- Nie wiadomo. Dużo przeszła i utrzymujemy ją w śpiączce farmakologicznej. Jej umysł chce się bronić przed przykrymi wspomnieniami, wymazując nie tylko te złe, ale również dobre. – Słodki, dobrotliwy głos posmutniał, a ja wraz z nim. Niech mnie obudzą. Ja już nie chcę spać. Ja chcę się obudzić. Mam już dość liczenia oddechów i uderzeń serca. Chcę w końcu coś zobaczyć.- Czyli… Czyli, że Luna nie będzie niczego pamiętać? – Kolejny głos, który dotąd się nie odzywał, wprawił powietrze w drganie. Miał miękką barwę, delikatną, ale silną zarazem. Od razu rozpoznałam w nim tatę. Tak bardzo chciałam otworzyć oczy i powiedzieć im, że ich pamiętam i żeby się nie martwili. Chciałam, żeby mnie przytulili i powiedzieli, że będzie dobrze. Tylko niech mnie ktoś obudzi.
- Specjalnie podtrzymujemy ją w śpiączce, żeby miała czas wszystko sobie uporządkować, dlatego warto do niej mówić. Być może słyszy i rozumie więcej niż nam się wydaje. – Miałam ogromną ochotę uściskać Popołudniową Pielęgniarkę za te słowa. Jeżeli nadal muszę tak trwać w tym niebycie, to chociaż niech towarzyszą mi głosy najbliższych. Tęskniłam za nimi jak stąd na księżyc.
Moje rozmyślania przerwały znajome kroki podążające w stronę wyjścia. Spokojnie odliczałam w myślach osiem topornych tupnięć zanim kobieta zniknęła za drzwiami. Wtedy też zapadła dziwna cisza. No mówcie coś. Cokolwiek. Jednak żadne z rodziców nie odezwało się ani słowem. Zrozpaczona zaczęłam liczyć ich niespokojne oddechy. Może nie wszystko na raz. Może za pierwszym razem będą milczeć i dopiero gdy odwiedzą mnie po raz kolejny postanowią się odezwać? Minęły sześćdziesiąt cztery wydechy mamy zanim zarejestrowałam lekkie poruszenie. Jedno z rodziców odchrząknęło. W końcu głos zabrał tata.
- Luna, skarbie. – Kolejne chrząknięcie. – Nie wiem ile i czy w ogóle coś pamiętasz, ale myślę, że powinnaś wiedzieć, że… Christian nie żyje.
Poczułam nieprzyjemne mrowienie. Christian. To imię, które w mojej głowie nadal nie miało przyporządkowanej twarzy, wywoływało we mnie negatywne emocje. Gdy dotarło do mnie w całości to co powiedział tato poczułam ulgę i jednocześnie wyrzuty sumienia. Jakiś człowiek, który musiał dużo dla mnie znaczyć nie żyje, a ja się cieszę. Jak podła musiałam być w przeszłości?
Nagle do mojej świadomości wdarły się urywki wspomnień. Drzewa. Las. Ostrze sunące po mojej szyi. Krew. Strach. Nie mogłam skupić się na żadnym z obrazów na dłużej bo zaraz nadchodził kolejny. Na chwilę straciłam słuch. Po chwili otrząsnęłam się z tego uczucia i przed oczami stanęła mi zakrwawiona ręka. Chciałam krzyczeć ile sił w płucach, ale otaczająca mnie powłoka pozostawała nieporuszona. Zewsząd zalewały mnie wspomnienia. O wnętrze mojej czaszki obijała się jedna myśl. Christian chciał mnie zabić.
Wrzeszczałam i płakałam, ale nikt tego nie zauważał. W moim umyśle byłam sama. Chciałam się rzucać i jakoś wyrwać ciało z otępienia, ale leki, które utrzymywały mnie w śpiączce, nie puściły. Oczy pozostawały zamknięte, a z ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Załkałam nad swoim losem, ale w tej samej chwili przed oczami stanęła mi okrągła, dziecięca buzia. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo po dłuższym przypatrywaniu się rysom chłopaka dostrzegłam, że to nie dziecko, a nastolatek. Niesforne, ciemnobrązowe loki opadały nad radosne tęczówki w kolorze płynnej czekolady. Zamarłam zapatrzona w nie. Były takie piękne. Coś podpowiadało mi, że to nie Christian i niemal równocześnie z tą myślą dotarło do mnie imię. Bradley.
Uczucie niewysłowionej ulgi sprawiło, że ciężar jaki odczuwałam do tej pory, zniknął, a zastąpiła go radość. Odetchnęłam cicho. Muszę być silna. Muszę przeżyć te tortury w stanie śpiączki, by obudzić się i powiedzieć uroczemu chłopakowi, że go pamiętam i jak bardzo wdzięczna mu jestem.
Rodzice posiedzieli jeszcze przez jakąś chwilę obok mojego łóżka w kompletnej ciszy po czym wyszli. Słyszałam jak mama płakała, a tato pogłaskał mnie po wierzchu dłoni. Pamiętałam, że miał duże ręce, twarde od wykonywania wielu ciężkich prac w lesie lub przy domu. Jego szorstka skóra zaledwie musnęła moją, ale wtedy po raz pierwszy poczułam moje ciało. Nadal nie miałam nad nim żadnej władzy, ale czułam. Zachwycałam się tym uczuciem jeszcze na długo po tym jak wyszli zostawiając mnie samą.
Dni mijały mi na przypominaniu sobie wszystkiego kroczek po kroczku. Z bólem wspominałam czasy kiedy blondwłosa klasowa piękność wraz ze swoimi przyjaciółkami próbowała mi brutalnie wybić z głowy nowego chłopaka. Tym razem jednak przeżywałam to ze świadomością, że ów chłopak nie od razu mi pomógł tylko po to by zaskarbić sobie moją wdzięczność. Wspomnienia z wolna wracały na swoje miejsca, a ja uczyłam się je porządkować i ustawiać na mojej osobistej osi czasu, by więcej się nie pomieszały. Każde było uzupełniane tym co już wiedziałam i z tą wiedzą mogłam spokojnie odłożyć je dalej.
Rodzice przychodzili coraz częściej i opowiadali mi różne ciekawostki o wyprawach cioci Nadii. Mówili o Chinach. Opisywali żyjące tam zwierzęta, dla których nie długo ciocia będzie organizować zbiórki pieniędzy i różne protesty. Chłonęłam każde ich słowo czując, że wreszcie mój stan naprawdę się poprawia. Mama i tata już więcej nie zostawiali mnie samej. Zawsze jedno z nich zostawało na noc, a kiedy rano się budziłam nadal tam było i wymieniało się z drugim. Dużo mówili. Głównie o tym, że kawa w szpitalnym bufecie to jakieś najgorsze paskudztwo. Czułam wtedy nieprzyjemny uścisk w okolicach klatki piersiowej na myśl, że dawniej żadne z rodziców nie uznawało kawy. Mimo to uwielbiałam ich słuchać. Czułam, że odzyskuję cząstkę normalności.
Pewnego dnia mama powiedziała coś na co czekałam od tak dawna.
- Jutro rano pozwolą wpuścić twoich przyjaciół, ale nie więcej niż dwóch na raz. Nawet nie wiesz ile osób chce cię odwiedzić. Widziałam Brada, Connora, Tristana i Jamesa, jakiegoś jeszcze nieznanego mi chłopaka i sześć dziewczyn. Wszyscy od dwóch tygodni kiedy tu jesteś, codziennie przychodzą i pytają się czy mogą się z tobą zobaczyć, ale dopiero teraz doktor stwierdził, że twój stan jest na tyle stabilny, że mogą.
Myślałam, że tłumiona radość rozbije utrzymującą mnie w bezruchu powłokę. Poczułam, że właśnie nadszedł czas by się obudzić.
________________________________
Cześć misie!
Wybaczcie spóźnienie, ale nie miałam wcześniej napisanego rozdziału, a wczoraj szłam dla towarzystwa przyjaciółki na kolejną 18-nastkę i nie zdążyłam nic napisać.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, chociaż mam do niego mieszane uczucia 😕
Do zobaczenia za tydzień 👋~ Nika xx
CZYTASZ
Don't hurt me again |B.S|
FanfictionCo byś zrobił gdyby ludzie dookoła ciebie okazali się kimś innym? Czy wybaczyłbyś gdyby cię skrzywdzili? Luna, a właściwie Lunathira, od dziecka była wychowywana w miłej, rodzinnej atmosferze. Miała to czego innym brakuje - szczęście. Wszystko zmien...