Budzę się i odkrywam, że jeszcze trwa noc. Przez małe okrągłe okienko do dormitorium pada księżycowe światło, odbijając się od wiszącej nad moim łóżkiem gwiazdy ze szkła.
Przecieram oczy, czując, że bardzo chce mi się pić. Przełykam ślinę, ale to nic nie daję. Dalej jestem spragniona. Postanawiam udać do do kuchni, po jakiś napój.
Wzdycham i gramolę się z łóżka, po omacku szukając mojego szlafroku. Na stopy wsuwam kapcie i bezszelestnie schodzę krętymi schodami do pokoju wspólnego. W pomieszczeniu słychać tylko ciche tykanie wysokiego zegara w kącie. Wszyscy śpią.
Wydostaję się z wieży i idę pustymi korytarzami, kierując się w stronę kuchni. W zamku panuje głucha cisza tak, że ciarki przechodzą mi po plecach.
Obejmuje się ramionami, schodząc do piwnic gdzie mieści się kuchnia. Wiem, gdzie ona jest, bo słyszałam kiedyś jak Fred Weasley opowiadał o tym swojemu bratu, George'owi.
Docieram do obrazu przedstawiającego misę z owocami i głaszczę gruszkę, która chichocze i odsłania mi wejście do potężnej kuchni z pięcioma stołami dokładnie pod stołami znajdującymi się w Wielkiej Sali.
Teraz wszystkie były puste i dokładnie umyte. Garnki, patelnie, talerze, kubki oraz sztućce ułożone są w równych rzędach na ich drewnianych powierzchniach. W pomieszczeniu panuje cisza, a ogień na kominku ledwo się pali, przygasają z każdą chwilą.
Nie widać żywej duszy, jednak gdy tylko wchodzę głębiej, pojawia się obok mnie niski skrzat domowy w serwetce z herbem Hogwartu, udrapowanej jak toga, odsłaniając chude jak patyki nogi i ręce. Ma długie uszy i duże, zielone oczy, którymi patrzy na mnie, unosząc głowę, bo sięga mi zaledwie do pasa.
- W czym mogę służyć, panienko? - pyta piskliwym głosem.
- Jeśli mogłabym prosić o szklankę wody. - odpowiadam, nieco speszona tym, że zwrócił się do mnie per "panienko".
Skrzat kłania się lekko, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie, po czym wraca po chwili z szklanką wody.
Dziękuję mu, przyjmując napój i wypijam go szybko, czując się niezręcznie i chcąc jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Zdecydowanie, nie chciałabym mieć w domu skrzata. To dziwne uczucie, że ktoś ci służy i wypełnia twoje rozkazy.
Opuszczam kuchnie, zaspokoiwszy swoje pragnienie i zmierzam z powrotem do wieży Ravenclawu. Zamek dalej pogrążony jest we śnie, ale przez wysokie okna na korytarzu powoli wdziera się już światło słoneczne.
Nie spieszę się specjalnie, krocząc wolno i rozmyślając. Nogi same prowadzą mnie moim ulubionym skrótem przy pracowni zaklęć.
Nagle ciszę wokół mnie przerywają czyjeś kroki. Serce podskakuje mi do gardła, bo przychodzi mi na myśl, że to może być Filch. Nie chcąc być ukarana, chowam się za marmurowym posągiem w najbliższej wnęce.
Odgłosy są coraz bliżej. Że też ten ktoś z wszystkich skrótów w zamku musiał wybrać akurat ten!
Przerażająca myśl uderza mi do głowy tak, że przez chwilę nie mogę złapać tchu. A co jeśli to Syriusz Black? Raz już przecież włamał się do zamku, dlaczego nie mógłby tego zrobić ponownie?
Ręce mi lekko drżą, gdy zaciskam je na różdżkę. Jeśli to on, nie poddam się bez walki!
Kroki są coraz bliżej. Jeszcze tylko trzy metry, dwa, jeden...
Korytarzem tuż obok mnie przechodzi...
- Lotta? - pytam rozpoznając w ciemnościach jej nieco otyłą sylwetkę.
Puchonka odskakuje przestraszona, ale wyraźnie czuje ulgę, że to tylko ja.
- Qu'est-ce que tu fais?* - pyta, wyraźnie zdenerwowana - Przestraszyłaś mnie!
- Przepraszam - mówię, obrzucając spojrzeniem jej zaczerwienione policzki. - Co ty tu właściwie robisz?
Lotta patrzy na mnie podejrzliwie, jakby zastawiając się, co odpowiedzieć.
- A ty co tu robisz? - pyta w końcu z dobrze słyszalnym francuskim akcentem.
- Byłam w kuchni po szklankę wody.
- Aha...
Milkniemy i przez chwilę jest naprawdę niezręcznie.
- Jakby ktoś pytał, nie spotkałyśmy się. - mówi w końcu dziewczyna i znika za zakrętem, zostawiając mnie w lekkim szoku.
***
Ranek nadchodzi wyjątkowo szybko, a ja po moim nocnym spacerze i zastanawianiu się, co u licha Lotta robiła nocą na korytarzu, jestem bardzo niewyspana. Udaję mi się jednak jakoś przerwać cały dzień i tylko ja historii magii zasnęłam na chwilę, z głową opartą na podręczniku.
Kiedy lekcje się kończą zmierzam do wieży Ravenclawu, aby odłożyć książki i po drodze spotykam Neville.
- Cześć, Neville - mówię, uśmiechając się, mimo zmęczenia - Idziesz ze mną na Błonia?
- Nie mogę... - odpowiada z markotną miną - Mam szlaban u Snape'a...
- Ojej, zapomniałam... - wzdycham, bo naprawdę uciekło mi, że znienawidzony przez Gryfona nauczyciel znowu się do niego przyczepił bez powodu.
- Dasz radę! - mówię, uśmiechając się do niego. - To tylko Snape. Po prostu nie słuchaj tego, co mówi. Musi się na kimś wyżyć, ale to nie znaczy, że jesteś beznadziejny. Przecież eliksiry w gruncie rzeczy całkiem nieźle ci idą.
- A co, jeśli nie dam rady? - pyta Neville, pełen złych przeczuć.
- Na pewno dasz.
Chłopak wciąż nie wygląda na przekonanego i nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
- Neville... - mówię, podchodząc nieco bliżej - Ja wiem, że dasz radę.
Chłopak patrzy niepewnie w moje oczy, a ja uśmiecham się, aby podnieść go na duchu. Potem wspinam się na palce i całuję go delikatnie w policzek.
- Powodzenia. - szepczę.
Chłopak rumieni się, a potem uśmiecha. Obraca się i odchodzi, już pewniejszym krokiem, a ja wiem, że da sobie radę.
_______
Ojej, jak się słodko zrobiło ^^
*Qu'est-ce que tu fais?(fr) - Co ty robisz?
Mam nadzieję, że Wam się podobało. :)
CZYTASZ
I wciąż w górę i górę do gwiazd! (zostawione ze względu na sentyment)
Fanfiction- Widzisz tamtą dziewczynę? - Którą? Tę z jasnymi, kręconymi włosami, która ma rzodkiewki w uszach? -Nie, nie. Tę na prawo od niej. Siedzi tuż obok tego pyzatego, piegowatego chłopca, zdaje się, że Neville'a. - Tę z rudawymi włosami, splecionymi w w...