Niebo było pochmurne jakby chciało wypełnić czarę smutku tego dnia. Patrzyłam ze łzami w oczach jak prosta, czarna trumna opada na dno wykopanego dołu z Melisą w środku. Miałam ochotę zanosić się płaczem, ale ciepła dłoń przyjaciela dodawała mi sił. Zamknęłam oczy i czekałam aż ceremonia pochówku się skończy. Drżałam z nerwów na całym ciele, a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Wzięłam niespokojny oddech i rozejrzałam się dookoła. Zdziwiło mnie już na początku to jak nie wiele osób przyszło na pogrzeb. Właściwie nie przyszedł nikt prócz rodziców dziewczyny, mnie i Brada. W okolicy byli też pozostali chłopcy, ale stwierdzili, że lepiej by bezpośrednio na ceremonii był tylko jeden z nich. Brad cały czas był przy mnie i co chwilę delikatnie ściskał moją rękę w swoich dłoniach by dodać mi otuchy, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Zapatrzyłam się na nagrobek i napis „Nie czekajcie, ja nie wrócę. Nie spieszcie się, ja poczekam." Mimo, że był to raczej normalny napis, na który często można się było natknąć na cmentarzach, to jednak drugie zdanie wydawało mi się jakoś dziwnie niepokojące. Może to kwestia sytuacji, a może tego przez co przeszłam, ale za każdym razem gdy mój wzrok przez przypadek lądował w tamtym miejscu, włoski na karku nieprzyjemnie mi się jeżyły.
Ksiądz zaczął wygłaszać wzruszającą mowę, a ja już dłużej nie mogłam powstrzymywać łez. To było za wiele. Po moich policzkach spłynęły łzy, które powoli otarłam wierzchnią częścią dłoni. Brad objął mnie i położył podbródek na czubku mojej głowy tworząc wokół mnie coś na kształt ochronnej bańki. Przestałam słuchać tego co wypowiadał kapłan i przywołałam najlepsze wspomnienia jakie miałam z blondynką. Nigdy szczególnie nie zwracała na mnie uwagi. Należała do tych popularnych na całą szkołę dziewczyn, nawet jeśli w liceum byłyśmy najmłodszym rocznikiem. Sławę zawdzięczała swojemu wrodzonemu pięknu. Żaden chłopak nie mógł się jej oprzeć. Miała urodę ślicznej laleczki i sama niejednokrotnie zazdrościłam jej zniewalającego wyglądu. Zasługiwała na życie jak każdy. Niewiarygodne, że zginęła w tak młodym wieku. Nie mogłam powiedzieć, że była niewinna, bo było by to jawne kłamstwo. Już zawsze będę pamiętać jej zniewalająco długie szpilki w moich plecach, ale według mnie nadal nie zasługiwała na taki los.
- Thira? – usłyszałam szept bruneta przy moim uchu. Wyrwałam się z rozmyślań i dostrzegłam zmierzających w moim kierunku państwa Collonerów.
- Dziękujemy, że przyszłaś. Zdajemy sobie sprawę, że to nie była dla ciebie łatwa decyzja i naprawdę jesteśmy wdzięczni – odezwała się matka Melisy. W jej oczach widziałam pustkę, jakby ktoś wyrwał jej kawałek duszy. Wzdrygnęłam się na ten widok, ale nie dałam niczego po sobie poznać. Skinęłam tylko nieznacznie głową.
- Chcielibyśmy wyjechać jak najszybciej z miasta więc sprawą w sądzie zajmiemy się mailowo z twoimi rodzicami – dodał mężczyzna ze smutkiem w głosie. Sięgnęłam do malutkiej torebki, którą miałam przewieszoną przez ramię i wyciągnęłam z niej białą, szczelnie zaklejoną kopertę.
- Tak właściwie, ja i moi rodzice zdecydowaliśmy się wycofać oskarżenie. – Para spojrzała na mnie w niemym zdziwieniu. Pan Colloner przejął niepewnie kopertę z moich rąk i otworzył ją. Razem z żoną przejechali szybko wzrokiem po tekście i spojrzeli na mnie zaskoczeni. Kobieta nagle wybuchła płaczem i nim się zorientowałam objęła mnie.
- Dziękujemy – wyszeptała drżącym z emocji głosem, a jej ciepłe łzy skapywały na moją czarną bluzkę. Oddałam uścisk, czując jak ciężar, który od dawna przygniatał mnie, nagle zniknął. Państwo Collonerowie potrzebowali tego wybaczenia i odpoczynku od trosk. Nie wyobrażałam sobie być równie nieludzką by kazać im wracać tu na jakąś nic nie wartą rozprawę tylko po to by udowodnić moją rację. To Melisa zawiniła, nie oni. Ta rozprawa dla nich nie miałaby żadnego sensu.
Kiedy kobieta wypuściła mnie z objęć, jej mąż wręczył mi skrawek papieru, po czym skinął mi głową i biorąc żonę w ramiona odszedł. Spojrzałam na zawiniątko i dostrzegłam czek na prawie tysiąc funtów. Otworzyłam szeroko oczy i już miałam biec za odchodzącą parą kiedy Brad powstrzymał mnie.
- Myślę, że oni tego potrzebują – powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.
- Muszę to oddać. Nie mogę tego przyjąć...
- Czują się winni i chcą ci to w jakiś sposób wynagrodzić. Nie odtrącaj ich gestu. Te pieniądze to coś w rodzaju zadośćuczynienia. – Popatrzyłam w czekoladowe tęczówki chłopaka i przestałam się wyrywać. Może miał rację? Na ich miejscu pewnie też chciałabym jakoś zapłacić za szkody. Skinęłam niepewnie i schowałam czek do torebki.
Podeszłam do miejsca, w którym pochowali blondynkę i przejechałam opuszkami palców po nagrobku.
- Brad? Mógłbyś mi dać chwilę? – spytałam cicho.
- Jasne. Będę w pobliżu z chłopakami – odparł. Usłyszałam jego oddalające się kroki i westchnęłam wbijając spojrzenie w wyryte imię dziewczyny.
- Nadal nie wiem dlaczego mnie tak nienawidziłaś – zaczęłam drżącym głosem. Odchrząknęłam i kontynuowałam. – Trudno uwierzyć, że poszło o chłopaka. Wiem, że nie byłaś przyzwyczajona do tego, że ktoś się tobą nie interesuje, ale czy to naprawdę było tak ważne by robić krzywdę drugiej osobie? Nie rozumiem jak można świadomie sprawiać komuś ból. Ale wiedz, że... Nie mam ci tego za złe. Wybaczam ci wszystko co zrobiłaś. Może dzięki temu będziesz wolna.
Otarłam szybko łzy i wstałam. Czułam, że zrobiłam dobrze. Nawet jeśli moje słowa nie miały większego znaczenia, potrzebowałam to z siebie wyrzucić. Potrzebowałam jej wybaczyć.
__________________________________
Cześć misie!
Wybaczcie, że dopiero dzisiaj dodaję rozdział, ale w piątek zaczęłam ferie i przyjaciółka przyjechała na nocowanie, a potem jeszcze sąsiedzi i nie miałam kompletnie czasu. Poza tym wyleciało mi z głowy, że to już sobota i teraz sobie o tym przypomniałam.
Rozdział nie jest szczególnie szczęśliwy, ale życzę wam wspaniałych walentynek spędzonych w towarzystwie osób, które kochacie i nie chodzi mi tylko o drugie połówki.
Do zobaczenia za tydzień (w sobotę)
~Nika xx
CZYTASZ
Don't hurt me again |B.S|
FanficCo byś zrobił gdyby ludzie dookoła ciebie okazali się kimś innym? Czy wybaczyłbyś gdyby cię skrzywdzili? Luna, a właściwie Lunathira, od dziecka była wychowywana w miłej, rodzinnej atmosferze. Miała to czego innym brakuje - szczęście. Wszystko zmien...