13. Quidditch

3.9K 240 33
                                    

Dziś rano, gdy sobie spałam, spadło na mnie wiadro z wodą. Tak! I woda i wiadro. Siniaka raczej nie będzie, ale bolało i to bardzo. Zdenerwowana wyszłam z pokoju, z zamairem pójścia do chłopaków, ale zadziwiająco spotkałam Lee w Pokoju Wspólnym.
— Lee!
— Co tam wiewióreczko? — zapytał ze śmiechem.
— Dobrze wiesz co!
— Nie wiem, o co chodzi. A tak na marginesie, jesteś trochę mokra, wiesz?
— Wiem! Zemszczę się na was, zobaczycie — powiedziałam i udałam się do swojego dormitorium.

Następnego dnia wreszcie był ten oczekiwany dzień. Mecz quidditcha! Przed jedenastą wszyscy zebrali się na stadionie. Ja jak prawie zawsze siedziałam obok Hermiony i Rona.
Gdy na boisku znalazły się obydwie drużyny, pani Hooch powiedziała:
— Na mój gwizdek... Trzy... dwa... jeden...
Ruszyli. Po paru minutach gry zorientowałam się, że coś jest nie tak. Mianowicie tłuczek uwziął się na Harry'ego, mimo iż Fred i George próbowali go odgonić.
— To chyba jakiś żart! — krzyknęłam.
Deszcz rozpadał się na dobre już w połowie gry, przez co nie widziałam zbyt dużo, nawet z moimi zdolnościami. Kilka minut po przerwie, jaką wziął Wood, Harry złapał znicza, ale chyba coś mu się stało. Niestety Katy Bell, ścigająca Gryfonów również poważnie oberwała. Gdy tylko usłyszałam gwizdek kończący grę, pędem ruszyłam na boisko. Dobiegłam do Harry'ego i uklęknęłam nad jego leżącym ciałem. Zemdlał... Zaraz obok mnie zebrali się też inni, między innymi pan „Zapatrzony w siebie loczek''. Harry, gdy tylko się obudził i zobaczył, że obok niego jest Lockhart to jęknął:
— Och, nie... tylko nie to.
— Nie wie, co mówi — powiedział Lockhart do uczniów, na co ja tylko przekręciłam oczami. — Zaraz nastawie ci ramię, Harry.
— Nie! — powiedzieliśmy równocześnie.
— Nie trzeba, dzięki... — dodał Harry.
— Leż spokojnie, Harry. To proste zaklęcie.
— Panu nawet takie nie wychodzą — powiedziałam, ale on to puścił mimo uszu.
Ten idiota przyłożył Harry'emu różdżkę do ramienia i po chwili Harry został bez kości. Gdy to zobaczyłam, to moja dłoń od razu powędrowała na czoło. Totalna załamka...
Hermiona i Ron zabrali Harry'ego do pani Pomfrey, a ja ruszyłam w stronę bliźniaków, którzy mocowali się z tłuczkiem. Szybko wzięłam różdżkę i rzuciłam na nią zaklęcie, by ją unieruchomić. Fred i George posłali mi wdzięczne spojrzenia i włożyli tłuczka na swoje miejsce.
— Mogliśmy cię od razu zawołać — powiedział George, gdy już zmierzaliśmy w stronę zamku.
— Jaki on jest głupi! No jakaś masakra! Jak można usunąć komuś kość! Następnym razem ja usunę mu mózg! Jeśli już ktoś tego nie zrobił! — mówiłam wściekła.
— Oho, naszej księżniczce włączył się słowotok — zaśmiał się George, a Fred razem z nim.
— Ty znasz takie słowa? — odgryzłam się.
— A żebyś wiedziała, że tak — odpowiedział.
— I ile razy mam wam mówić, że nie jestem księżniczką? — zapytałam z lekką irytacją.
— Dużo! — powiedzieli oboje, na co ja tylko głośno westchnęłam.

Weszliśmy do skrzydła szpitalnego, gdzie znajdował się Harry i inni Gryfoni.
— Harry, to, co wyprawiałeś w powietrzu, było zupełnie niesamowite — powiedział George. — Właśnie widzieliśmy z Fredem i Alex, jak Flint objeżdżał Malfoya. Wspominał coś o tępym bubku, który nie widzi znicza, mając go przed nosem. W każdym razie Malfoy nie wyglądał na zadowolonego z życia.
Uczniowie przynieśli jakieś ciastka i sok z dyni. Chyba chcieli zacząć imprezę, ale do skrzydła wpadła pani Pomfrey.
— Ten chłopak potrzebuje spokoju! Wynocha! WYNOCHA!
— Później wpadnę — uśmiechnęłam się do Harry'ego i razem z resztą wyszłam z pomieszczenia.

Była już godzina 23.00, a ja nie mogłam usnąć i uznałam, że wybiorę się do Harry'ego może nie śpi. Ruszyłam do skrzydła szpitalnego i po cichu wślizgnęłam się do środka.
— Daj mi spokój! — usłyszałam głos Harry'ego. — Zgredek?!
Przybliżyłam się do łóżka Harry'ego i zauważyłam skrzata domowego.
— Kim on jest? — zapytałam nagle, a skrzat razem z Harrym podskoczyli ze strachu.
— Alexandra Potter — odezwał się skrzat. — Też tutaj?
— A gdzie miałabym być? — zapytałam zdziwiona
— W domu, bezpieczna. Harry Potter też. W Hogwarcie jest niebezpieczeństwo. Dlaczego Harry Potter i Alexandra nie wrócili do domu, gdy spóźnili się na pociąg?!
— Skąd wiesz, że się spóźniliśmy? — zapytał Harry. — To ty! Przez ciebie barierka nie chciała nas przepuścić.
— To prawda sir. Myślałem, że jak sir i pańska siostra nie dostaną listów od przyjaciół, to nie przyjadą, ale to nie zadziałało.
— Czekaj... Co?! Jakie listy? — zapytałam.
— Zgredek nie wiedział gdzie sir Alexandra mieszka, dowiedział się dopiero później — powiedział.
— Oddaj mi moje listy i to natychmiast! — powiedziałam, nieco głośniej niż powinnam.
— Ale... — zaczął skrzat.
— Oddawaj! — powiedziałam i po chwili w moich rękach znalazły się listy.
— Przez ciebie mamy same kłopoty — powiedział Harry. — Lepiej uciekaj, zanim cię uduszę.
— Zgredek jest przyzwyczajony do takich gróźb, sir. W domu słyszy je pięć razy dziennie — powiedział i wysmarkał nos w swoje ubranie.
— Dlaczego chodzisz w takim łachu? — zapytał Harry.
— To oznaka mojego zniewolenia. Zgredek może odzyskać wolność, jak jego pan obdaruje go jakimś przyzwoitym odzieniem, sir.
Rozmowa między naszą trójką jeszcze toczyła się przez przynajmniej godzinę, pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie odgłos kroków, które kierowały się w naszą stronę. Szybko schowałam się za zasłonę, która była przy łóżku Harry'ego, a Zgredek zniknął. Do pomieszczenia weszli Dumbledore i profesor McGonagall, nieśli kolejnego spetryfikowanego. Kierowali się w moją stronę, więc szybko wślizgnęłam się pod sąsiednie łóżko, na którym po chwili znalazło się ciało.
— Co się stało?— zapytała się pani Pomfrey, która właśnie się zjawiła.
— Kolejna napaść — odrzekł Dumbledore. — Minerwa znalazła go na schodach.
— Sądzę, że chciał odwiedzić Pottera — rzekła profesor McGonagall.
— Chyba nie uważasz, że udało mu się zrobić zdjęcie napastnikowi?
— O Boże! — usłyszałam panią Pomfrey i poczułam zapach spalonego plastiku. — Stopiło się.
— To znaczy, że komnata tajemnic rzeczywiście została otwarta — rzekł Dumbledore.
Gdy wszyscy opuścili skrzydło szpitalne, to szybko wydostałam się spod łóżka i zobaczyłam, że osobą spetryfikowaną był Colin Creevey. Pożegnałam się z Harrym i mimo lekkiego strachu ruszyłam do swojego dormitorium, bo naprawdę chciało mi się spać.

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz