Rozdział dwudziesty pierwszy

63 11 5
                                    

(zpw. Sith )

Uśmiechnęłam się spoglądając na swoją postać w lustrze.Dużo zmieniło się w moim wyglądzie przez ostatni miesiąc...Może potrzebowałam właśnie takiego impulsu, w sumie gdyby nie Esme nie osiągnęłabym tego, czułam się znacznie lepiej niż wcześniej...Musiałam pamiętać o tym by jej podziękować kiedy będę tańczyć nad jej grobem.Co z tego że nikogo nie obchodzi moje istnienie?Sprawie że wszyscy zapłaczą, padną mi do stóp.Odrzuciłam do tyłu krwisto czerwone włosy.Wyszłam z łazienki, ubrałam swoją skórzaną kurtkę, odkąd zaczęłam się rozwijać kradzieże nawet z markowych sklepów stały się drobnostką, stąd też mogłam pozwolić sobie na odpicowanie własnego stylu, przefarbowanie włosów, kilka kosmetyków...Cóż, zupełnie nie przypominałam dawnej siebie.Świat powinien zacząć się obawiać, tego co nadchodzi....

Weszłam do budynku szkoły, uśmiechnęłam się na widok białej czupryny, czas zacząć wcielać plan w życie.Podeszłam bliżej.

-O, Esme, w końcu wróciłaś.Jak się czujesz?Co się stało?Martwiłam się o ciebie...-Wyćwierkiwałam pogodnie o mało nie zwracając śniadania.

-Y...Czy my się znamy?

-Oczywiście że tak, to ja Sith...-Zaśmiałam się w duchu, widząc jej zaszokowaną minę.-Muszę się kamuflować, sama mówiłaś że drugi raz mojej dupy ratować nie będziesz.

-Sith...?-Ojejku, śnieżynka złapała zawieche...-Ale czemu?

-Pamiętasz, obiecałyśmy że nie będziemy walczyć...Chyba możemy się w takim razie przyjaźnić prawda?-Gdyby nie moja silna wola pewnie parsknęłabym śmiechem widząc jej niedorzeczną minę.Dzwonek zadzwonił oznajmiając początek lekcji.-No to, do zobaczenia potem!

Przeciwieństwa [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz