Co wymyśliła Luna

73 10 2
                                    

Nie mogę w to uwierzyć. Naprawdę, nie mogę się to uwierzyć.

- Luna? - pytam w ciszy, która zalega na korytarzu.

Dziewczyna nie odpowiada stojąc na środku, otoczona tłumem zaciekawionych uczniów.

- Coś ty zrobiła?! - pyta Filch nienaturalnie wysokim głosem z oczami utkwionym w dziewczynie. Jeden policzek drga mu spazmatycznie.

Luna, która wygląda na wyluzowaną, nic nie odpowiada, tylko uśmiecha się nieco drwiąco. W jej podstawie ciężko dostrzec wyrzuty sumienia.

Cała podłoga, sufit i ściany korytarza na siódmym piętrze pokryte są gęstą substancją o barwie atramentu. Pokryty nią - od stóp do głów - jest także Filch, który z każdą sekundą jest coraz bardziej wściekły. Pedantyczny i lubiący porządek. Będzie to czyścił co najmniej pół dnia!

Za plecami woźnego dostrzegam bliźniaków Weasleyów z Gryfindoru, wyraźnie zadowolonych z zaistniałej sytuacji.

- Co tu się dzieje? - rozlega się chłodny głos profesor McGonagall, która po chwili przedostaje się przez tłum gapiów.

Omiata wzrokiem cały korytarz, a wszystkie chichoty i rozmowy milkną.

- Luna, to twoja sprawka?

Luna kiwa powoli głową, a z jej twarzy znika uśmiecha samozadowolenia. Ma kłopoty...

- Proszę za mną. A wy - zwraca się do uczniów profesorka - rozejdźcie się.

Patrzymy z Nevillem jak Luna ze spuszczoną głową idzie za McGonagall, ale nie wiemy, co możemy zrobić.

- Ale przecież jej nie wyrzucą, prawda? - pyta chłopiec.

- A co jeśli...?

Stoimy przed chwilę w ciszy, świadomi powagi sytuacji.

- Dumbledore! - mówię w końcu - Tylko Dumbledore może ostatecznie Lunę wyrzucić. Musimy go przekonać, żeby tego nie zrobił! Chodź, prędko!

Chwytam go za ręką i razem biegniemy do gabinetu dyrektora.

***

- Panie profesorze, to nie tak... - zaczynam zaraz po tym jak wpadamy do środka.

- Luna nie chciała nikogo urazić... - wtrąca się Neville.

- Ona po prostu...

- To jest Luna, przecież sam pan wie...

- Nie można brać na serio wszystkiego, co ona mówi.

- Niech pan jej nie wyrzuca. - kończymy razem, prawie błagalnym tonem.

Dyrektor patrzy na nas zza swoich okularów, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.

- Ależ ja nie zamierzam wyrzucać panny Lovegood za to jej... godne pohańbienia zachowanie. - mówi spokojnie, ale jego wesołe oczy wskazują na to, że i jego bawi wyczyn Luny. - Usiądźcie proszę.

Siadamy z Nevillem niepewnie na niskim stołkach przed biurkiem dyrektora. Jego gabinet ani nie jest mały, ani nie jest duży. Okrągły z biurkiem na środku, mnóstwem książek i obrazami poprzednich dyrektorów, którzy zerkają na nas ciekawie, naprawdę robi wrażenie.

Ukradkiem rozglądam się po wnętrzu, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów, aby potem móc go narysować.

Dumbledore dostrzega to i uśmiecha się do mnie przyjaźnie, splatając ze sobą swoje długie palce.

- A więc - mówi, kierujący wzrok najpierw na Neville'a, a potem znów na mnie - Panna Lovegood nie zostanie, jak to ujeliście, wyrzucona. Dostanie stosowną karę w postaci szlabanu do końca semestru, ale nie zamierzam usuwać jej ze szkoły za to, co zrobiła.

- To dobrze. - wzdycham, uśmiechając się niepewnie do mężczyzny.

- Panna Lovegood jest dosyć oryginalną osobą, więc myślę, że to byłaby wielka strata... Naprawdę dawno się tak dobrze nie bawiłem.

Mruga do nas, a my z uśmiechami i dziękując raz po raz, opuszczamy gabinet.

- Dumbledore faktycznie jest lekko stuknięty. - mówi Neville, gdy idziemy po kamiennych schodach.

- Ale nie wyrzucił Luny, to się liczy.

Docieramy do Sali Wejściowej, gdzie jest już nieco tłoczniej i w tłumie dostrzegam charakterystyczne lekko kręcone, blond włosy.

- Luna! - wołam i podbiegam do przyjaciółki.

- Nic nie mów... - mówi dziewczyna, która chyba po raz pierwszy odkąd się znamy wygląda na załamaną. - Trelawney miała rację. Ta przepowiednia prędzej czy później musiała się spełnić... Ale naprawdę...

- O czym ty mówisz? - pyta Neville - Przecież cię nie wyrzucili!

- Jak to?

- Tak to! - wybucham radośnie - I masz przestać słuchać tego, co mówi ta stara mucha! To całe wróżenienie...

- Ale profesor McGonagall była taka zła i w ogóle...

- Ale Dambuś powiedział, że tylko dostaniesz szlaban! - cieszy się Neville - Zostajesz z nami!

Do Luny w końcu dochodzi fakt, że nie została wylana. Wybucha śmiechem i płaczem jednocześnie, prawie dusząc nas oboje, a potem skacze dookoła nie zważając na zdziwione spojrzenie innych uczniów.

Dostrzegam w tłumie niezadowoloną twarz Malfoy'a i uśmiecham się do niego szeroko, a on krzywi się i znika w Wielkiej Sali.

- Właściwie dlaczego to zrobiłaś? - pytam dziewczyny, gdy siedzimy już przy stole, jedząc kolację.

Luna odkłada łyżeczkę do miseczki po budyniu i patrzy na mnie, a jej oczach tańczą wesołe ogniki.

- Też byś się zdenerwowała, gdyby ci ktoś powiedział, że nargle to nikomu nie przydatne szkodniki. - mówi, na co Neville i ja wybuchamy śmiechem.

I wciąż w górę i górę do gwiazd! (zostawione ze względu na sentyment)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz