Rozdział 42

219 31 4
                                    


- Luna! I tak cię znajdę! Nie ukryjesz się przede mną! – Dźwięk jego głosu był tak blisko, że poczułam jak serce podskakuje mi do gardła. Miałam wrażenie, że całe moje ciało drga w rytm szaleńczego bicia serca. Nie miałam pojęcia do czego jeszcze byłby zdolny ten wariat ani nawet dlaczego uwziął się właśnie na mnie. Chciałam, żeby pozwolił mi odejść, żeby zostawił mnie w spokoju i już nigdy się nie pokazał. Żałuję, że nie wykorzystałam lepiej tego czasu kiedy go nie było. Zamiast zamartwiać się o tego bezdusznego mordercę powinnam cieszyć się każdą wolną od niego chwilą zwłaszcza, że teraz nie wiadomo ile mi tych chwil zostało. To że policja jest w drodze na pewno mnie nie uratuje i już się z tym pogodziłam. Chris był za blisko, a ja odbiegłam od drogi zbyt daleko, by zdążyć do niej dobiec zanim zrobi to mój prześladowca.

Słyszałam jego kroki tuż za mną, a mój strach wzrastał z każdym krokiem. Wiedziałam, że nie mam z nim żadnych szans, ale myśl, że miałabym stanąć i się poddać chyba by mnie zabiła więc uciekałam dalej. Nogi poruszały się tak szybko jak jeszcze nigdy, chociaż i tak za wolno. W dodatku ciągle słabłam i moje ruchy stawały się coraz wolniejsze. Czułam, że powoli zbliża się koniec. Moja śmieszna ucieczka była z góry spisana na porażkę. Przecież wiadome było, że nie miałam z nim żadnych szans.

W końcu jak można się było spodziewać, potknęłam się. Moje ciało runęło na ziemię i siłą rozpędu potoczyło się kilka metrów dalej. Poczułam ból w łydce i wspomnienia z czasów kiedy Melisa się nade mną znęcała, wróciły. Ciepła, lepka ciecz powoli wypływała z rany, którą zrobiłam sobie wpadając na jakąś gałąź. 

- Jaka ty jesteś niezdarna, słonko. Trzeba ci to opatrzyć. – Postać Chrisa wyłoniła się zza drzew, podchodząc do mnie wolno. Ale nie dlatego, że się zmęczył długą pogonią. Wyglądał jak drapieżnik, który doskonale wie, że ofiara nie ma jak uciec i już jest jego. Chciałam odczołgać się od niego, jednak on bez żadnego wysiłku przytrzymał mnie w miejscu, łapiąc moją łydkę dokładnie na krwawiącej ranie, przez co zaczęłam krzyczeć i płakać z bólu.

- Nie ruszaj się, bo będzie bardziej boleć. – Nie powiedział tego miłym tonem, który miał mnie uspokoić. Po prostu mi groził. Wiedziałam, że jeśli zacznę się szarpać on sprawi, że będzie mnie boleć bardziej. Skuliłam się, ukrywając twarz w rękach, jednak on szybko je odciągnąć nie pozwalając mi nawet na tą szczątkową prywatność.

- Nie, nie. Nie zakrywaj się. Chcę widzieć twoją śliczną buzię już na zawsze. – Jego gorący oddech owionął moją szyję, a chwilę potem chłopak wziął mnie na ręce. Byłam pewna, że wrócimy do samochodu i gdzieś mnie wywiezie, jednak on skierował kroki w stronę, w którą przed chwilą sama uciekałam. Odpowiedź na moje niezadane pytanie padła szybciej niż sądziłam.

- Powiedz mi kochanie, kogo poprosiłaś o wezwanie policji na nasz piknik? Tych gnoi, którzy mieli cię pilnować kiedy mnie nie było? – Na moją skórę wystąpiła gęsia skórka.

- Gdzie mnie niesiesz? – udało mi się w końcu wyszeptać.

- Mam w okolicy drugi samochód, ale musimy tam dotrzeć na piechotę jeszcze kilka kilometrów. Miło, że oszczędziłaś mi tyle trudu, przebiegając większą część trasy na własnych nogach. – Żołądek podszedł mi do gardła. To dlatego mnie nie gonił. Bo biegłam dokładnie tam gdzie on chciał, żebym się znalazła. Miałam ochotę coś sobie zrobić za własną głupotę, ale z drugiej strony skąd miałam wiedzieć, że zmierzam w paszczę lwa zamiast z niej uciekać. Musiałam jakoś odwrócić uwagę mojego porywacza i może znowu zainicjować podobną ucieczkę jak tylko odzyskam siły. Rana krwawi dosyć słabo, a ból jakoś przeżyję zwłaszcza jeśli chodzi o moje życie.

- Nazwałeś swojego kolegę z dzieciństwa gnojem? – wychrypiałam, po jakimś czasie.

- Tego małego loczka? Nawet nie nazywaj go moim kolegą. To śmiechu warty pionek. Miał cię tylko na chwilę popilnować, a nie pchać się z tobą do łóżka i przywłaszczać. Ty jesteś moja, rozumiesz? On nie powinien nawet myśleć o tobie, a co dopiero próbować się do ciebie dobierać. – Słyszałam, że jest wściekły, dlatego zadrżałam z przerażenia, że jego złość przeniesie się na mnie.

- On się do mnie nie dobierał – szepnęłam odruchowo, już wiedząc, że to był błąd.

- Lubisz go? – Zdrętwiałam ze strachu, kiedy Christian zatrzymał się i wbił we mnie lodowate spojrzenie pozbawione jakiejkolwiek dobroci. Tak samo patrzył na Melisę kiedy zabierał mnie do pielęgniarki. Zaschło mi w ustach i nie mogłam wydusić ani słowa, ale chłopak uznał moją reakcję za odpowiedź twierdzącą. Jego oczy ciskały błyskawice, a palce boleśnie zacisnęły się na mojej skórze. Jęknęłam cicho w nadziei, że jednak mnie puści skoro nie czuję do niego tego co on do mnie.

Nagle moje ciało runęło ponownie na ziemię, wyduszając ze mnie zduszony okrzyk. Brunet pochylił się nade mną i z furią złapał mnie za włosy.

- Wiesz jak bardzo boli złamane serce? – wysyczał, próbując chyba nie zabić mnie na miejscu. Pokręciłam głową tak szybko, że coś strzyknęło mi w karku. – Twój kochaś za chwilę się dowie. – Chris wyciągnął telefon z tylnej kieszeni moich spodni, jakby cały czas wiedział, że go mam. – Jak zapisałaś tego śmiecia? Brad? Jesteś taka żałośnie nudna. Ale to nieważne. Zadzwonimy teraz do niego i pozwolimy mu słuchać jak umierasz, co ty na to? Jak się nam poszczęści to usłyszy cię nie tylko przez telefon. Głośno się drzesz, więc mamy duże szanse. – Z całej siły kopnęłam go w piszczel i zerwałam się do biegu, ale równie szybko przystanęłam, bo gdy tylko się odwróciłam zobaczyłam żółte ślepia wpatrujące się we mnie zza krzaków. Po chwili doszedł mnie jeszcze cichy warkot zanim wilki wyszły z cienia.

____________________________

Cześć misie!

Rozdział miałam napisany od tygodnia albo dwóch ale kompletnie zapomniałam, że wczoraj była sobota i dopiero teraz mi się przypomniało, że czas już coś publikować 😁
Wybaczcie spóźnienie, ale nie było ono zamierzone. Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania ⭐💬
Do zobaczenia za tydzień (postaram się nie zapomnieć)

~ Nika xx

Don't hurt me again |B.S| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz