Spotkanie w bibliotece, dziwne pytania i ogłoszenie

103 10 10
                                    

- ... którego magiczne właściwości są wykorzystywane w produkcji serum nasennego... - mruczę sama do siebie, skrobiąc piórem po pergaminie.

Siedzę właśnie w bibliotece, kończąc referat na eliksiry. Nie lubię tego przedmiotu, ale zawsze się staram przy odrabianiu zadań, żeby profesor Snape nie miał się do czego przyczepić.

Ktoś potrząsa blatem, na którym piszę i butelka atramentu rozlewa się na moją pracę.

Podnoszę głowę, chcąc udusić tego, który mi to zrobił, i widzę przed sobą blondyna z szarymi tęczówkami i pogardliwym uśmieszkiem.

- Odczep się, Malfoy. - syczę, sprawiając różdżką, że atrament powraca do butelki.

Blondyn jednak nic sobie nie robi z mojej uwagi i dalej głupio się uśmiecha, nie ruszając z miejsca.

- Nie słyszałeś? Odczep się...

Draco dalej wgapia się we mnie, nic nie mówiąc.

Wzdycham, zamaczając pióro w kałamarzu i piszę dalej, ignorując Ślizgona.

Wciąż czuję na sobie jego wzrok i kątem oka dostrzegam, jak obchodzi stolik i siada obok mnie.

- Czego nie rozumiesz w zwrocie "odczep się"? - pytam zła, podnoszący głowę.

- A dlaczego miałbym się odczepić? - odzywa się w końcu blondyn.

Znowu wzdycham. Będzie ciężko....

- A właściwie - przypomina mi się coś - co robiłeś wtedy w nocy, poza dormitorium?

Oczy Malfoy'a zmieniają się w szparki.

- O to samo mógłbym zapytać ciebie...

Mierzymy się na spojrzenia, nic nie mówiąc.

W końcu dzwoni dzwon, oznajmiając koniec przerwy.

Szybko zrywam się z miejsca, nawet nie patrząc na Ślizgona, bo mam teraz wróżbiarstwo w najwyższej komnacie wieży po drugiej stronie zamku.

Starając się upchać wszystkie rzeczy do torby tak, żeby nie zmiąć mojego eseju na eliksiry, ruszam biegiem po marmurowych schodach.

- Dasz radę, Emily, zdążysz! - mruczę sama do siebie, skręcając w pusty już korytarz, przez okna którego widać kawałek jeziora.

Zatrzymuję się u stóp wieży, łapiąc się pod boki i próbując uspokoić oddech.

Zerkam w górę na ciągnące się chyba w nieskończoność schody i wzdycham ciężko.

Nagle coś mi wpada do głowy.

Pocieram delikatnie moją bransoletkę i znowu czuję to fantastyczne uczucie lekkości. Delikatnie unoszę się nad ziemią i pokonuję schody w mniej niż dziesięć sekund.

Cofam zaklęcie, sprawiając, że opadam na posadzkę i zaczynam wspinać się do sali na poddaszu, gdzie odbywa się wróżbiarstwo.

- Przepraszam za spóźnienie! - mówię, gramoląc się po drabinie do klasy profesor Trelawney i siadając na pufie obok Mary.

- Czekaliśmy właśnie na ciebie, drogie dziecko. - mówi profesor jak zwykle owinięte w jeden ze swoich szali. - Czułam, że to właśnie ty się dzisiaj spóźnisz, nie chciałam, żeby tak się stało z bowiem dzisiaj będziemy mówić o snach. Sny to bardzo ważny element życia każdego z nas....

Patrzę na Mary wzrokiem "ona jest nienormalna", ale blondynka z uwagą słucha nauczycielki.

Przewracam oczami, kładąc łokcie na stoliku i rozglądam się po "klasie".

Przy stoliku obok siedzi pulchna dziewczyna z miodowymi oczami - Tina, która czyta pod ławką najnowsze wydanie tygodnika "Czarownica".

Obok niej siedzi Nico, który skrycie się w niej podkochuje. Chłopak zerka na nią nerwowo, ale ona jest za bardzo zajęta artykułem o Fatalnych Jędzach.

Dalej jest Gwen, szatynka o ciemnej karnacji i opasce we włosach. Najlepsza przyjaciółka Tiny. Dziewczyna patrzy uważnie na Trelawney, łapiąc każde jej słowo.

Przy sąsiednim stoliku siedzi Tom, najprzystojniejszy i najgłupszy chłopak na moim roczniku oraz jego średnio inteligentny kolega Gerald wraz ze swoją nie mniej głupią dziewczyną Jo.

Przy ostatnim stoliku, tym naprzeciwko naszego siedzi Amber z długimi włosami w towarzystwie ciemnoskórej Jasmine. Na piersi Amber dostrzegam ów dziwny naszyjnik, który kiedyś przykuł moją uwagę.

Obok nich, niezbyt zadowolony z ich towarzystwa, siedzi Peter - drobny i wysoki chłopak w okularach. Wpatruje się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń, myślami będąc bardzo daleko od tematów poruszanych przez nauczycielkę.

- Emily? - wyrywa mnie z zamyślenia czyjś głos.

Mrugam dwukrotnie i zwracam wzrok na profesor Trelawney.

- Słucham? - pytam, nie bardzo wiedząc, o co chodzi.

- Zauważyłam wokół ciebie złą aurę, drogie dziecko. Powiedz mi, czy nie śniło ci się ostatnio coś dziwnego? Coś strasznego? Coś niepokojącego?

Jak tylko wyjdę z tej klasy idę do Dumbledore'a, żeby przepisać się na starożytne runy.

- Nie. - mówię twardo.

- Czy aby na pewno?

No, właśnie,czy aby na pewno? Śniło mi się ostatnio, że Syriusz Black dostał się do Hogsmeade... Nie, stop, nie popadajmy w paranoję!

- Na pewno. - mówię, patrząc prosto w mętnoniebieskie oczy nauczycielki.

Lekcja kończy się i z ulgą opuszczam tę klaso-kawiarnię.

Po drodze z obiadu do dormitorium spotykam z Luną Lottę, ale gdzieś wyraźnie się śpieszy, więc tylko uśmiecham się do niej, a ona mi odmachuje.

- Naprawdę wierzysz, że ona i Lupin...? - pytam, gdy Lotta znika za zakrętem.

- Nic nie jest niemożliwe! - wesoło odpowiada Luna, przeskakując z jednej nogi na drugą.

- No tak... - wzdycham i przez chwilę idziemy w ciszy.

Kiedy docieramy do pokoju wspólnego naszą uwagę przykuwa niewielki plakat na tablicy ogłoszeń.

"Wycieczka do Hogsmeade w ten weekend!" głosi kolorowy napis.

Uśmiecham się sama do siebie. To będzie udany weekend...

I wciąż w górę i górę do gwiazd! (zostawione ze względu na sentyment)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz