Jasność.Dookoła mnie znajdowało się oślepiające światło, które raziło moje oczy, jednak nie mogłam ich zamknąć. A może one były zamknięte? Nie mogłam sobie niczego przypomnieć jakby liczyło się tylko teraz, a przeszłość nie istniała. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nic nie słyszałam ani nie widziałam. Nie wiedziałam co się dzieje. W głowie miałam kompletną pustkę. Jedyne co wiedziałam, to że leżę w bardzo zimnym pomieszczeniu otoczona ze wszystkich stron białym światłem.
Chciałam wstać, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Czułam się w nim uwięziona jak w bardzo ciasnej trumnie zbudowanej specjalnie dla mnie. Nie mogłam wziąć głębszego oddechu, o poruszeniu się nie wspominając. Skupiałam wszystkie siły na wykonaniu jakiegokolwiek ruchu, który dałby mi nadzieję, jednak wszystkie moje próby spełzały na niczym. Powoli zaczynałam panikować.
A co jeżeli ja teraz umieram?! Co jeżeli leżę na sali operacyjnej, a moje serce stanęło i dlatego nie mogę się ruszyć?! Może lekarze zostawili mnie myśląc, że umarłam? Ja żyję! Muszę im to jakoś pokazać. Muszę dać jakiś znak, że muszą zacząć mnie reanimować.
Nie poddam się.
Próbowałam wywołać jakąkolwiek reakcję organizmu. Nagle ze zdziwieniem zauważyłam, że mój oddech przyspiesza. Płuca zacisnęły się wyduszając za małą porcję powietrza na zwykły wydech. Krtań zaczęła mi płonąć żywym ogniem. Czułam gwałtowne bicie serca w uszach i z niespodziewaną radością powitałam atak paniki. Nie był on w żaden sposób przyjemny, ale przynajmniej wiedziałam, że żyję. Martwi nie miewają ataków paniki, prawda?
W końcu po wielu godzinach męczarni i kompletnej ciszy usłyszałam czyjeś kroki i wysoki pisk. Skojarzyło mi się to z ciotką Margaret, u której kiedyś byliśmy na święta. W pewnym momencie zobaczyła mysz w kącie pokoju i wydała z siebie podobny pisk, który teraz słyszałam. Przypomniałam sobie całą tę sytuację, a przynajmniej spróbowałam, bo obraz zaczął się dziwnie rozmazywać. Łapałam się tego wspomnienia resztkami siły, ale byłam spisana na przegraną.
Oślepiającą jasność zastąpiły grobowe ciemności, który chyba jeszcze bardziej mnie wystraszyły. Miałam wrażenie, że spadam w bezdenną przepaść, której brzegi są zbyt gładkie, bym mogła się złapać. Powoli słabłam. Senność pochłaniała mnie nieubłaganie, ale bez pośpiechu jakby dobrze wiedziała, że się jej nie wymknę. Dlaczego nic nie pamiętam?
***
Christian.
Obudziłam się z dziwnym przeczuciem, że spałam naprawdę długo. Wciąż nie mogłam otworzyć oczu, co bardzo mnie denerwowało, ale widziałam drobną poprawę mojego stanu. W końcu coś sobie przypomniałam. Christian. To imię napawało mnie jakimś dziwnym lękiem. Nie miałam pojęcia dlaczego to była pierwsza rzecz – nie licząc krzyku ciotki Margaret – którą sobie przypomniałam. Kim był dla mnie człowiek noszący to imię? Dlaczego tak bardzo się go bałam? Czy on mnie skrzywdził? Czy to przez niego byłam w takim stanie?
Już zdążyłam się zorientować, że nie umieram ani nie umierałam, jednak z jakiegoś nadal mi nieznanego powodu znajdowałam się w szpitalu. Sporadycznie słyszałam też ciche kroki wokół mnie. Zapewne pielęgniarki. Piszczące urządzenie, które usłyszałam teraz pikało równomiernie w rytm mojego serca. Uspokajało mnie trochę, to że nic się nie dzieje.
Jedyną rzeczą, która mnie niepokoiła była samotność.
Pielęgniarki wychodziły tak szybko jak wchodziły zawsze milcząc. Po jakimś czasie na nowo zaczął mnie denerwować bezwład mojego ciała, nad którym nie udało mi się odzyskać kontroli. Miarowe pikanie maszyn stojących na sali, również przestało mnie uspokajać, a zaczęło wkurzać. Chciałam, żeby ktoś przyszedł i zaczął coś mówić. Cokolwiek dzięki czemu odzyskałabym całkowicie pamięć. Ale widać los chciał mi zrobić psikusa, bo nadal nic się nie zmieniało.
W końcu zaczęłam rejestrować zmiany oświetlenia. Nie zawsze biło mnie po oczach białym strumieniem. Czasem pojawiał się delikatny, żółty blask, który opadał na moją twarz lekko ogrzewając policzki. Niekiedy też robiło się zupełnie ciemno. Ale rzadko kiedy wytrzymywałam tak długo, zanim usypiałam. Na podstawie tych drobnych zmian zaczęłam odliczać dni spędzone w szpitalu. Po dwóch tak odliczonych dobach zaczęłam również rozpoznawać poszczególne pielęgniarki po sposobie w jakim stawiały kroki. Ta, która przychodziła rano i wieczorem poruszała się lekko i cicho, dlatego na początku nie rejestrowałam, że w ogóle była. Druga pojawiała się po południu, zatrzymywała się za moją głową i stała tam chwilę, po czym wychodziła. Miała ciężkie, toporne kroki, a każdy z nich był posuwisty i powolny. Czasem byłam na tyle znudzona, że liczyłam ile kroków bądź oddechów muszą zrobić obie te panie zanim wyjdą z mojej sali. Po upływie pięciu dniu, kiedy na pamięć znałam ich trasy i wyczuwałam, kiedy mają przyjść bawiłam się moim oddechem, chcąc sprawdzić jak dużą kontrolę mam nad własnym ciałem. Okazało się, że nie wielką, bo potrafiłam jedynie wstrzymać oddech na tyle ile normalnie zabrałoby mi wzięcie czterech wdechów. Potem moje płuca przeszywało nieprzyjemne ukłucie i mój umysł zmuszał mnie do snu.
Nie lubiłam zasypiać. Wtedy zamiast światła otaczała mnie ciemność. Nic też nie słyszałam i nie czułam. Miałam wrażenie, że nigdy już nie będę mogła się obudzić i ta myśl zawsze przerażała mnie najmocniej.
Po tygodniu w końcu coś się zmieniło i myślałam, że moje serce eksploduje ze szczęścia na myśl o wyrwaniu się z trwającej nieustannie rutyny. Oczekiwałam właśnie kiedy przyjdzie popołudniowa pielęgniarka. Miała się zjawić za pięćdziesiąt sześć lub siedem oddechów, ale niespodziewanie weszła szybciej. Zdziwiłam się i to bardzo, ale najlepsze było dopiero przede mną.
- Masz gości, kochaniutka. – Przyjemny głos, kobiety kojarzył mi się z uroczą staruszką mieszkającą na przedmieściach i piekącą ciasta dla gromadki wnuków. Westchnęłam w myślach, bo mój oddech pozostał tak samo niezmienny jak wcześniej. Zaczęłam dokładniej analizować barwę głosu, który przed chwilą do mnie przemówił jednak nie zdążyłam się nim jeszcze wystarczająco nacieszyć, kiedy usłyszałam kolejne kroki. Poza moją pielęgniarką, do sali weszły jeszcze dwie osoby. Radość tak mnie zamroczyła, że nie byłam w stanie skupić się i rozpoznać czy to mężczyzna i kobieta, dwie kobiety, czy dwóch mężczyzn.
- Czy ona nas słyszy? – Zamarłam na chwilę, słysząc tak dobrze znany mi dźwięk. Kochałam go nad życie i chciałam, żeby już nigdy mnie nie opuścił. Mama.
______________________________
Cześć misie!
Rozdział napisałam przed chwilą i wstawiam go na szybko bo zaraz uciekam na 18-nastkę koleżanki. Mogą być błędy i bardzo za nie przepraszam, ale ten tydzień miałam w ciągłym biegu i nie zdążyłam niczego napisać.
Piszcie co sądzicie.
Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania ⭐💬
Do zobaczenia za tydzień ❤~ Nika xx
CZYTASZ
Don't hurt me again |B.S|
FanfictionCo byś zrobił gdyby ludzie dookoła ciebie okazali się kimś innym? Czy wybaczyłbyś gdyby cię skrzywdzili? Luna, a właściwie Lunathira, od dziecka była wychowywana w miłej, rodzinnej atmosferze. Miała to czego innym brakuje - szczęście. Wszystko zmien...