12.But I'd rather you

341 34 8
                                    

— Ja pierdziele, w sobotę jest koncert Hey Violet, tu w Londynie, a ja nie mogę iść — jęknęła Miley, kiedy wchodziła wraz z współlokatorkami na teraz uczelni. Wracały właśnie z zakupów, kiedy zobaczyły Nialla i jakąś dziewczynę kłócących się. Miley wiedziała, że to Caroline, główna cherliderka, ale nie powiedziała o tym przyjaciółką, bo uznała, że ta informacja nie zmieni ich żyć. W pewnym momencie wysoka, szczupła dziewczyna pocałowała blondyna. Richards westchnęła przypominając sobie o ich ostatnim pocałunku. Wszystkie uczucia jakie jej wtedy towarzyszyły przeszły ją ponownie, przypominając jej dokładnie uczucie posiadania ust Horana przy swoich, co wywołało uśmiech u dziewczyny. A on powiększył się, gdy Irlandczyk odepchnął od siebie Caroline i ruszył w kierunku Miley. Pomachał jej, a ona zrobiła się lekko czerwona na policzkach, na szczęście miała szalik, więc zakryła nim swoją twarz, aż do nosa. Spojrzała na usta chłopaka. Malinowe, pełne, nawilżone, po prostu idealne... chwila, czy to normalne, że myśli o idealności ust jej byłego chłopaka? Ale mniejsza o to, kiedy Niall stanął na wprost dziewczyn z pierwszego roku, podeszła do niego Caroline. Zmierzyła chłodnym wzrokiem Miley, Brianę i Jane. Kiedy zmarszczyła brwi i prychnęła, zatrzymując się na jeansowej spódniczce i czarnych getrach pod nią, Miller prawie uderzyła ją w twarz, ale Briana przytrzymała jej pięści. W tamtym momencie dziewczyna wyglądała jak wściekły buldog. Brakowało jej tylko śliny cieknącej z buzi. Nawet cicho warczała, jak pies! Caroline jednak nic sobie z tego nie robiąc, zarzuciła włosami i uwiesiła się u boku Nialla. Chłopak westchnął i lekko ją odepchnął, jednak ta nie dawała za wygraną. Kiedy przyłożyła mu dłoń do klatki piersiowej i spojrzała na niego, jakby miała ochotę zrobić z nim coś niemoralnego właśnie tu i teraz, na zimnej, ośnieżonej ziemi, przy trójce dziewczyn, Jane pociągnęła rękami z taką siłą, że Miley i Briana nie dały rady utrzymać jej. Pięści dziewczyny wylądowały na twarzy szatynki. Dziewczyna na początku zapiszczała, przestraszona nagłym ruchem ze strony blondynki, jednak nie pozostała jej dłużna. Przejechała po jej policzku swoimi tipsami i pociągnęła ją za garść włosów. Przyjaciółki Jane i Niall starali się interweniować, lecz dziewczyny nie dawały za wygraną. Miller uderzyła pięścią w nos Fisher, aż polała się z niego krew. Szatynka otarła czerwony strumień, wypływający z jej nosa i posłała blondynce groźne spojrzenie. Zrobiło się naprawdę poważnie, kiedy usiadła na niego okrakiem i zaczęła uderzać jej głową o ziemię. Na szczęście zrobiła to tylko dwa razy, ponieważ Niall chwycił ją za ręce. Jednak Jane nie poddała się tak szybko, kopnęła dziewczynę w kolano, aż słychać było chrupnięcie. W oczach Caroline coś zabłysło i szybko, z wystarczająco dużą siłą, aby się wyrwać, pociągnęła rękami w przód. Dziewczyny obijały się jeszcze chwilę, aż do pomocy przy rozdzielaniu ich, do Nialla, Miley i Briany, dołączyło kilka chłopaków z drużyny footballowej. W końcu udało im się rozdzielić dwie nastolatki, ale nie wyglądały one najlepiej.

  — Okay, trzeba zabrać je do szpitala— oznajmiła Briana, a Niall wyjął z kieszeni kluczyki od swojego samochodu.

  — Ashton, Michael zanieście je do samochodu— rozkazał blondyn, a oni wzięli je na ręce. Jednak łatwo nie było, obie miotały się i krzyczały. W końcu, udało się i wsadzili je do samochodu Irlandczyka, oczywiście jedna siedziała z przodu, a druga z tyłu. Dla bezpieczeństwa kierowcy, bo mogły się na niego rzucić czy coś w tym stylu, za głupi komentarz albo zacząć się bić, w połowie drogi, Miley i Briana pojechały z nimi. Siedziały z tyłu, obok Caroline, bo gdyby ta siedziała z przodu, mogłaby się przywalać do Horana, a to większe prawdopodobieństwo, że Jane ją zaatakuje. Nadal wierzy, że Mi będzie z blondynem.

Samochód zatrzymał się obok najbliższego od uniwersytetu szpitala. Jako pierwszy wysiadł Niall, potem wraz z Caroline, Miley, a na końcu Briana, która pomogła Jane. Chłopak chciał pomóc, ale dziewczyny uznały, że nie zależnie którą dziewczynę miałby podtrzymywać, druga będzie wściekła, więc skończyło się na tym, że szedł jako pierwszy. Podszedł do jednej pielęgniarki. Specjalnie szukał takiej, która byłaby już dość starsza i mało urodziwa, aby nie zdenerwować pobitych dziewczyn. Kobieta zaprowadziła je na salę segregacji i powiedziała, że zaraz przyjdzie do nich lekarz. Całą trójką, postanowili poczekać w środku z dziewczynami.

Lekarz nie stwierdził żadnych poważnych uszkodzeń, nawet u Jane po tych uderzeniach głową o ziemię. Jedynie skaleczona głowa. No, Caroline miała mocno strzaskany nos, jednak nie złamany. Szczęście w nieszczęściu. Po dwóch godzinach różnych badań, mogli wrócić do domu. Tym razem Miley siedziała z przodu, ponieważ Caroline i Jane dostały jakieś środki uspokajające, więc już nie skakały sobie do gardeł, ale dla bezpieczeństwa, Briana usiadła między nimi.

  — A chciałem tylko zapytać, czy jedziesz do domu na święta.— westchnął blondyn, w trakcie drogi.

— Jadę. — odpowiedziała Mi, lekko się uśmiechając.

  — Lecisz samolotem, prawda?

  — Nie, pójdę na nogach— powiedziała sarkastycznym tonem Miley i przewróciła oczami.— Jasne, że tak.

  — Masz już bilety? Bo jeśli nie, to ja właśnie miałem zamawiać dziś wieczorem, więc mogę tobie też.

  — Jasne, dzięki.

Resztę drogi spędzili w ciszy. Z tyłu było tylko słychać chichoty trzech dziewczyn, widocznie Brianie też się udzieliło. Dopiero, kiedy chłopak podwiózł wszystkie do akademiku, zatrzymał Richards przed wyjście.

  — Może masz ochotę na kubek gorącej czekolady, babci Copperfield? — zaśmiał się.

  — Z chęcią, ale mogłabym dołączyć, bo muszę pomóc Bri z Jane?

  — Jasne. Albo teraz na ciebie poczekam.

  — Nie musisz, to tylko kawałek. Trafię — zachichotała.

  — Okay. To do zobaczenia.

Dziewczyna chwyciła pod rękę Jane i razem z Brianą zaprowadziły ją do ich akademiku. Pomogły jej się położyć, lecz wcześniej zmieniły jej opatrunki na czyste, bo tamte ze szpitala były już zakrwawione. Kiedy dziewczyna zasnęła, odetchnęły z ulgą. Miały czas dla siebie. Miley szybko ubrała się i wyszła, aby spotkać się z Niallem i Ryanem. Akurat kiedy wyszła, z nieba zaczął padać śnieg. Dziewczyna przystanęła na chwilę i spojrzała w górę. Przyglądała się spadającym płatkom, aż nie poczuła zimnego dotyku na policzkach, przez który przeszły ją przyjemne dreszcze. Zachichotała, gdy poczuła perfumy Nialla. Odwróciła się do niego przodem i pocałowała go w policzek. On posłał jej uśmiech.

  — Mówiłam ci przecież, że nie musisz na mnie czekać— zaśmiała się.

  — A co, chciałaś jeszcze zajrzeć do Zayna? Przykro mi, mieszka ze mną— zażartował.

  — Nie. Po za tym, jesteśmy tylko przyjaciółmi— oznajmiła.— Przepraszam, że tak długo, ale musiałyśmy pomóc Jane zmienić opatrunki i położyć ją spać.

  — A czy gdybym ja, pobił się na przykład z Malikiem, zmieniałabyś mi opatrunki i usypiała? — zapytał, uśmiechając się zadziornie, cały czas obserwując byłą dziewczynę.

  — Raczej Caroline albo Maddie zrobiłyby to chętnie za mnie— odgryzła się.

  — Ale ja, wolałbym ciebie— puścił jej oczko, a ona pokręciła rozbawiona głową. Zatrzymali się przed wejściem do domu drużyny. Niall otworzył drzwi i wpuścił Miley przodem. Dziewczyna podziękowała i weszła do środka, gdzie zdjęła kurtkę, szalik oraz zaśnieżone buty. Razem udali się do kuchni, gdzie siedział już Ryan w fartuszku i okularach. Richards zaśmiała się, widząc go. Chłopak posłał jej buziaka i uszczypnął w policzki, jak babcia, co wywołało większą fale śmiechu u dziewczyny. Irlandka i Irlandczyk usiedli przy wysepce kuchennej i czekali, aż "babcia Copperfield" poda im to co robi. Po chwili przed nimi znalazły się dwa kubki gorącej czekolady z piankami i bitą śmietaną oraz dwa talerzyki z słodkimi bułkami. Miley spojrzała nie dowierzając na Ryana.

— Voilà!  — krzyknął chłopak, otrzepując dłonie z cukru pudru.

Resztę wieczoru Miley i Niall śmiali się z siebie, gdy któreś ubrudziło się cukrem lub został im ślad po bitej śmietanie czy czekoladzie nad ustami. Wygłupiali się i na koniec obejrzeli film, który wybrał im Ryan, czyli „Mój przyjaciel Hachiko".

Little Things; horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz