Rozdział 22

318 36 20
                                    


- Dobrej nocy i do zobaczenia jutro na grillu. – Bradley pomachał mi na pożegnanie, a ja dopiero wtedy przypomniałam sobie, że już jutro sobota. Na moje usta wystąpił szeroki uśmiech, a ja odetchnęłam z ulgą. Mogłam być dobrą uczennicą, ale nie zmienia to faktu, że każdy dzień wolny od szkoły to dzień święty.

Odmachałam im i póki nie zapomniałam, oddałam kurtkę Connorowi.

- Nie ma za co – odparł, a potem rozeszliśmy się w swoje strony. Do przejścia została mi tylko wąska uliczka, ale jakoś nadal czułam się nieswojo mimo, że znałam tę okolicę jak własną kieszeń. Rozglądając się na boki bardziej niż to potrzebne podbiegłam do furtki i w ekspresowym tempie weszłam na naszą posesję. Tu już odetchnęłam z ulgą i ponaglana tylko zimnem dotarłam do drzwi głównych. W środku czekała na mnie mama z ciepłym kakao. Całą trójką usiedliśmy w salonie na kanapie. Nikt się nie odzywał, co wydało mi się trochę dziwne, bo zazwyczaj rozmawiamy o czymkolwiek. Spojrzałam na mamę i dostrzegłam w jej oczach lekki niepokój. Prawie zakrztusiłam się napojem z wrażenia, ale szybko uspokoiłam myśli. Naprawdę zrobiłam się przewrażliwiona.

- Pamiętasz ciocię Nadię? – spytała nagle mama, a ja natychmiast przytaknęłam. Ciocia Nad nie była tak naprawdę w żaden sposób ze mną spokrewniona, ale z mamą przyjaźniły się od czasów studiów i zawsze trzymały się razem. Trudno by mi było jej nie pamiętać. Również należała do Obrońców Praw Zwierząt, ale zajmowała się ona głównie zwierzętami domowymi jak psy czy koty. Brała udział w manifestacjach, jeździła po świecie by pomagać zwierzętom z różnych krajów. Miała pod sobą wiele schronisk, z których pupile często znajdowały nowych właścicieli. Zawsze ją podziwiałam, bo była taka… przebojowa.

- No więc, Nadia przekonała radę by odstąpili nam na czas procesu, jednego z lepszych prawników organizacji. – Z marszu przestałam się uśmiechać, a myśli o słodkich szczeniaczkach zamieniły się w okropną i przerażającą salę sądową, w której już niedługo będę się musiała zmierzyć z Melisą. Dotychczas starałam się o tym zapomnieć i poszło mi to tak dobrze, że zupełnie nie spodziewałam się takiej rozmowy. Poczułam jak ręce zaczynają mi się pocić z nerwów i nagle ze wszystkich sił chciałam się znaleźć wszędzie byle nie tu. Odstawiłam kubek z niedokończonym kakao i usiadłam na kanapie podciągając kolana pod brodę. Przeniosłam wzrok na kominek i zapatrzyłam się w płonące drewno. Co chwilę wydawało z siebie cichy syk, a potem trzask. Pomarańczowe płomienie pożerały drzewo, a ja patrzyłam na to nie będąc w stanie skupić myśli na niczym innym.

- To dobrze – odpowiedziałam po chwili milczenia, głosem zachrypniętym z emocji. Potem wstałam i skierowałam się do mojego pokoju, zamykając powoli drzwi. Rodzice mnie nie zatrzymali. Wiedzieli, że potrzebuję chwili w samotności, ale prawda była taka, że potrzebowałam pilnie odwrócić swoją uwagę, od natrętnych myśli, które niespokojnie obijały się o moją czaszkę, powoli wywołując migrenę.

Położyłam się na łóżku i choć próbowałam myśleć o czymkolwiek innym, twarz blondynki uparcie nie chciała dać mi spokoju. Do tego doszły groźby z jej strony, o których nie powiedziałam rodzicom chociaż powinnam. Pewnie by się przerazili i zdenerwowali. Nie chciałam ich jeszcze bardziej martwić. Sytuacja w której się obecnie znajduję jest jak jakiś chory sen. To nie powinno mieć nigdy miejsca. Ludzie są okropni. Jednak gdy o tym pomyślałam przed oczami stanęła mi twarz Chrisa. On nigdy nie był dla mnie zły. Zawsze był obok gotowy stanąć w mojej obronie. No może prócz teraz.

Odruchowo sięgnęłam po telefon i przejrzałam wiadomości, jednak nadal nie napisał. W mojej podświadomości już zaczynały się tworzyć czarne scenariusze więc by samą siebie uspokoić postanowiłam poszukać ewentualnych informacji o przyjacielu w internecie. Przy wpisywaniu imienia bruneta, ręce zaczęły mi się trząść. Serce podeszło mi do gardła i oczami wyobraźni już widziałam artykuł o wypadku Christiana. Szybko okazało się, że to tylko moja przewrażliwiona psychika. Powinnam się uspokoić. Weszłam na facebooka i przejrzałam z ciekawości profile wszystkich Christianów Bellów w okolicy. Uniosłam brwi w zdziwieniu, że w spisie nie było mojego przyjaciela. Wyglądał na osobę, która udzielałaby się na tego typu portalach społecznościowych. Wzruszyłam jednak ramionami i wróciłam do wertowania wiadomości. Natknęłam się na rozmowę z Bradem, którą przeprowadziliśmy jakiś czas temu.

Umawialiśmy się wtedy na pizzę. Przypomniała mi się ich walka o menu i zachichotałam cicho pod nosem. Widać było, że są najlepszymi przyjaciółmi od dawna. Postanowiłam napisać do chłopaka, by spytać czy dotarł bezpiecznie do domu.

Ja: Hej, Brad. Jesteś już w domu?

Brad: Hej! Tak, już od jakiegoś czasu. Stało się coś?

Przygryzłam wargę wiercąc się niespokojnie, bo do głowy przyszedł mi pomysł by opowiedzieć loczkowi o Christianie i o tym, że zniknął bez żadnego znaku.

Ja: pamiętasz chłopaka którego narysowałam dzisiaj w kawiarni?

Brad: Tak. Zrobił ci coś?

Ja: Co? Nie, nie o to chodzi. Chris by mnie nie skrzywdził. Po prostu wczoraj miał do załatwienia jakąś sprawę z kolegą z byłej szkoły, ale dzisiaj go nie było i nie odezwał się od tamtej pory. Czy jestem przewrażliwiona?

Brad: To na pewno nic takiego. Może kolega wyciągnął go na jakiś męski wyjazd? Wtedy na pewno nie wziąłby telefonu 😉

Ja: Może masz rację…

Brad: Ja zawsze mam rację 😜

Ja: Ty też byś tak zrobił?

Przez dłuższą chwilę chłopak nie odpisywał i już byłam pewna, że to jego odpowiedź, gdy mój telefon zawibrował.

Brad: Nie, Thira. Nigdy bym ci tego nie zrobił. Myślę, że to co robi twój przyjaciel jest głupie i nieodpowiedzialne. Nie powinnaś być sama. Nikt nie powinien. Ale myślę, że kiedy to zrozumie na pewno przyjdzie do ciebie i będzie na kolanach przepraszał

Ja: To takie miłe, Brad. Dziękuję, że tak myślisz

Brad: Nie ma sprawy. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to pisz 😉

Ponownie zagryzłam wargę uciekając myślami do Melisy i jej groźby. Spojrzałam na drzwi, zza których słyszałam krzątanie się mamy w kuchni i tatę rozmawiającego z nią. Poczułam kłujące wyrzuty sumienia, ale nie zważając na nie wzięłam się za pisanie do chłopaka. Sama nie wiem co mnie skusiło do streszczenia mu całej sytuacji, ale już po chwili brunet wiedział o wszystkim. O tym, że blondynka była dzisiaj w szkole i o jej wiadomości do mnie. W oczekiwaniu na jego reakcję, wsunęłam się pod kołdrę naciągając ją sobie po samą szyję.

Brad: myślę, że nie powinnaś tego zatajać przed rodzicami, nawet jeśli boisz się rozprawy. Ona cię dręczy nawet jeśli nie fizycznie. To naprawdę nie powinno mieć miejsca i lepiej, żeby dorośli się o tym dowiedzieli. Pamiętaj, że być może będą mogli ci pomóc.

Ja: Naprawdę myślisz, że mogli by coś na to poradzić?

Brad: Tak. Na pewno coś wymyślą. Nie pozwolą ci przecież żyć w strachu

Ja: Pewnie masz rację… Powiem im jutro po grillu. Nie chcę psuć atmosfery

Brad: Cieszę się, że to zrobisz. Spróbuj teraz zasnąć i nie martw się. Do zobaczenia jutro 😘

Ja: Dobranoc 😉

_________________________
Cześć misie!
Co tam u was? Ja aktualnie czekam na ferie 😁 Wczoraj miałam w szkole półmetek, ale jakoś źle się czułam i wróciłam szybciej do domu. Okazało się, że jestem przeziębiona i teraz ledwo mówię i ciągle kaszlę i kicham 😂 Mam nadzieję, że wy trzymacie się lepiej 😘

Jeśli rozdział się spodobal to zachęcam do gwiazdkowania i komentowania i mogę wam powiedzieć, że w następnym będzie już ciekawiej 😜
Do zobaczenia za tydzień

~ Nika xx

Don't hurt me again |B.S| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz