do Parvati Patil i szepcze jej coś na ucho.
Przewracam oczami i właśnie wtedy dzwoni dzwon, oznajmiając koniec lekcji.
Wychodzę z klasy z resztą uczniów i dołączam do Neville'a. W milczeniu idziemy do Wielkiej Sali na drugie śniadanie.
- Gdzie jest Luna? - pytam, kiedy już siadamy przy stole, a jej nigdzie nie ma.
- Najprawdopodobniej poszła do Hagrida, zamęczać go o jakiś rzadki okaz zwierzęcia do gazety swojego ojca. - mówi beznamiętnie Neville, nalewając sobie soku dyniowego.
Patrzę na niego z niepokojem.
Jeśli to coś ważnego to mi powie. Nie ma sensu naciskać...
Zwracam wzrok na stół nauczycielski i nie dostrzegam tam gajowego oraz - od tego roku - nauczyciela Hagrida. Jego miejsce przy Flitwicku, nauczycielu zaklęć jest puste. Chwila, zaklęcia?!
- O nie... - mówię, wypuszczając z rąk łyżeczkę.
Neville patrzy na mnie zdziwiony.
- Zapomniałam mojego eseju na zajęcia! Został w dormitorium, a zaraz mam zaklęcia! Muszę lecieć!
Zrywam się w miejsca i wybiegam z Wielkiej Sali. Pędzę po marmurowych schodach, potem korytarzem, znowu po schodach... Ten zamek to istny labirynt!
Skręcam w korytarz na piątym piętrze i niespodziewanie na kogoś wpadam.
CZYTASZ
I wciąż w górę i górę do gwiazd! (zostawione ze względu na sentyment)
أدب الهواة- Widzisz tamtą dziewczynę? - Którą? Tę z jasnymi, kręconymi włosami, która ma rzodkiewki w uszach? -Nie, nie. Tę na prawo od niej. Siedzi tuż obok tego pyzatego, piegowatego chłopca, zdaje się, że Neville'a. - Tę z rudawymi włosami, splecionymi w w...